Quantcast
Channel: Tajna Historia Rzeszowa
Viewing all 42 articles
Browse latest View live

Poszukiwanie miejsc pochówków ofiar zbrodni komunistycznych w Rzeszowie. Dzień trzeci

$
0
0
05.09.2015 148

Prof. Krzysztof Szwagrzyk (Fot. Marcin Maruszak)

Dzień 5 września 2015 roku rozpoczął się od kontynuowania i poszerzania na południowo-wschodnim bastionie Zamku Lubomirskich w Rzeszowie wykopu biegnącego przez środek placu i prostopadle do wschodniej części muru.  Grunt okazał się, podobnie jak przy pracach wczorajszych, nasycony licznymi oczkami gruzu, co wskazuje na to, że teren ten, podobnie jak w przypadku wykopu wzdłuż wschodniego muru, okazał się w dużym stopniu przekopany. Świadczą o tym ponadto kolejne fragmenty fundamentu, który dr Szwagrzyk jednoznacznie zidentyfikował jako pozostałość po ogrodzeniu tzw. spacerniaka więziennego z okresu PRL-u. Już na samym początku prac przy pogłębieniu i poszerzeniu wykopu prostopadłego doszło do odkrycia rozległej  jamy w kolorze brunatnym, której kształt, usytuowanie i wyraźnie odcinały się od osadów lessowych. Dr Borkowski zadecydował o jej pogłębieniu w części południowej wykopu. W obrębie tej jamy natrafiono na sporą ilość małży i innych skorupiaków. Według dr Borkowskiego przesłanki te mogą wskazywać na to, że mamy do czynienia z czymś w rodzaju fosy, z okresu wcześniejszego niż odkryty w dniu wczorajszym mur oporowy. O jej wcześniejszym pochodzeniu może świadczyć jej położenie względem omawianego muru. Znajduje się ona bowiem bliżej wnętrza budowli, w odległości ok. 5 metrów od muru. Archeolodzy pod kierunkiem dr Borkowskiego przystąpili do oczyszczania znaleziska, celem sporządzenia odpowiedniej dokumentacji. Na oczyszczonym przez profilu jamy bardzo wyraźnie widać było jej nieckowaty kształt, wskazujący na istnienie po jej wewnętrznej stronie wału ziemnego. Mogą to być zatem pozostałości po najstarszych umocnieniach wzgórza zamkowego. Okazało się ponadto, że jama ma liczne przebarwienia, co według dr Borkowskiego może świadczyć o tym, że fosa obronna mogła w różnych okresach obsypywać się. Prof. Szwagrzyk  zdecydował o kontynuowaniu wykopu. Gdy koparka znajdowała się ok. pięciu metrów za odkrytym w wykopie fundamentem, podjął decyzję o przerwaniu prac w tym miejscu  i wykonaniu sondażowego wykopu od strony południowej placu, przy murze usytuowanym wzdłuż ulicy Szopena.

04.09.2015 065

Archeolodzy oczyszczają i pogłębiają jamę, która może być pozostałością fosy obronnej. Widać jej brunatny kolor, który kontrastuje z żółtym kolorem osadów lessowych po bokach (Fot. Marcin Maruszak)

Prace na terenie wykopu prostopadłego do wschodniej części muru. Wgłębi planu Prof. Krzysztof Szwagrzyk (Fot. Marcin Maruszak)

Prace na terenie wykopu prostopadłego do wschodniej części muru. Widoczne fundamenty tzw. spacerniaka więziennego. Wgłębi planu Prof. Krzysztof Szwagrzyk (Fot. Marcin Maruszak)

dr Tomasz Borkowski analizuje profil odkrytej jamy (Fot. Marcin Maruszak)

dr Tomasz Borkowski analizuje profil odkrytej jamy (Fot. Marcin Maruszak)

W tym czasie archeolodzy i studenci archeologii pod kierunkiem dr Borkowskiego zakończyli oczyszczanie profilu jamy odkrytej w prostopadłym wykopie i przystąpili do oczyszczania odkrytych fundamentów tzw. spacerniaka. Jednocześnie przystąpiono do analizy dna wykopu. Szczególną uwagę Prof. Borkowskiego przyciągnęła w pewnym momencie ciemna plama przy wschodniej krawędzi odkrytego fundamentu. Przystąpiono do szczegółowego zbadania podłoża, wykluczając po jakimś czasie możliwość pochówku w tym miejscu. Następnie rozpoczęto pomiary przy pomocy sprzętu geodezyjnego oraz sporządzanie dokumentacji fotograficznej. Po drugiej stronie placu trwały cały czas prace nad odsłonięciem kolejnej części odkrytej w dniu wczorajszym jamy neolitycznej. Wybrano ziemię po drugiej stronie fundamentu, oczyszczono profil jamy i przygotowano całość do sporządzenia odpowiedniej dokumentacji. Dzisiejsze badania w tym miejscu nie przyniosły zmian w ustaleniach z wczorajszego dnia na temat okresu z jakiego pochodzi znalezisko.

dr Tomasz Borkowski w otoczeniu archeologów w odkrytej jamie (Fot. Marcin Maruszak)

dr Tomasz Borkowski w otoczeniu archeologów w odkrytej jamie (Fot. Marcin Maruszak)

Szczególną uwagę Prof. Borkowskiego przyciągnęła w pewnym momencie ciemna plama przy wschodniej krawędzi odkrytego fundamentu (Fot. Marcin Maruszak)

Szczególną uwagę Prof. Borkowskiego przyciągnęła w pewnym momencie ciemna plama wkopu przy wschodniej krawędzi odkrytego fundamentu (Fot. Marcin Maruszak)

Prace na stanowisku jamy z okresu neolitu. Widoczny fundament tzw. spacerniaka oraz ciemny kształt odkrytej jamy bezpośrednio pod nim (Fot. Marcin Maruszak)

Prace na stanowisku jamy z okresu neolitu. Widoczny fundament tzw. spacerniaka oraz ciemny kształt odkrytej jamy, znajdujący się bezpośrednio pod nim (Fot. Marcin Maruszak)

Wykop sondażowy rozpoczęto w południwo-zachodnim narożniku w odległości ok. jednego metra od obu ścian. Miejsce wytypowali dokładnie Prof. Szwagrzyk i Bogusław Kleszczyński z rzeszowskiego Oddziału IPN. Z wykopem tym wiązano duże nadzieje, gdyż ekspertyza badań georadarem wykazała w tym miejscu spore anomalia. Ponadto miejsce jest dosyć ustronne, znajduje się bowiem za załomem muru od strony budynku dawnego więzienia i świetnie nadawało się na ukrycie zwłok. Rozpoczęcie prac w tym miejscu zgromadziło niemal wszystkich uczestników badań, którzy z uwagą i w skupieniu wpatrywali się w przerzucaną ziemię i jej kolejne, odsłaniane przez koparkę warstwy. Na głębokości ok. pół metra łopata koparki natrafiła na umocnienia muru od strony ulicy Szopena, które w naturalny sposób stały się granicą wykopu. Tutaj także odnaleziono fragment drutu kolczastego, pochodzący byc może z ogrodzenia więziennego. Po pogłębieniu wykopu, na głębokości ok. półtora metra, zaczęła się pojawiać wyraźnie odcinająca się od żółtego tła brunatna i podłużna jama wkopu. Jej kształt mógł wskazywać na możliwość pochowania w tym miejscu człowieka. Prof. Szwagrzyk udzielił dodatkowych instrukcji operatorowi koparki, który rozpoczął poszerzanie wykopu w kierunku środka placu. Po zdjęciu kolejnych warstw łopata koparki zarysowała jakiś podłużny drewniany przedmiot, który mógł być deską.

archeolog Justyna Sawicka, Prof. Krzysztof Szwagrzyk, Prof. Maciej Trzciński i Bogusław Kleszczyński (Fot. Marcin Maruszak)

archeolog Justyna Sawicka, Prof. Krzysztof Szwagrzyk, Prof. Maciej Trzciński i Bogusław Kleszczyński (Fot. Marcin Maruszak)

04.09.2015 296

Justyna Sawicka, archeolog Samodzielnego Wydziału Poszukiwań IPN nad wykopem sondarzowym w południo-zachodnim narożniku bastionu (Fot. Marcin Maruszak)

Po zdjęciu kolejnych warstw w wykopie sondarzowym, łopata koparki zarysowała jakiś podłużny drewniany przedmiot (Fot. Marcin Maruszak)

Po zdjęciu kolejnych warstw w wykopie sondarzowym, łopata koparki zarysowała jakiś podłużny drewniany przedmiot (Fot. Marcin Maruszak)

Niemal całe grono badaczy jednocześnie uniosło ręce, dając gestami znać operatorowi koparki o konieczności przerwania prac. Gdy koparka wyłączyła silnik, do wykopu natychmiast wskoczył Prof. Maciej Trzciński, dzierżąc w ręce łopatę. Rozpoczął ostrożne usuwanie ziemi wokół znaleziska. Zgromadzonym wokół wykopu udzieliły się duże emocje. Wszyscy szczelnie otoczyli miejsce pracy, wpatrując się nerwowo w ruchy Prof. Trzcińskiego. Napięcie jednak nie trwało zbyt długo. Po kilku minutach okazało się bowiem, że to fragment drewnianego pala. Podjęto decyzję o kontynuowaniu wykopu wzdłuż muru. Kolejne brunatne przebarwienia, na które natrafiono, okazały się w końcu zwykłym cegliskiem. Przy poszerzaniu wykopu od strony środka placu, natrafiono na fragment betonowej podmurówki, którą należało umiejętnie ominąć. Gdy dalsze prace w tym miejscu nie przyniosły efektu, Prof. Szwagrzyk, po konsultacji z Prof. Trzcińskim i dr Borkowskim, zadecydował  o przerwaniu prac i kontynuowaniu poszerzania wykopu w centralnej części placu.  Udało się ostatecznie odsłonić teren o wymiarach trzy na trzy metry i głębokości ok. 2 metrów, który stanowił teren przyległy do miejsca gdzie zbiegają się wykopy równoległy i prostopadły do wschodniego fragmentu muru. Odsłonięto przy tym kolejny fragment fundamentu tzw. spacerniaka, usytuowany wzdłuż wykopu, prostopadle do wschodniego muru. Całość stanowi dość rozległe wyrobisko. Prace zakończono przed godz. 16.00.

Prof. Maciej Trzciński w wykopie sondarzowym oczyszcza drewniane znalezisko (Fot. Marcin Maruszak)

Prof. Maciej Trzciński w wykopie sondarzowym oczyszcza drewniane znalezisko (Fot. Marcin Maruszak)

Studenci archeologi z Uniwersytetu Wrocławskiego obserują prace w wykopie sondarzowym (Fot. Marcin Maruszak)

Studenci archeologi z Uniwersytetu Wrocławskiego obserują prace w wykopie sondarzowym (Fot. Marcin Maruszak)

Prof. Krzysztof Szwagrzyk, Prof. Maciej Trzciński, Bogusław Kleszczyński i dr Tomasz Borkowski nad wykopem sondarzowym w południowo-zachodnim narożniku bastionu (Fot. Marcin Maruszak)

Prof. Krzysztof Szwagrzyk, Prof. Maciej Trzciński, Bogusław Kleszczyński i dr Tomasz Borkowski nad wykopem sondarzowym w południowo-zachodnim narożniku bastionu (Fot. Marcin Maruszak)

Już po zakończeniu prac przy wykopie sondażowym na miejsce przybył Marek Wójcik, historyk, znany resovianista i znawca historii Rzeszowa. – Jestem przekonany o tym, że dopóki nie wykona się profesjonalnych prac archeologicznych na tym terenie, nie można wykluczyć, że Zamek był tym miejscem, w którym grzebano  pomordowanych, zarówno w okresie okupacji niemieckiej jak i w okresie po ustąpieniu Niemców z Rzeszowa. Oczywiście nie można tych tajnych pochówków ograniczać tylko do okolic Zamku. Źródła wskazują na to, że dokonywano tego również na terenie cmentarza Pobitno, zwłaszcza, że największa część wyroków śmierci była wykonywana w okresie po likwidacji na cmentarzu Pobitno dawnej niemieckiej kwatery wojennej, a więc zachodziła sposobność, aby przy okazji jej likwidacji można było, mówiąc brutalnie, dorzucić szczątki ludzi pomordowanych po wojnie.  Mówimy o okresie lat 1945-1946 – zaznaczył.

Marek Wójcik i Bogusław Kleszczyński (Fot. Marcin Maruszak)

Marek Wójcik i Bogusław Kleszczyński (Fot. Marcin Maruszak)

 

Zapytany o inne niż Zamek miejsca pochówku ofiar z okresu od sierpnia 1944 roku do wiosny 1945 roku, odpowiedział, że: − Nie byłbym w stanie wskazać jakiegoś śladu. Biorąc pod uwagę specyfikę tamtego okresu, nie było trudne znalezienie miejsca na pochówki. Był to czas na tyle dynamicznie zmieniającej się sytuacji, m.in. zamiany jednego okupanta na drugiego, że praktycznie mogą wchodzić w grę bardzo zaskakujące miejsca, o których nic nie wiemy, a w ich odnalezieniu może pomóc jedynie przypadek. Nie żyją bowiem świadkowie tamtych wydarzeń, nie mówiąc już o wykonawcach. Trzeba pamiętać, że był to czas, gdy życie ludzkie było w niskiej cenie, a agresja nowego okupanta wyjątkowa, który próbował w zarodku zdławić jakiekolwiek formy zorganizowanego oporu – dodał. Zapytany o problem tajnych pochówków żołnierzy UPA i nieobjęcie ich programem poszukiwań, zauważył, że jest to przede wszystkim problem strony ukraińskiej. – Strona ukraińska powinna wychodzić z takiego samego założenia z jakiego wychodzi IPN i jego pracownicy, poszukując śladów ofiar zbrodni komunistycznych. Poszukiwanie nie sprowadza się do faktu, że szukamy polskich szczątków. Owszem, łatwiej jest nam zidentyfikować ludzi działających po wojnie w polskim podziemiu niepodległościowym. Znamy po prostu ich życiorysy i miejsce pochodzenia oraz posiadamy informacje o krewnych i rodzinie. Łatwiej nam po prostu dotrzeć do historii danego człowieka. Natomiast specyfiką działań ukraińskich w kierunku upamiętnień są zdarzenia, które psują wzajemne relacje. Biorąc pod uwagę chociażby nielegalne upamiętnienia, mamy do czynienia z sytuacją, gdy jedno nazwisko wędruje od wioski do wioski , np. daną rodzinę upamiętnia się jako ofiary w jednej miejscowości, po czym ich nazwiska pojawiają się na upamiętnieniu w innej miejscowości. Nie jest to niestety przekonywujące. W dużym stopniu odpowiada za to współczesne państwo ukraińskie, które definiując swój mit założycielski, nie ma możliwości oparcia się o postaci, które nie wywoływałyby większych lub mniejszych kontrowersji. Prowadząc tego typu działania Ukraińcy sami wykluczają się z możliwości podejmowania wspólnych w tym kierunku działań.

05.09.2015 005

Marek Wójcik wskazuje liczne miejsca na terenie Rzeszowa, gdzie ważne obiekty historyczne są opisane źle i niezgodnie z faktami historycznymi. Dotyczy to m.in. Zamku Lubomirskich (Fot. Marcin Maruszak)

Ludobójstwo nie zna jednak podziału na narodowość. Istotne są motywy działania sprawców i status ofiar. Biorąc pod uwagę ograniczenia ustawowe IPN uważam, że to strona ukraińska powinna zainteresować się poszukiwaniem tych miejsc. Jednak poza podgrzewaniem atmosfery po niektórych publikacjach, takiego zainteresowania nie widać.  Nie przypuszczam także, żeby w konsulacie ukraińskim w Rzeszowie była choćby jedna osoba, która ma świadomość tego, czym jest rzeszowski Zamek i byłaby tym zainteresowana. Sprawa ta powinna ponadto wchodzić w obszar zainteresowania m.in. takich organizacji jak Związek Ukraińców w Polsce. Nad faktem śmierci ofiar ukraińskich należy się po chrześcijańsku pochylić i nie można tego zmieszać z negatywną oceną tego co uczynili. Zupełnie odrębnym problemem z punktu widzenia definicji zbrodni komunistycznych, jest ustalenie na ile ówczesne prawo w stosunku do tych ludzi zostało zachowane. Należałoby ocenić jakie stworzono tym ludziom możliwości obrony itp. Posiadamy pewność co do tego, że w tym samym miejscu, w tym samym czasie, za sprawą częstokroć tych samych składów sędziowskich życie tracili zarówno obywatele Rzeczypospolitej narodowości polskiej jak i obywatele Rzeczypospolitej narodowości ukraińskiej, którzy z jakichś powodów nie uznawali Rzeczypospolitej za swoje państwo. Nie mówię oczywiście o wchodzeniu w ocenę, jak tych ludzi potraktowało państwo komunistyczne i cały aparat represji  i wymiar sprawiedliwości tzw. Polski Lubelskiej. Niektóre okoliczności pozwalają domniemywać jednak, że wobec tych ludzi nie dochowano procedur zgodnych z ówczesnym prawem. Ponadto to prawo było budowane w sposób bezprawny. Pragnę także podkreślić, że z punktu widzenia badań historycznych, nie wiemy np. czy wszystkie wyroki orzeczone w tych murach, zostały tu na miejscu wykonane. Nie wiemy, czy i jaka część osób została stąd wywieziona. Stan badań w oparciu o zachowane źródła  jest taki a nie inny. Jakimś polskim otwarciem było opublikowanie listy osób straconych i zmarłych w więzieniu na Zamku, które są rozróżnione jedynie pod względem chronologicznym. Dlaczego dzisiaj stajemy wobec takiej sytuacji, w której pan zadaje te, a nie inne pytania, można się głęboko zadumać. Kto za ten stan odpowiada? Myślę, że w najmniejszym stopniu polscy historycy – tłumaczy Wójcik.

Archeolodzy oczyszczają fragmenty odkrytego muru oporowego (Fot. Marcin Maruszak)

Archeolodzy oczyszczają fragmenty odkrytego muru oporowego (Fot. Marcin Maruszak)

Wyrobisko w centralnej części placu (Fot.Marcin Maruszak)

Wyrobisko w centralnej części placu (Fot.Marcin Maruszak)

 

Nawiązując do odkrycia śladów kultury neolitycznej na Zamku zwrócił uwagę na utrzymujący się od wielu lat brak zainteresowania tego typu badaniami ze strony władz miasta. – Jeśli przyjrzymy się opublikowanej w Encyklopedii Rzeszowa mapie miejsc, gdzie prowadzono badania archeologiczne, to widać, że poza olbrzymimi badaniami na Osiedlu Piastów w okresie PRL, pozostałe odkrycia dotyczące przeszłości miasta są kwestią przypadku. W Rzeszowie można by było w wielu innych miejscach tego typu prace prowadzić. Na przeszkodzie staje jednak współczesna polityka ratusza, który wyłącznie schlebia inwestorom, a przeszłość traktuje instrumentalnie. Przykładem mogą być liczne miejsca na terenie Rzeszowa, gdzie ważne obiekty historyczne są opisane źle i niezgodnie z faktami historycznymi. Do tego dochodzi ponadto urządzanie świąt bliskich ideowo postkomunistom czyli np. obchodów rocznicy wyzwolenia Rzeszowa w dniu 2 sierpnia, czyli de facto zamiany jednego okupanta na drugiego. Rok temu miała miejsce próba upamiętnienia, całkowicie sprzeczna ze stanem historycznym, obchodów siedemdziesiątej rocznicy powstania Województwa Rzeszowskiego podczas gdy w tamtym okresie można mówić jedynie o czymś takim jak Okręg Rzeszowski, którym to określeniem posługiwały się nawet ówczesne władze komunistyczne. Przy tak nastawionym ratuszu do problematyki historycznej, trudno oczekiwać, aby wydawano zgodę na niezbędne badania archeologiczne. A szkoda. Istnieje w Rzeszowie przecież Uniwersytet i Muzeum, a więc duża kadra profesjonalistów jest na miejscu. Niestety pod tym względem rządzą Rzeszowem ludzie, którym przeszłość jest zupełnie obca, a jeżeli już to ma to mają to być działania według doraźnych potrzeb i według uproszczonego schematu. Przykładem takiej polityki jest chociażby jakość IV tomu  „Dziejów Rzeszowa”. Efekt jest fatalny. Z fragmentu dotyczącego losów oddziałów ukraińskich czy polskiego podziemia niepodległościowego możemy na przykład dowiedzieć, że Korpus Bezpieczeństwa Wewnętrznego pomagał ludności przy żniwach – podkreślił Marek Wójcik.

Prof. Krzysztof Szwagrzyk na tle Zamku Lubomirskich (Fot. Marcin Maruszak)

Prof. Krzysztof Szwagrzyk na tle Zamku Lubomirskich (Fot. Marcin Maruszak)

Prof. Krzysztof Szwagrzyk i archeolog Michał Nowak (Fot. Marcin Maruszak)

Prof. Krzysztof Szwagrzyk i archeolog Michał Nowak (Fot. Marcin Maruszak)

Prof. Krzysztof Szwagrzyk eksponuje wydobyty fragment druru kolczastego (Fot. Marcin Maruszak)

Prof. Krzysztof Szwagrzyk eksponuje wydobyty fragment druru kolczastego (Fot. Marcin Maruszak)

 

Podsumowując efekty prac dzisiejszego dnia, Bogusław Kleszczyński, który z ramienia rzeszowskiego IPN nadzoruje omawiane prace powiedział: − Poszerzono wykonany w dniu wczorajszym wykop i wykonano jeszcze jedną sondę w miejscu, w którym były  georadarowe anomalia. Rozpoczęliśmy ponadto prace w następnym wykopie, które będą kontynuowane w poniedziałek. W dniu dzisiejszym zgłosili się na miejsce prac krewni jednej z ofiar z okresu okupacji niemieckiej. − Jesteśmy w dość specyficznym miejscu. Nie wiemy  czy  było tutaj miejsce celowych pochówków, w sensie cmentarza. Jeśli tak, to wyniki prowadzonych badań wskazują na to, że zostały usunięte w latach 60. i 70. XX wieku, gdy prowadzono tutaj prace budowlane. Od poniedziałku prace będą kontynuowane na tym miejscu, ale mogą się opóźnić. W godzinach porannych przedstawiciel Miejskiego Konserwatora Zabytków zwołał naradę z udziałem pracowników IPN oraz Antoniego Lubelczyka, pracownika Działu Archeologicznego Muzeum Okręgowego w Rzeszowie. Służba konserwatorska może bowiem wykorzystać okazję, że wykop już jest zrobiony i przeprowadzić teraz odpowiednie badania. Oczywiście w ramach osobnego wniosku, który nie dotyczy naszych prac. Przemawia za tym również fakt, że wszelkie prace zabezpieczające zostały już przez nas wykonane. Pozostaje jeszcze do wykonania dokumentacja obrysu odnalezionej fosy. Będziemy zabiegać o zaangażowanie miejscowych archeologów na zasadzie zachęty do poznania nieznanej dotąd przeszłości Rzeszowa. Nie możemy jednak tych badań finansować, gdyż realizujemy swoje prace. Jeżeli na teren badań, w miejsce gdzie my akurat nie prowadzimy prac będzie chciał wejść jakiś inny archeolog, nie będziemy mieli nic przeciwko – zaznaczył.

dr Krzysztof Szwagrzyk dokumentuje obszar badań (Fot. Marcin Maruszak)

dr Krzysztof Szwagrzyk dokumentuje obszar badań (Fot. Marcin Maruszak)

Prof. Maciej Trzciński i Prof. Krzysztof Szwagrzyk (Fot. Marcin Maruszak)

Prof. Maciej Trzciński i Prof. Krzysztof Szwagrzyk (Fot. Marcin Maruszak)

Studenci archeologii Uniwersytetu Wrocławskiego na stanowisku neolitycznym (Fot. Marcin Maruszak)

Studenci archeologii Uniwersytetu Wrocławskiego na stanowisku neolitycznym (Fot. Marcin Maruszak)

Poproszony o podsumowanie kolejnego dnia pracy Prof. Szwagrzyk podkreślił wagę prowadzonych prac. − Przebadaliśmy kolejny obszar znajdujący się w centralnym miejscu na terenie bastionu. Fragment fundamentu, który wczoraj był odsłonięty dzisiaj przedłużyliśmy i wiemy, że ma co najmniej kilkanaście metrów długości. Od tego fundamentu odchodzi jakaś dobudówka z okresu późniejszego, o czym świadczy ślad po pustakach. Rozpoczęliśmy dzisiaj ponadto prace pod samym murem zewnętrznym. Zarówno tam jak i tutaj nie odnaleziono śladów po pochówkach. Nie ma kości ludzkich. Mamy za to ciekawy obiekt, którego ślad znaleźliśmy w ziemi. To warstwa, która może świadczyć o tym, że stała tam woda. Na pewno jest to obiekt zbudowany przez człowieka. Odnaleźliśmy tam bowiem fragmenty muszli ślimakowych i małży, a więc służył on zapewne jako jakiś teren użytkowany przez człowieka. Nie jest to z pewnością przypadkowe. Nie potrafimy jednak odpowiedzieć jednoznacznie na pytanie co to jest.  Jest dużo gruzu, bardzo dużo oczek w których odnajdujemy gruz. Jest to gruz prawdopodobnie z lat siedemdziesiątych. Biorąc zatem pod uwagę, że ten teren był użytkowany przez więzienie przez wiele lat były tutaj jakieś pomieszczenia, spacerniaki dla więźniów, a więc wcześniej prowadzono tutaj intensywne prace budowlane. Jednak nie napotykamy niczego wcześniejszego. Co ciekawe i zastanawiające dla mnie, znajdujemy elementy świadczące o osadnictwie z okresu neolitu albo artefakty z lat siedemdziesiątych i niczego pomiędzy. Wprawdzie tylko trzy dni trwają nasze prace, ale mimo wszystko jest to zastanawiające, dlaczego jest tak wielka różnica. Nie wiemy dlaczego dotychczas nie natrafiliśmy na żaden element pochodzący z XVII, XVIII i XIX wieku. Biorąc zwłaszcza pod uwagę fakt, że teren ten był stale użytkowany i miał charakter militarny powinny tu być m.in. elementy uzbrojenia lub oprzyrządowania wojskowego. Powinniśmy tutaj znajdować jakieś zniszczone tego typu artefakty. Jak dotychczas nie znalazł się ani jeden.  Biorąc pod uwagę, że dzisiaj mamy sobotę i kończą się nam pierwsze trzy dni pracy na terenie Zamku Lubomirskich w Rzeszowie powiem, że pomimo, że nie odnaleźliśmy dotychczas żadnych szczątków ludzkich, których spodziewaliśmy się odnaleźć, to efekty w zakresie nauki i archeologii są niezwykle owocne. Mama nadzieję, że ten kolejny tydzień będzie nie mniej owocny. Chciałbym tylko bardzo i nie tylko ja, aby te owoce bardziej dotyczyły okresu lat czterdziestych i pięćdziesiątych. Prace na Zamku potrwają cały przyszły tydzień. Nie jestem jednak obecnie w stanie powiedzieć czy będą przedłużone – dodał Prof. Szwagrzyk.

Marcin Maruszak

04.09.2015 245 04.09.2015 246 04.09.2015 247 04.09.2015 248 04.09.2015 249

04.09.2015 533 04.09.2015 533 04.09.2015 534 04.09.2015 535 04.09.2015 536 04.09.2015 537 04.09.2015 538 04.09.2015 539 04.09.2015 540


Poszukiwanie miejsc pochówków ofiar zbrodni komunistycznych w Rzeszowie. Dzień czwarty

$
0
0
Prof. Krzysztof Szwagrzyk i sędzia Bogusław Nizieński w trakcie ekshumacji. W wykopie archeolog Justyna Sawicka (Fot. Marcin Maruszak)

Prof. Krzysztof Szwagrzyk i sędzia Bogusław Nizieński w trakcie ekshumacji. W wykopie archeolog Justyna Sawicka (Fot. Marcin Maruszak)

6 września o godz. 8.00 rano na starym cmentarzu komunalnym w Zwięczycy, w całkowitej tajemnicy, IPN rozpoczął prace ekshumacyjne znanej i oznakowanej od lat 70. XX wieku mogiły działaczy Okręgu WiN Rzeszów Władysława Koby, Leopolda Rząsy i Michała Zygo. Na miejscu, oprócz pracowników IPN pod wodzą Prof. Krzysztofa Szwagrzyka pojawił się sędzia w stanie spoczynku Bogusław Nizieński w towarzystwie rodzin zamordowanych. Odkryte szczątki noszą wyraźne ślady bestialskiego traktowania skazanych. Świadczą o tym m.in. znajdujące się wśród kości kable, którymi prawdopodobnie krępowano ofiary. W trakcie prac nie obyło się niestety bez  drobnego skandalu, gdy zaraz po odnalezieniu szczątków przybyli na miejsce prokuratorzy OKŚZpNP w osobach  prok. Grzegorza Malisiewicza i prowadzącej postępowanie prok. Celiny Przybyło, która na widok dziennikarzy THR zareagowała bardzo emocjonalnie. Powołując się na tajemnicę śledztwa wydała zakaz jakiegokolwiek dokumentowania prowadzonych czynności i nakazała dziennikarzom opuszczenie terenu cmentarza, co wywołało zażenowanie wśród zgromadzonych członków rodzin ofiar.  Dopiero po licznych tłumaczeniach i zabiegach udało się uzyskać pozwolenie na wykonywanie i publikowanie zdjęć, z wyjątkiem wydobytych szczątków. Na podkreślenie zasługuje fakt, że zarówno członkowie rodzin  jak i sędzia Bogusław Nizieński bardzo życzliwie zareagowali na obecność dziennikarzy mediów historycznych, udzielając obszernych wypowiedzi.

06.09.2015 311

archeolog Justyna Sawicka (Fot. Marcin Maruszak)

Czynności ekshumacyjne miały charakter przede wszystkim uroczystości rodzinnej i przebiegały w atmosferze głębokiej powagi i zadumy. Na twarzach zgromadzonych widać było głębokie wzruszenie. Poproszony o wypowiedź sędzia Nizieński przyznał, że od dawna planował swoją obecność na ekshumacji Władysława Koby, którego był podwładnym w okresie konspiracji. Głębokie relacje łączyły i łączą go nadal z rodziną kpt. Koby, m.in. z synem Wojciechem. − Tu leżący świętej pamięci kapitan służby stałej Władysław Koba, będąc ostatnim szefem Okręgu WiN Rzeszów przyjeżdżał na odprawy Obszaru WiN do Krakowa, a ja tam wówczas studiowałem. Zatrzymywał się wówczas u mnie w domu akademickim. Tak się złożyło, że widziałem się tam z nim na dwa dni przed jego aresztowaniem. Znałem go od najmłodszych lat, ponieważ kapitan Koba był młodszym kolegą pułkowym mojego świętej pamięci ojca. Stąd znałem go bardzo dobrze jak i całą jego rodzinę. Świętej pamięci Władysław Koba wyraził życzenie, abym był ojcem chrzestnym Wojtka i żebym mu przekazał wszystko to co nas dotyczyło. Łączyło nas bardzo wiele. Ukrywał się w tym samym pokoju, gdzie ja z mamą mieszkałem. Był wówczas poszukiwany przez gestapo i to bardzo intensywnie. W czasie okupacji sowieckiej ukrywał się pod zmienionym nazwiskiem. W aktach sądowych jest nawet dowód osobisty, który ja mu wypisywałem. Pragnę również dodać, że od samego początku byłem w kontakcie z Prof. Szwagrzykiem. Przekazałem mu prośbę rodziny Władysława Koby i jego przyjaciół ażeby dokonać ekshumacji. Profesor mi przyrzekł, że to zrobi. Jak widać dotrzymał słowa i jest. Tu na tym cmentarzu bywałem bardzo często, gdyż w czasie moich czynności służbowych przyjeżdżałem do Rzeszowa i zawsze starałem się tu być. Przyjeżdżałem tu od samego początku, razem z moją świętej pamięci  mamą – tłumaczył Sędzia Nizieński.

sędzia Bogusław Nizieński, Eugeniusz Taradajko i Prof. Krzysztof Szwagrzyk (Fot. Marcin Maruszak)

sędzia Bogusław Nizieński, Eugeniusz Taradajko i Prof. Krzysztof Szwagrzyk (Fot. Marcin Maruszak)

Prace wykopaliskowe prowadzono ręcznie, bez użycia ciężkiego sprzętu. Po godzinie, na bardzo niewielkiej głębokości ok. 0,45 m natrafiono na pierwsze szczątki. Wówczas do pracy przystąpiła ubrana w biały kombinezon archeolog Justyna Sawicka, która z wielką pieczołowitością i uwagą rozpoczęła oczyszczanie szczątków z ziemi. W skupieniu, precyzyjnymi ruchami i niemal przytulona do szkieletu wydobywała stopniowo pierwszą czaszkę i zaraz obok niej drugą, które spoczywały stykając się niemal ze sobą. Widok ten wywołał duże wrażenie na członkach rodzin. Co chwila ktoś odchodził znad wykopu aby ukryć swe wzruszenie. Widać było jak głęboko poruszony był sędzia Nizieński, który gestykulując, głośno komentował ten widok. Justyna Sawicka nie przerywała pracy. Na jej twarzy nie było widać emocji lecz pasję. Każda wydobyta przez nią grudka ziemi przechodziła przez sito pracujących obok niej kolegów z Samodzielnego Wydziału Poszukiwań. Jej sprawne i szybkie ruchy sprawiały, że stopniowo zaczął się wyłaniać korpus szkieletu. Po kolejnej godzinie nastąpiło drugie, jeszcze bardziej wstrząsające odkrycie. Okazał się nim kawałek drutu, który prawdopodobnie był owinięty wokół szyi jednej z ofiar. W oczach zebranych osób i członków rodzin pojawiły się łzy i słychać było szloch. Ten moment przelał czarę goryczy. Uświadomił bowiem wszystkim, że mają do czynienia ze szczątkami ludzi, nad którymi znęcano się w sposób bezlitosny.

Prof. Maciej Trzciński i Prof. Krzysztof Szwagrzyk (Fot. Marcin Maruszak)

Prof. Maciej Trzciński i Prof. Krzysztof Szwagrzyk (Fot. Marcin Maruszak)

Jeden ze świadków, poproszony o wypowiedź, tak skomentował ten moment: − Na głębokości ok. 45 cm ukazały się zarysy czaszki tego który był najwyżej. Pod nim równolegle leżą szczątki drugiego z zamordowanych. Natomiast ułożenie pewnych elementów odkrywanych szczątków kostnych wskazuje na prawdopodobieństwo, że może być osoba trzecia, tylko leżąca odwrotnie tzn. głową tam, gdzie pozostali dwaj mieli nogi. Przerażający to obraz dla każdego człowieka, który nawet jest osobą zupełnie obcą, bo wystarczy odrobinę wyobraźni i w tym momencie pojawia się obraz kogoś w wieku ok. 30 lat, pełnego życia, energii tak jak każdy z nas. I nagle okazuje się, że ktoś mający przeciwny pogląd polityczny może zrobić z takiego patrioty człowieka, który pozbawiany jest wszelkiej godności i praw. Odnaleziony kabel może wskazywać na to, że narzucono ofierze worek na głowę i przywiązano z zewnątrz. Czaszka jednej z ofiar jest mocno zdeformowana. Nie wiadomo, czy jest to przyczyna śmierci, czy zmiany te nastąpiły już po pochowaniu zwłok – tłumaczy. Sędzia Nizieński poproszony o skomentowanie pierwszego etapu prac nie ukrywał  emocji. – Przeszłość wraca bardzo intensywnie. Tam są odnalezione przewody. Prawdopodobnie wiązano ich tymi przewodami przed wykonaniem egzekucji w bunkrze śmierci, który jest jeszcze zachowany. Rozpaczliwa sytuacja. Trudno o tym mówić. Tym bardziej, że ja tyle lat znałem kapitana Kobę. To był dla mnie ktoś bardzo bliski. On mnie wprowadził do konspiracji. Nie miałem wówczas ukończonych nawet 16 lat, kiedy jako żołnierz jego plutonu dywersyjnego rozpocząłem działalność – wspominał.

Grób ofiar komunizmu w cieniu sowieckiego pomnika (Fot. Marcin Maruszak)

Grób ofiar komunizmu w cieniu sowieckiego pomnika (Fot. Marcin Maruszak)

Ostatecznie odkryto trzy splecione ze sobą i poskręcane szkielety. Dalsza część prac polegała na ich stopniowym oczyszczaniu, tworzeniu dokumentacji i wydobywaniu szczątków. Prace ekshumacyjne zakończono w późnych godzinach wieczornych po godz. 22.00. Poproszony o komentarz o godz. 20.40 Prof. Szagrzyk potwierdził odnalezienie szczątków trzech osób. – W tej chwili trwają jeszcze działania na cmentarzu przy Podkarpackiej. Podjęliśmy szczątki dwóch mężczyzn. Trwają działania przy oczyszczaniu szczątków trzeciego mężczyzny. Sądzę, że za około 2 godz. będziemy te prace kończyli. Zakończenie działań nastąpi wówczas kiedy podejmiemy wszystkie te szczątki i sprawdzimy, czy głębiej w tej jamie grobowej nie ma przypadkiem innych szczątków. Dopiero wówczas zakończymy działania tutaj na Podkarpackiej. Sądzę, że mamy do czynienia ze szczątkami trzech ludzi, którzy zostali wrzuceni do jednego dołu, bardzo płytkiego dołu w miejscu gdzie znajduje się kwatera dziecięca i jednocześnie na styku z kwaterą żołnierzy sowieckich i z pomnikiem, który tutaj stoi. Myślę, że to jest wręcz symboliczna sytuacja, gdy mamy tutaj kwaterę żołnierzy sowieckich, którzy mają swoje imiona i nazwiska, mają tutaj godne miejsce spoczynku. Dzisiaj, w najbliższym sąsiedztwie tego miejsca, gdzieś z głębokości ok. pół metra wydobywamy szczątki ofiar komunizmu – podsumował Krzysztof Szwagrzyk.

Prof. Krzysztof Szwagrzyk pomiędzy kwatreami sowieckich żołnierzy (Fot. Marcin Maruszak)

Prof. Krzysztof Szwagrzyk pomiędzy kwatreami sowieckich żołnierzy (Fot. Marcin Maruszak)

Ciekawie przedstawia się problem dalszych losów wydobytych dzisiaj szczątków. Rodzina kpt. Koby, a zwłaszcza syn Wojciech podjęli już decyzję o przeniesieniu szczątków do rodzinnego grobowca w Przemyślu. Zapytany o przyczyny takiego wyboru Wojciech Koba stwierdził. – Za długo ojciec już tu leży. Miałem zaledwie dwa lata kiedy ojciec został zamordowany. Do 1976 roku był tutaj jedynie grób ziemny. Nie wolno było nawet tabliczki zawiesić. Dopiero w 1976 roku Pan Rząsa zrobił nagrobek. Można było jedynie napisać, że zginęli w dniu 31 stycznia 1949 roku. Był ostry protest w Rzeszowie z tego powodu, że ja chcę zabrać ojca z tego grobu. Przeciwne przenoszeniu ojca są również inne rodziny. Wprawdzie dla wielu jest to grób symboliczny, ale nasz grób rodzinny jest w Przemyślu gdzie leży matka i siostra. Chcę przynajmniej teraz ojca po śmierci pochować. Chyba mam do tego prawo. Mam duży szacunek dla działań podejmowanych przez Pana Wojciecha Buczaka, który starał się zawsze aby ten grób był odnowiony i żeby tam były zawsze kwiaty – podkreślił. O planach dotyczących szczątków wypowiedzieli się również członkowie rodziny Michała Zygo. – Otrzymaliśmy informację z IPN, że kości zostaną przewiezione do prosektorium szpitala na Szopena, a później będzie jakiś zbiorowy grób ekshumowanych na cmentarzu Wilkowyji. Zastanawiamy się nad tym co zrobić z nagrobkiem i tablicą, które wykonała moja mama. Nie chciałabym aby to gdzieś wyrzucono. Nie mam nic przeciwko inicjatywie zostawienia tego nagrobka na miejscu tajnego pochówku, skoro jest to tak ważne dla miejscowej społeczności – powiedziała Halina Wołowiec, córka.

06.09.2015 607

Prace ekshumacyjne trwały jeszcze długo po zapadnięciu zmroku (Fot. Marcin Maruszak)

Podczas gdy w Zwięczycy trwały prace ekshumacyjne, sytuację na Zamku Lubomirskich kontrolował dr Tomasz Borkowski. Jak sam stwierdził, wobec dotychczasowego braku odzewu ze strony rzeszowskich archeologów podjął decyzję o całkowitym wyeksplorowaniu odkrytej kilka dni wcześniej jamy neolitycznej. Zajęli się tym uczestniczący w badaniach studenci archeologii sądowej z Uniwersytetu Wrocławskiego.  Ponadto pod okiem dr Borkowskiego kontynuowano przekopywanie terenu wzdłuż południowego muru bastionu. Ostatecznie przebadano całość tego terenu łącznie z narożnikiem południowo-wschodnim bastionu. Nie zanotowano żadnego przełomu w dotychczasowych ustaleniach. Grunt okazał się dość mocno nasycony oczkami gruzu i wkopami śmieciowymi.

Wykop wzdłuż południowej części muru na południowo-wchodnim bastionie Zamku Lubbomirskich (Fot. Marcin Maruszak)

Wykop wzdłuż południowej części muru na południowo-wchodnim bastionie Zamku Lubbomirskich (Fot. Marcin Maruszak)

Poproszony o podsumowanie dnia dr Borkowski opowiedział m.in. o dzisiejszej wizycie na terenie poszukiwań. – Mieliśmy dzisiaj wizytę archeologów z Uniwersytetu Rzeszowskiego. Potwierdzili nawet datowanie. Jama jest neolityczna. Chodzi o wczesny neolit, tj. okres ok. 4000 tys.  lat p.n.e. Oni chyba chcą tutaj wejść z badaniami, ale to oczywiście zależy od konserwatora i sposobu finansowania. W muzeum z kolei, jak słyszałem, brakuje specjalistów od neolitu. Myśmy tymczasem skończyli tę jamę. Wyszło dodatkowo parę narzędzi krzemiennych. Postanowiłem nie czekać na ruchy środowiska rzeszowskiego, gdyż to różnie bywa, a potem zostaniemy z nie wybraną jamą. Jeśli chodzi o fosę, to muszę zrewidować swoje wcześniejsze przypuszczenia, gdyż zakręca ona pod kątem prostym. Na pewno była tutaj woda. Może jakieś założenia ogrodowe, może jakiś odpływ? Wykopiemy, zobaczymy. Jeśli chodzi o wykop wzdłuż muru, to mamy tutaj odkryte wzmocnienia muru, które powstały prawdopodobnie podczas prac prowadzonych tutaj przez Przedsiębiorstwo Konserwacji Zabytków w latach 80. XX wieku – tłumaczył Borkowski.

Eksploracja jamy neolitycznej przez studentów archeologii Uniwersytetu Wrocławskiego (Fot. Marcin Maruszak)

Eksploracja jamy neolitycznej przez studentów archeologii Uniwersytetu Wrocławskiego (Fot. Marcin Maruszak)

06.09.2015 489

dr Tomasz Borkowski prezentuje wydobyte zabytki (Fot. Marcin Maruszak)

Na wtorek 8 września o godz. 12.00 IPN zaplanował na terenie Zamku Lubomirskich w Rzeszowie (miejsce, gdzie prowadzone są prace przez Instytut Pamięci Narodowej) konferencję prasową podsumowującą pierwszy etap prac poszukiwawczych szczątków ofiar komunizmu w Rzeszowie. W konferencji udział wezmą prof. dr. hab. Krzysztof Szwagrzyk, który kieruje pracami poszukiwawczymi oraz prokurator Grzegorz Malisiewicz naczelnik Oddziałowej Komisji Ścigania Zbrodni przeciwko Narodowi Polskiemu w Rzeszowie.

06.09.2015 031 06.09.2015 032 06.09.2015 033

06.09.2015 181

Poszukiwanie miejsc ukrycia zwłok ofiar terroru komunistycznego w Rzeszowie. Dzień piąty

$
0
0

Kolejny dzień poszukiwań miejsc ukrycia zwłok ofiar terroru komunistycznego przyniósł ujawnienie przez IPN dowodów w sprawie zbrodni komunistycznej polegającej na bezprawnym skazaniu na karę śmierci Władysława Koby, Leopolda Rząsy i Michała Zygo wyrokiem Wojskowego Sądu Rejonowego w Rzeszowie z dn. 21 października 1949 roku. Podczas konferencji zorganizowanej na Zamku Lubomirskich w Rzeszowie wykazano, że podjęte na cmentarzu w Zwięczycy czaszki noszą wyraźne ślady wlotowe i wylotowe po kulach, świadczące o uśmiercaniu tzw. metodą katyńską.  Ponadto wszystko wskazuje na to, że przed śmiercią ofiary były skrępowane kablami elektrycznymi, które odnaleziono przy szkieletach i po raz pierwszy zaprezentowano opinii publicznej. Miały one prawdopodobnie przełamać opór prowadzonych na śmierć. Na konferencji obecny był m.in. sędzia Bogusław Nizieński, podwładny i przyjaciel kpt. Władysława Koby.   

Czaszka podjęta na cmetarzu w Zwięczycy. Widoczny otwór wylotowy kuli (Fot. Marcin Maruszak)

Czaszka podjęta na cmetarzu w Zwięczycy. Widoczny otwór wylotowy po kuli (Fot. Marcin Maruszak)

08.09.2015 147

Kabel elektryczny, który odnaleziono przy szczątkach ofiar (Fot. Marcin Maruszak)

Fragmenty czaszki z wyraźnymi sladami postrzału (Fot.Marcin Maruszak)

Fragmenty czaszki z wyraźnymi śladami postrzału (Fot.Marcin Maruszak)

Od godziny 8.00 rano dnia 8 września 2015 roku prowadzono na południowo-wschodnim bastionie Zamku Lubomirskich w Rzeszowie oględziny ludzkich szczątków wydobytych w dniu wczorajszym na starym cmentarzu w Zwięczycy. Pod specjalnie rozstawionymi namiotami, grupa ubranych a białe kombinezony i zaopatrzonych w maski młodych archeologów pod kierownictwem dr Łukasza Szleszkowskiego z Wrocławskiego Zakładu Medycyny Sądowej prowadziła prace polegające na oczyszczaniu wydobytych kości z warstwy ziemi oraz ich selekcji i opisie. Głównym zadaniem jakie postawił sobie dr Szleszkowski była rekonstrukcja rozbitej czaszki jednej z ofiar w taki sposób, aby mogła być zaprezentowana na zapowiedzianej w południe konferencji. Efekt jego prac okazał się niezwykły. Dziennikarzom zaprezentowano oczyszczoną i zrekonstruowaną ludzką czaszkę, o prawidłowych proporcjach, która wyglądem zupełnie nie przypominała tej mieszaniny kości, którą odnaleziono wczoraj. W części skroniowej posiada wyraźny ślad po wylocie kuli, która była prawdopodobnie główną przyczyną jej rozkawałkowania.

dr Szleszkowski podczas rekonstrukcji czaszki (Fot. Marcin Maruszak)

dr Łukasz Szleszkowski podczas rekonstrukcji czaszki (Fot. Marcin Maruszak)

W tym samym czasie na placu trwały prace przy wykopie równoległym do wykopu wykonanego w dniu wczorajszym wzdłuż południowego fragmentu muru. Przeprowadzono również jeden wykop sondażowy przy krótkim, zachodnim fragmencie murów bastionu. W trakcie pierwszej części prac natrafiono na jednolite osady lessowe wzgórza oraz fragment jamy o bardzo dużych rozmiarach, która według dr Borkowskiego jest częścią jamy (tzw. fosy) odnalezionej w poprzednich dniach. W obecnej sytuacji na zespole archeologów pod kierunkiem dr Borkowskiego będzie należało jej oczyszczenie, opisanie i sporządzenie odpowiedniej dokumentacji. W dalszym ciągu trudno jest jednoznacznie stwierdzić jakie było przeznaczenie odkrytego zagłębienia z wodą. Być może są to pozostałości po dawnych założeniach ogrodowych siedziby Lubomirskich. Będą to mogły potwierdzić lub wykluczyć dopiero przeprowadzone specjalistyczne badania. W międzyczasie na placu pojawiła się grupa archeologów z Fundacji Rzeszowskiego Ośrodka Archeologicznego i Instytutu Archeologii Uniwersytetu Rzeszowskiego z Dariuszem Bobakiem na czele, który wyraził duże zainteresowanie możliwością kontynuowania prac w tym miejscu.

dr Tomasz Borkowski oprowadza po terenie wykopalisk rzeszowskich wrcheologów (Fot. Marcin Maruszak)

dr Tomasz Borkowski oprowadza po terenie wykopalisk rzeszowskich archeologów (Fot. Marcin Maruszak)

– Mamy nadzieję, że uda nam się zdobyć środki na kontynuowanie tych prac, w trakcie których, przy okazji badań prowadzonych przez IPN, wyszły ślady o wiele starszego osadnictwa. Prawdopodobnie to jeden z najstarszych punktów w Rzeszowie, a na pewno najstarszy w tak ścisłym centrum Rzeszowa jaki znamy. Dotyczy neolitycznej tzw. kultury malickiej, datowanej mniej więcej na okres ok. 4 tys. lat przed Chrystusem. Jest to bardzo interesująca pozostałość po dawnym osadnictwie i chcielibyśmy to przebadać. Oczywiście jest to przede wszystkim kwestia pieniędzy. Mamy nadzieję, że Wojewódzki Konserwator Zabytków udzieli nam tych stosunkowo niewielkich środków jakie są potrzebne do tych badań. Chcielibyśmy to zacząć badać i to jak najszybciej, korzystając z okazji, że to wszystko jest jeszcze rozkopane – wyjaśnił Bobak. Zapytany o planowane już od kilku dni spotkanie archeologów i Wojewódzkiego Konserwatora Zabytków poinformował w sposób dosyć lakoniczny, że na razie do niego nie doszło i jest to kwestia organizacyjna.

Dariusz Bobak z Instytutu Archeologii Uniwersytetu Rzeszowskiego (Fot. Marcin Maruszak)

Dariusz Bobak z Instytutu Archeologii Uniwersytetu Rzeszowskiego (Fot. Marcin Maruszak)

– Planujemy się spotkać. W tej chwili wszystko się dogrywa. Tak naprawdę sprawa wyszła w ostatniej chwili i nie ma na razie żadnych konkretów. Z pewnością do takiego spotkania musi dojść, bo inaczej tego nie uda się zorganizować. Istnieją różne źródła finansowania tego typu badań, ale również Konserwator Zabytków posiada swoje środki nie tylko na prace konserwatorskie i badania archeologiczne, ale również na restauracje zabytkowych budynków itp. Ochrona dziedzictwa archeologicznego należy do głównych zadań Konserwatora – podkreślił Bobak. Oceniając perspektywę dalszych badań archeologicznych stwierdził, że są one dość obiecujące. – Odkryta jama jest dosyć sporych rozmiarów, także z pewnością nie występowała samotnie. Ludzie w epoce neolitu budowali już stałe, wieloletnie osady, więc wszystko wskazuje na to, że mamy do czynienia z osadnictwem na większą skalę – wyjaśnił.

Przed godziną 12.00 na placu południowo-wschodniego bastionu Zamku Lubomirskich zaczęli gromadzić się dziennikarze lokalnych mediów, w oczekiwaniu na zaplanowaną wówczas konferencję. Wśród zgromadzonych widać było przedstawicieli największych lokalnych gazet oraz rozgłośni radiowych i telewizyjnych. Punktualnie o godz. 12.00 konferencję otworzyła Rzecznik Prasowy Rzeszowskiego Oddziału IPN Małgorzata Waksmundzka-Szarek. Po przywitaniu i przedstawieniu celów konferencji przekazała głos Prof. Krzysztofowi Szwagrzykowi, który przedstawił zebranym Wojciech Kobę, syna zamordowanego kpt. Władysława Koby oraz wskazał także na obecność Prof. Macieja Trzcińskiego z Muzeum Archeologicznego we Wrocławiu oraz dr Łukasz Szleszkowskiego z Zakładu Medycyny Sądowej we Wrocławiu. Na samym wstępie Prof. Szwagrzyk podkreślił, że w stosunku do ofiar terroru komunistycznego nie powinno się używać określenia „miejsca pochówków”. Bardziej adekwatnym określeniem jest miejsce ukrycia zwłok. Następnie poinformował, że od dawna planowany był przyjazd do Rzeszowa.

prok. Grzegosz Malisiewicz, Prof.Krzysztof Szwagrzyk, Wojciech Koba i Prof. Maciej Trzciński (Fot. Marcin Maruszak)

prok. Grzegosz Malisiewicz, Prof.Krzysztof Szwagrzyk, Wojciech Koba i Prof. Maciej Trzciński (Fot. Marcin Maruszak)

– Wiemy jaka jest historia regionu. Wiemy jak silny opór przeciwko komunizmowi istniał na tym terenie w latach czterdziestych i pięćdziesiątych  i jak wiele osób oddało życie za prowadzoną wówczas walkę – podkreślił. − Spotykamy się dzisiaj na ternie Zamku Lubomirskich. Tutaj w latach czterdziestych i pięćdziesiątych istniało więzienie. Tutaj wykonywano egzekucje. Potem te szczątki gdzieś stąd zabierano i wywożono w nieznane miejsce.  Są relacje, które pozwalały nam uznać, że jednym z takich miejsc jest bastion, na którym się znajdujemy. Prowadzimy prace ziemne podczas których jak dotychczas nie natrafiliśmy na szczątki ludzkie, co nie oznacza, że tak się dalej nie zdarzy. Przekopaliśmy teren ok. 0,5 tys. metrów kwadratowych i będziemy tu pracowali nadal. Sądzę, że do końca tego tygodnia – zapewnił. Następnie Prof. Szwagrzyk przeszedł do relacjonowania wydarzeń poprzedniego dnia. Rozpoczął od przypomnienia znanych faktów historycznych dotyczących egzekucji i ukrycia zwłok Koby, Rząsy i Zygo. Stwierdził m.in.: – Relacje na temat miejsca złożenia zwłok były różne. Były też takie, które mówiły, że tam ich nie ma albo, że tam są pochowani inni ludzie. Wczoraj już na głębokości 45 cm. natrafiliśmy na szczątki ludzkie. W ciągu całego dnia w tym miejscu udało się odnaleźć szczątki trzech mężczyzn, pogrzebanych bardzo płytko. Jak wyglądał ten dół śmierci możemy zobaczyć na fotografiach, które są przed nami. Możemy dzisiaj stwierdzić, że wszyscy oni byli uśmierceni metodą katyńską. Każda z tych osób została wcześniej skrępowana kablami elektrycznymi. Niektóre z nich nawet w kilku miejscach, a więc na wysokości szyi, na wysokości bioder, także nóg. Obrazy te znamy już z Katynia. Jest to dokładnie ta sama metoda uśmiercania ludzi. Ktoś kto tych ludzi mordował, zadał sobie szczególnie dużo wysiłku, aby przed tą egzekucją skrępować ich w taki właśnie sposób – podkreślił Prof. Szwagrzyk, który oddał następnie głos prok. Grzegorzowi Malisiewiczowi z Oddziałowej Komisji Ścigania Zbrodni przeciwko Narodowi Polskiemu w Rzeszowie. Prok. Malisiewicz rozpoczał od podania informacji, że w czerwcu tego roku OKŚZpNP w Rzeszowie otrzymała decyzję Wojewody Podkarpackiego wydającą zezwolenie dla IPN na przeprowadzenie prac ekshumacyjnych na terenie cmentarza przy ul. Podkarpackiej w Rzeszowie oraz że w tej sprawie niezwłocznie wszczęto postepowanie sprawdzające.

08.09.2015 165

Prof. Krzysztof Szwagrzyk prezentuje dowody zbrodni (Fot.Marcin Maruszak)

– Po jego przeprowadzeniu, w dniu 27 lipca br. prokurator OKŚZpNP w Rzeszowie wszczął śledztwo w sprawie zbrodni komunistycznej będącej jednocześnie zbrodnią przeciwko ludzkości, polegającej na bezprawnym skazaniu na karę śmierci Władysława Koby, Leopolda Rząsy i Michała Zygo wyrokiem Wojskowego Sądu Rejonowego w Rzeszowie z dn. 21 października 1949 roku − podkreślił.  − W toku tego postępowania ustalany jest przebieg śledztwa prowadzonego przeciwko tym osobom oraz przebieg procesu sądowego zakończonego skazaniem na karę śmierci. W dniu wczorajszym OKŚZpNP została zawiadomiona o odkryciu szczątków ludzkich na terenie cmentarza przy ulicy Podkarpackiej przez pracowników Samodzielnego Wydziału Poszukiwań IPN. Prokurator OKŚZpNP niezwłocznie udał się na miejsce odnalezienia tych szczątków, zapoznał się z wynikami prac ekshumacyjnych, a następnie towarzyszył pracom aż do ich zakończenia. Wydobyte trzy szkielety zostały zabezpieczone do dyspozycji prokuratora prowadzącego śledztwo. Prokurator powołał biegłych lekarzy Zakładu Medycyny Sądowej uczestniczących w wydobyciu tych szczątków na terenie cmentarza przy ul. Podkarpackiej w celu przeprowadzenia ich oględzin i wydania opinii wskazującej na przyczynę śmierci tych osób oraz wskazujących czy na omawianych szczątkach znajdują się ewentualnie ślady znęcania się nad tymi osobami. Następnie zostanie pobrany materiał genetyczny do badań identyfikacyjnych – wyjaśniał Malisiewicz. Po tej wypowiedzi Prof. Szwagrzyk oddał głos Prof. Maciejowi Trzcińskiemu, który na wstępnie wyjaśnił, że archeolodzy coraz częściej uczestniczą w pracach związanych z poszukiwaniem zbrodni wojennych i ludobójstwa, a także zbrodni kryminalnych we współpracy z Policją i prokuraturą.

Prof. Krzysztof Szwagrzyk, sędzia Bogusław Nizieński i Wojciech Koba (Fot. Marcin Maruszak)

Prof. Krzysztof Szwagrzyk, sędzia Bogusław Nizieński i Wojciech Koba (Fot. Marcin Maruszak)

Prof. Krzysztof Szwagrzyk i Wojciech Koba (Fot. Marcin Maruszak)

Prof. Krzysztof Szwagrzyk i Wojciech Koba (Fot. Marcin Maruszak)

– Jeśli chodzi o prace w na Zamku w Rzeszowie, przygotowaliśmy się do tego, że będziemy mieli do czynienia z reliktami architektury i jakimiś zabytkami militarnymi. Tymczasem zaskoczyła nas już drugiego dnia sytuacja, w której odkryliśmy tutaj osadnictwo neolityczne pod zabudową współczesną, która pochodziła z lat pięćdziesiątych lub sześćdziesiątych. O tym odkryciu powiadomiliśmy niezwłocznie urząd konserwatorski i archeologów z Rzeszowa, którzy będą kontynuować te prace. To zaskakujące, że na terenie bastionu, na terenie Zamku nie natrafiliśmy na żadne relikty potwierdzające rozliczne wojny jakie się przez Rzeszów przetaczały, chociażby wojna północna oraz burzliwe wydarzenia wieku XVIII połączone z różnymi fazami przebudowy tego zamku. Tego nie ma. Nie odkryliśmy żadnych śladów tego typu na terenie tego bastionu. Odkrycie osadnictwa neolitycznego jest wynikiem naukowym bardzo zaskakującym i penie wnoszącym sporo w historię Rzeszowa – powiedział Prof. Trzciński. Potem Prof. Szwagrzyk poprosił dr Szleszkowskiego o opis obrażeń na szczątkach ofiar. Rozpoczynając swe wystąpienie dr Szleszkowski podkreślił, że obecność przedstawicieli Zakładu Medycyny Sądowej w realizacji tak dużego projektu jest niezbędna. – Musicie Państwo mieć świadomość, że my stosujemy te same procedury, te same metody działania jakie stosujemy we współpracy z Policją czy prokuraturą, czyli przeprowadzamy zarówno oględziny szczątków w miejscu ich odnalezienia w jamie grobowej. Przeprowadzamy także pełne oględziny sądowo-lekarskie szczątków w celu zebrania danych identyfikacyjnych, które pozwalają na typowanie identyfikacyjne oraz przede wszystkim opis obrażeń oraz rekonstrukcję sposobu wykonywania egzekucji. Nasz sposób dokumentowania i tworzenia protokołów jest taki sam jak w przypadku odnajdywania szczątków ofiar zabójstw z czasów współczesnych. W dniu wczorajszym pomimo, że działaliśmy na cmentarzu, nie mieliśmy do czynienia z pochówkiem cmentarnym. To było miejsce ukrycia zwłok i tak je traktowaliśmy. We współpracy z IPN wypracowaliśmy pewną metodę badań. Zawsze na miejscu mamy pracownię oględzinową. Cały sprzęt przynosimy ze sobą. Wszelkie badania, poza oczywiście badaniami genetycznymi robimy na miejscu. Na tym etapie szczątki są przygotowywane do oględzin, aby móc te oględziny przeprowadzić, zebrać wszystkie niezbędne dane do realizacji projektu czy postępowania prokuratorskiego. Szczątki muszą być bardzo dokładnie oczyszczone. Warunki glebowe sprawiają, że ten etap jest dosyć długotrwały. Mogę potwierdzić, że na dwóch czaszkach są obrażenia postrzałowe, postrzały w obrębie potylicy i otwory wlotowe ewidentnie widoczne. Takie czaszki wymagają rekonstrukcji, czyli sklejenia. Jedna czaszka jest już w pełni zrekonstruowana, co również jest czasochłonne i wymaga dużego nakładu pracy, także jutro będziemy przeprowadzać już pełne oględziny sądowo-lekarskie tych szczątków, które dzisiaj przygotowujemy. Trzecia czaszka również nosi ślady obrażeń, natomiast jeszcze nie została w pełni poddana wstępnym oględzinom. Sam proces oczyszczania kości można nazwać wstępnymi oględzinami, kiedy pewne dane już można zebrać. Obecnie jesteśmy na pierwszym etapie badania szczątków podjętych wczoraj na ulicy Podkarpackiej – wyjaśnił dr Szleszkowski.

studenci Archeologii Uniwersytetu Wrocławskiego podczas oczyszczania szczątków kostnych ofiar (Fot.Marcin Maruszak)

studenci Archeologii Uniwersytetu Wrocławskiego podczas oczyszczania szczątków kostnych ofiar (Fot.Marcin Maruszak)

Następnie Prof. Szwagrzyk poprosił o wypowiedź Wojciecha Kobę, który z trudem powstrzymywał wzruszenie. – Był to dla mnie szczególny dzień. Ojca nie znałem, gdyż miałem dwa lata jak ojciec został zamordowany. Pamiętam moją mamę, która tutaj przyjeżdżała na ten grób pierwszego listopada. Zwykle wracała nie ta sama. Zapłakana, zadumana, pełna wspomnień. Ja zacząłem jeździć na ten grób jako kilkunastoletni chłopak. Wcześniej matka mnie tutaj nie zabierała. Moja mama zmarła w roku 1980, miesiąc po wydarzeniach sierpniowych, siostra moja Marta zmarła w 1990 roku, a więc na progu nowych czasów, a więc one tego nie doczekały, co jest szczególnie bolesne. Nie doczekały także unieważnienia wyroku. To co się stało wczoraj, gdzie uzyskałem niemal pewność, że tutaj jest pochowany ojciec, paradoksalnie uważam za najszczęśliwszy dzień mojego życia – powiedział Wojciech Koba. Prof. Krzysztof Szwagrzyk zapewnił w imieniu wszystkich pracowników IPN oraz Dyrektor Oddziału IPN w Rzeszowie, że te działania tutaj w Rzeszowie będą kontynuowane do skutku. Odpowiedział również na szereg pytań zadawanych przez dziennikarzy. Poinformował m.in., że w tym roku nie planuje się prac na cmentarzu Pobitno. Potwierdził także, że poszukiwanych jest ponad 400 osób, poza kilkunastoma przypadkami gdzie wiadomo o miejscu pochowania zwłok. – We wszystkich tych przypadkach zarówno rodziny jak i my nie wiemy gdzie ukryto ciała – podkreślił Prof. Szwagrzyk.

Jeden z wykopów w centralnej części bastionu południowo-wschodniego Zamku Lubomirskich (Fot. Marcin Maruszak)

Jeden z wykopów w centralnej części bastionu południowo-wschodniego Zamku Lubomirskich (Fot. Marcin Maruszak)

W trakcie konferencji padło pytanie o przejawy zainteresowania ze strony władz miasta prowadzonymi badaniami. Odpowiedzi na to pytanie udzieliła Rzecznik Oddziału IPN w Rzeszowie Małgorzta Waksmundzka-Szarek. – Myślę, że mamy wszystkie wymagane prawnie zezwolenia na prowadzenie tego typu działań i obecność przedstawicieli Urzędu Miasta nie jest konieczna. Jeśli życzą sobie lub mają na to ochotę, mogą w każdej chwili nam tutaj towarzyszyć. Nie jesteśmy od tego aby odnotowywać pojawienie się urzędników Urzędu Miasta na terenie naszych prac. Nie takie są nasze zadania – wyjaśniła. Niezwykle miłym akcentem na zakończenie konferencji było wręczenie przez Wojciecha Kobę bukietu czerwonych róż archeolog Justynie Sawickiej, dla podkreślenia jej poświęcenia i zaangażowania podczas wczorajszej ekshumacji.

Dyrektor Rzeszowskiego Oddziału IPN Ewa Leniart w rozmowie z sędzią Bogusławem Nizieńskim (Fot. Marcin Maruszak)

Dyrektor rzeszowskiego Oddziału IPN Ewa Leniart w rozmowie z sędzią Bogusławem Nizieńskim (Fot. Marcin Maruszak)

Po zakończeniu konferencji  kontynuowano prace wykopaliskowe, poszerzając wykop równoległy do wykopu znajdującego się wzdłuż południowego muru bastionu. Poproszony o skomentowanie dzisiejszego etapu prac Prof. Szwagrzyk stwierdził: – Dokończyliśmy sondarz wczorajszy o długości ok. 20 metrów. Po drugiej stronie bastionu kolejne 15 metrów, a także kolejne 25 metrów sondażu w części centralnej. Nigdzie żadnych śladów po szczątkach więźniów. Jutro będziemy kontynuować wykop pod murem, przy samym narożniku więzienia.

08.09.2015 284 08.09.2015 285

08.09.2015 286 08.09.2015 287 08.09.2015 288 08.09.2015 289 08.09.2015 290 08.09.2015 291 08.09.2015 292

08.09.2015 215 08.09.2015 216 08.09.2015 217 08.09.2015 218

Poszukiwanie miejsc ukrycia zwłok ofiar terroru komunistycznego w Rzeszowie. Dzień szósty

$
0
0

Powołany zarządzeniem prokuratora Oddziałowej Komisji Ścigania Zbrodni przeciwko Narodowi Polskiemu zespół biegłych pod kierunkiem dr. Łukasza Szleszkowskiego z Zakładu Medycyny Sądowej we Wrocławiu zakończył oględziny szczątków wydobytych 7 września na terenie starego cmentarza w Zwięczycy. Z uzyskanych przez dziennikarzy THR informacji wynika, że wszystkie trzy czaszki posiadają ślady po postrzałach metodą katyńską, a pozostałe szczątki nie wykazują innych obrażeń oprócz tych ujawnionych na konferencji prasowej w dniu 8 września. Ponadto naukowcy z zespołu prof. Krzysztofa Szwagrzyka wizytowali cmentarz Pobitno, weryfikując sensacyjną informację o zbiorowym grobie ofiar terroru komunistycznego przekazaną 7 września przez byłego żołnierza antykomunistycznej konspiracji.

Namiot, w którym przeprowadzono ogędziny sądowo-lekarskie wydobytych szczątków (Fot. Marcin Maruszak)

Ogędziny sądowo-lekarskie wydobytych szczątków (Fot. Marcin Maruszak)

Od wczesnych godzin porannych w dniu 9 września 2015 r. zespół Prof. Krzysztofa Szwagrzyka kontynuował na Zamku Lubomirskich w Rzeszowie prace poszukiwawcze miejsc ukrycia zwłok ofiar terroru komunistycznego. W pierwszej kolejności wykonano wykop sondażowy wzdłuż fragmentu południowego muru Zamku, od strony wschodniej. W tym miejscu, mniej więcej pięć metrów od załomu muru natrafiono na fragmenty ceramiki datowanej na XVI lub XVII wiek oraz kilka cegieł z tego samego okresu. – W wykopie wykonanym wzdłuż południowego muru Zamku odkryliśmy ceramikę pokrytą szkliwem, co wyraźnie skazuje na jej nowożytne pochodzenie. Nazywamy ją tutaj „lubomirską”. Ponadto natrafiliśmy na cegły ze znakiem wytwórcy, datowane na ten sam okres. Jest także cegła o wyraźnie gotyckiej proweniencji – objaśnił dr Borkowski. Poinformował jednocześnie o podjętej wspólnie z miejscowymi archeologami i za wiedzą Wojewódzkiego Konserwatora Zabytków decyzji o rezygnacji z kontynuowania badań stanowiska neolitycznego. Według dr Borkowskiego, oprócz finansowych, zadecydowały o tym ograniczenia natury organizacyjnej. Plac po prostu nie pomieściłby dwóch ekip wykopaliskowych z ciężkim sprzętem.  Informację te potwierdził Bogusław Kleszczyński z rzeszowskiego Oddziału IPN. − Uzyskaliśmy informację od rzeszowskiego środowiska archeologicznego, że ze względów finansowych nie ma możliwości kontynuowania badań w miejscu odkrycia stanowiska neolitycznego. Dlatego wszystkie nasze wykopy zostaną zasypane – poinformował Kleszczyński. Z informacji przekazanych przez archeologów wynika onadto, że przywracaniem stanu pierwotnego centralnej części placu zajmie się specjalistyczna firma.

Fragmenty ceramiki z XVI lub XVII wieku (Fot. Marcin Maruszak)

Fragmenty ceramiki z XVI lub XVII wieku (Fot. Marcin Maruszak)

Cegły z okresu nowożytnego (Fot.Marcin Maruszak)

Cegły z okresu nowożytnego (Fot.Marcin Maruszak)

W bezpośrednim sąsiedztwie prowadzonych prac wykopaliskowych, pod specjalnym namiotem, prowadzono oględziny szkieletów wydobytych w dniu 7 września na cmentarzu w Zwięczycy. Czynności, które wykonywał zespół pod kierunkiem dr Łukasza Szleszkowskiego z Zakładu Medycyny Sądowej we Wrocławiu nadzoruje prowadząca śledztwo w tej sprawie prokurator Celina Przybyło z Oddziałowej Komisji Ścigania Zbrodni przeciwko Narodowi Polskiemu, która w dniu dzisiejszym wizytowała miejsce prac.  W trakcie oględzin dr Szleszkowski wykonywał specjalistyczne pomiary i dokumentację fotograficzną, co z kolei będzie stanowiło podstawę do sporządzenia raportów z oględzin wydobytych szczątków. Z informacji jakie udało się uzyskać dziennikarzom THR wynika, że na szczątkach nie stwierdzono dotąd żadnych innych obrażeń oprócz tych, które były ogłoszone na wczorajszej konferencji. W dniu dzisiejszym udało się sporządzić dokumentację dla dwóch szkieletów, a prace przy trzecim mają się ku końcowi.

prof. Krzysztof Szwagrzyk na miejscu oględzin szczątków (Fot. Marcin Maruszak)

prof. Krzysztof Szwagrzyk na miejscu oględzin szczątków (Fot. Marcin Maruszak)

W dniu dzisiejszym, do zespołu Prof. Szwagrzyka dołączyła Agata Thannhäuser  z Zakładu Medycyny Sądowej we Wrocławiu. Jak sama przyznała, jej rola w zespole polega na pomocy przy oględzinach oraz prowadzeniu zajęć ze studentami. − Przede wszystkim tłumaczyłam jak wyglądają oględziny polowe, czyli co możemy „wyczytać” ze szkieletu i co należy ustalić. Oględziny te wyglądają zawsze tak samo jak w Zakładzie Medycyny Sądowej, czyli ustalamy płeć, ustalamy wiek, wysokość ciała i jakieś cechy indywidualne. Mogą to być na przykład cechy uzębienia. To właśnie jest moja rola podczas oględzin. Dalsza część to są już oględziny sądowo-lekarskie, które realizuje medyk sądowy w celu oceny, czy występują jakieś obrażenia czy też nie i jaka jest przyczyna zgonu. Studenci, którzy mają zajęcia z teorii mogli dzięki temu zobaczyć jak czynności te wyglądają w praktyce – wyjaśniła.

dr Tomasz Borkowski prezentuje wydobyte zabytki Edycie Dawidziak Miejskiemu Konserwatorowi Zabytków (Fot. Marcin Maruszak)

dr Tomasz Borkowski prezentuje wydobyte zabytki Edycie Dawidziak Miejskiemu Konserwatorowi Zabytków (Fot. Marcin Maruszak)

Miejski Konserwator Zabytków Edyta Dawidziak w rozmowie z prof. Krzysztofem Szwagrzykiem (Fot. Marcin Maruszak)

Miejski Konserwator Zabytków Edyta Dawidziak w rozmowie z prof. Krzysztofem Szwagrzykiem (Fot. Marcin Maruszak)

Edyta Dawidziak i dr Tomasz Borkowski nad wydobytymi artefaktami (Fot. Marcin Maruszak)

Edyta Dawidziak i dr Tomasz Borkowski nad wydobytymi artefaktami (Fot. Marcin Maruszak)

Miejski Konserwator Zabytków Edyta Dawidziak na terenie wykopalisk (Fot. Marcin Maruszak)

Miejski Konserwator Zabytków Edyta Dawidziak na terenie wykopalisk (Fot. Marcin Maruszak)

Teren wykopalisk wizytowała w dniu dzisiejszym Edyta Dawidziak Miejski Konserwator Zabytków w Rzeszowie, co stanowiło niezwykle miły, w ocenie znacznej części zespołu,  akcent drugiej części dnia. Pani konserwator przybyła na miejsce w towarzystwie Dariusza Babaka z Instytutu Archeologii Uniwersytetu Rzeszowskiego. W jej polu zainteresowania znalazły się m.in. nowożytne zabytki wydobyte w godzinach porannych oraz dokonanie wstępnych ustaleń co do dalszych ich losów. Poza zabytkami, Pani konserwator z zainteresowaniem oglądała miejsce odkrycia jamy neolitycznej z uznaniem wypowiadając się o pracy wykonanej przez archeologów. – To ciekawe i wręcz spektakularne odkrycie. Każde tego rodzaju odkrycie wzbogaca naszą wiedzę o historii Rzeszowa – zauważyła. − Mam nadzieję, że badania archeologiczne będą mogły być kontynuowane. Znalezisko jamy neolitycznej wskazuje bowiem, że jest to teren wymagający przebadania. W mojej ocenie nadal nie wiemy dostatecznie wiele o Rzeszowie i historii niektórych miejsc historycznych – podkreśliła Pani konserwator. Zwróciła jednocześnie uwagę, że pewien niedostatek wiedzy o historii Zamku wynika z historycznych i aktualnych funkcji obiektu, do którego dostęp był i jest znacznie ograniczony. Podkreśliła, że zamiana jego funkcji ma głębokie uzasadnienie, gdyż dopiero wówczas obiekt ten doczekałby się stosownych opracowań.  Poproszona o kilka słów komentarza na ten temat, nawiązała między innymi do wieloletnich starań Urzędu Miasta Rzeszowa o przejęcie władztwa nad Zamkiem, co w jej mniemaniu mogłoby ułatwić w przyszłości badania na tym terenie. – Prezydent Miasta Rzeszowa zrobił bardzo wiele w tej sprawie. Należy ona do priorytetowych w Urzędzie Miasta. Obecnie są w tej sprawie prowadzone rozmowy i czekamy na ich korzystny rezultat. Ponadto w programie rewitalizacji, który był opracowywany niedawno w ramach Rzeszowskiego Obszaru Funkcjonalnego zostało ujęte przedsięwzięcie mające na celu wprowadzenie instytucji kultury na Zamek. Jako gmina zabezpieczyliśmy się w ten sposób na ewentualność pozytywnej decyzji w tej sprawie tak, aby aplikować w przyszłości o środki na ten cel, również środki, unijne. W ramach tych środków będzie możliwe oczywiście wspieranie dalszych badań wzgórza Zamkowego – podkreśliła Pani konserwator.

Spotkanie młodych archeologów z prof. Krzysztofem Szwagrzykiem i Bogusławem Kleszczyńskim z rzeszowskiego Oddziału IPN (Fot.Marcin Maruszak)

Spotkanie młodych archeologów z prof. Krzysztofem Szwagrzykiem i Bogusławem Kleszczyńskim z rzeszowskiego Oddziału IPN. Pierwszy z prawej Dominik Kurek (Fot.Marcin Maruszak)

W godzinach popołudniowych pojawiła się na terenie wykopalisk grupka młodych ludzi. Byli bardzo zainteresowani stanem i metodyką prowadzonych prac, wymieniając na ten temat poglądy z wrocławskimi archeologami i prof. Krzysztofem Szwagrzykiem. Okazało się, że są to młodzi archeolodzy, którzy zdobyli cenne doświadczenie podczas prac ekshumacyjnych żołnierzy z okresu I wojny światowej, które były prowadzone we współpracy z Podkarpackim Urzędem Wojewódzkim. Jak się okazało nie tworzą oni formalnej grupy, lecz koło przyjaciół o wspólnych pasjach i zainteresowaniach. Przewodzi im Dominik Kurek, który poinformował, że w planach mają powołanie stowarzyszenia i uruchomienie portalu „Archeologia Wojny”.

prof. Krzysztof Szwagrzyk nad jednym z wykopów (Fot. Marcin Maruszak)

prof. Krzysztof Szwagrzyk nad jednym z wykopów (Fot. Marcin Maruszak)

Prace na terenie bastionu południowo-wschodniego Zamku trwały do godziny 16.00 i nie przyniosły żadnego przełomu w dotychczasowych ustaleniach. Poproszony o skomentowanie dzisiejszego etapu prac Bogusław Kleszczyński z rzeszowskiego Oddziału IPN stwierdził, że w dniu dzisiejszym zakończono odkrywkę wzdłuż kurtyny południowej Zamku, gdzie natrafiono na zabytki z okresu Spytka Ligęzy lub pierwszych Lubomirskich. – Odkryliśmy ceramikę datowaną wstępnie na XVII wiek. Poza tym odkrywka nie wykazała śladów ludzkich szczątków. Tym samym zakończono na niej prace i został przywrócony stan pierwotny. Mniejsza odkrywka obok samego narożnika zamku również nie przyniosła spodziewanych wyników. W tej chwili trwają prace nad wyrównywaniem terenu i zasypywaniem dotychczasowych wykopów – powiedział Kleszczyński. Prof. Krzysztof Szwagrzyk potwierdził, że w dniu dzisiejszym prowadzono prace wokół bastionu oraz przy samym budynku sądu i podobnie jak w dniach poprzednich nie przyniosły one rezultatów. − Nie odnaleziono żadnych szczątków ludzkich w żadnym ze sprawdzanych miejsc − powiedział.

Teren wykopalisk widziany z południwo wschodniego narożnika bastionu (Fot. Marcin Maruszak)

Teren wykopalisk widziany z południwo wschodniego narożnika bastionu (Fot. Marcin Maruszak)

Ostatnim akcentem dzisiejszego dnia okazał się nie zaplanowany wcześniej rekonesans cmentarza Pobitno, w którym oprócz Prof. Krzysztofa Szwagrzyka, Prof. Macieja Trzcińskiego oraz Bogusława Kleszczyńskiego, uczestniczył również Kazimierz Rzucidło, znany w rzeszowskim środowisku kombatant, były żołnierz AK i działacz WiN. Jak udało nam się ustalić, przedmiotem zainteresowania naukowców z ekipy prof. Szwagrzyka stała się jego relacja na temat tajemniczej zbiorowej ekshumacji szczątków, przeprowadzonej pod koniec lat 90. XX wieku na tym właśnie cmentarzu. Kazimierz Rzucidło twierdzi, że potrafi wskazać miejsce złożenia wydobytych wówczas zwłok i stąd prawdopodobnie jego wizyta na tym cmentarzu w towarzystwie archeologów i historyków. Sprawa jest dość tajemnicza i wymaga weryfikacji w różnych źródłach zwłaszcza, że z dostępnych informacji wynika, że Kazimierz Rzucidło nie brał osobiście udziału w tych pracach i zna je z relacji osób trzecich. O tym czy informacje przekazane przez żołnierza antykomunistycznej konspiracji okażą się istotne dla realizacji projektu, pokażą dopiero badania przeprowadzone przez zespół prof. Krzysztofa Szwagrzyka oraz rzeszowski IPN. Biorąc jednak pod uwagę dzisiejszą wizytę naukowców na cmentarzu Pobitno należy uznać, że mamy do czynienia z informacją istotną z punktu  widzenia poszukiwań miejsc ukrycia zwłok ofiar terroru komunistycznego.

prof. Maciej Trzciński, Bogusław Kleszczyński, prof.Krzysztof Szwagrzyk i Kazimierz Rzucidło w trakcie rekonesansu na cmentarzu Pobitno (Fot. Marcin Maruszak)

prof. Maciej Trzciński, Bogusław Kleszczyński, prof.Krzysztof Szwagrzyk i Kazimierz Rzucidło w trakcie rekonesansu na cmentarzu Pobitno (Fot. Marcin Maruszak)

W dniu dzisiejszym Instytut Pamięci Narodowej wydał komunikat informujący, że 11 września w Auli im. płk. Łukasza Cieplińskiego w Podkarpackim Urzędzie Marszałkowskim w Rzeszowie  odbędzie się wykład prof. dr. hab. Krzysztofa Szwagrzyka „Poszukiwania ofiar komunizmu w Polsce”. Rozpoczęcie wykładu zaplanowano na godz. 19.00.Wstęp wolny.

dr Tomasz Borkowski z Muzeum Archeologicznego we Wrocławiu (Fot. Marcin Maruszak)

dr Tomasz Borkowski z Muzeum Archeologicznego we Wrocławiu (Fot. Marcin Maruszak)

09.09.2015 395 09.09.2015 396 09.09.2015 397 09.09.2015 398 09.09.2015 399

Poszukiwanie miejsc ukrycia zwłok ofiar terroru komunistycznego w Rzeszowie. Dzień siódmy

$
0
0

Kolejny dzień obecności zespołu prof. Krzysztofa Szwagrzyka na rzeszowskim Zamku przyniósł sensacyjne wręcz ustalenia. Przekazana w dniu dzisiejszym relacja architekta prowadzącego tutaj prace konserwatorskie może wskazywać na istnienie pod głównym dziedzińcem Zamku miejsca straceń byłego więzienia. Według wspomnianej relacji, na początku lat 80. XX wieku, podczas prac konserwatorskich natrafił on pod głównym dziedzińcem Zamku na wąski tunel, który prowadził do pomieszczenia, w którym ściany nosiły liczne ślady po kulach z broni palnej. Dokumenty dotyczące omawianego odkrycia zaginęły, a pomieszczenie zostało niezwłocznie zamurowane. Co ciekawe, Instytut Pamięci Narodowej nie posiadał dotąd żadnych informacji na ten temat.

Adam Sapeta w rozmowie z prof.Maciejem Trzcińskim (Fot.Marcin Maruszak)

Adam Sapeta w rozmowie z prof.Maciejem Trzcińskim (Fot.Marcin Maruszak)

Od wczesnych godzin porannych 10 września trwały na terenie południowo-wschodniego bastionu prace ziemne nad wyrównywaniem terenu po wykopach przeprowadzonych w trakcie poprzednich dni. Obecni byli wszyscy członkowie zespołu kierowanego przez prof. Krzysztofa Szwagrzyka, prowadząc prace porządkowe terenu oraz oprowadzając po miejscu prac licznie pojawiających się gości. Zjawiło się również sporo świadków. Największe poruszenie wśród badaczy wywołała relacja architekta Adama Sapety, który na początku lat 80. XX w. z ramienia Przedsiębiorstwa Konserwacji Zabytków nadzorował prace konserwatorskie i remontowe na Zamku. Okazało się bowiem, że podczas tych prac doszło do odkrycia tunelu prowadzącego do pomieszczenia znajdującego się pod północno-wschodnią częścią  zamkowego dziedzińca, na którego ścianach było wyraźnie widać ślady po kulach. Wejście do tunelu, do którego schodziło się kilka stopni w dół znajdowało się w środkowej części pierwszego poziomu piwnic od strony północnej, naprzeciwko XVII-to wiecznego tzw. potajnika, który prowadził do fosy.

prof.Krzysztof Szwagrzyk, Adam Sapeta i prof. Maciej Trzciński podczas rekonesansu zamkowych piwnic (Fot.Marcin Maruszak)

prof.Krzysztof Szwagrzyk, Adam Sapeta i prof. Maciej Trzciński podczas rekonesansu zamkowych piwnic (Fot.Marcin Maruszak)

– Przedsiębiorstwo Konserwacji Zabytków, w którym wówczas pracowałem rozpoczęło prace konserwatorskie zaraz po likwidacji w tym budynku więzienia na początku lat osiemdziesiątych − rozpoczął swą opowieść Sapeta. − Wykonywane przez nas wówczas prace obejmowały kolejne skrzydła zamku po kolei. Projektowanie również było wykonywane sukcesywnie. Podczas prac były skuwane tynki. W piwnicy północnego skrzydła Zamku była wówczas stara instalacja centralnego ogrzewania i my ją usuwaliśmy, gdyż miała być zakładana nowa. Ściana była zawilgocona. Gdy skuliśmy tynk, ukazał się zarys tego wejścia. To było zamurowane cienką ścianką. Odkuliśmy ją i weszliśmy tam. Schodziło się po kilku stopniach w dół. Korytarz był dość przestronny. Jedna osoba mogła się nim swobodnie poruszać. Po kilku metrach zaginał się pod kontem prostym i biegł wzdłuż wewnętrznej ściany dziedzińca w kierunku wschodnim, później jeszcze raz zaginał się pod kontem prostym w kierunku południowym i kończył się salą, w której były wyraźnie widoczne ślady po kulach na ceglanych ścianach. W środku nie było żadnego wyposażenia. Pamiętam to wyraźnie. Nie pomyliłbym widoku śladów kul, gdyż już wcześniej pracując w PKZ miałem z tym do czynienia. Zgłosiłem to niezwłocznie Wojewódzkiemu Konserwatorowi Zabytków, bo w tamtym czasie odkryłem również kaplicę, w której mieści się obecnie sala rozpraw. Z tego co wiem, ówczesny Konserwator Zabytków zainteresował się znaleziskiem, ale dotyczyło to jedynie odkrytej kaplicy. Jakie były decyzje w sprawie odkrytej pod dziedzińcem sali tego nie wiem. W każdym razie po kilku dniach już jej nie było, a miejsce odkrycia wspomnianej salki w sposób błyskawiczny zostało zasypane i zamaskowane, nie wiem nawet czy nie rozebrane całkiem. Ścianę wyrównano i zamurowano. Bardzo mnie to zaskoczyło, gdyż chciałem wówczas zrobić zdjęcia tego obiektu, ale nie miałem możliwości. Na mnie to zrobiło wówczas ogromne wrażenie.Traktowałem to jako ważne odkrycie. Natrafiono bowiem na dwa pomieszczenia, o których dotychczas nic nie było wiadomo. Zanim bowiem zacząłem pracować w PKZ była robiona inwentaryzacja i w sporządzonej wówczas dokumentacji nie było tych pomieszczeń – wspominał Adam Sapeta. Zapytany o to, czy wcześniej rozmawiała ten temat z dziennikarzami lub historykami przyznał, że nie. – Ja tylko przekazałem tę informację Wojewódzkiemu Konserwatorowi Zabytków. Wówczas nie było mowy o rozmowach z dziennikarzami. Ponadto byłem przekonany, że za pośrednictwem Wojewódzkiego Konserwatora Zabytków wiedzę na ten temat posiada również IPN  – odparł.

prof. Maciej Trzciński, Adam Sapeta i prof. Krzysztof Szwagrzyk na dziedzińcu rzeszowskiego Zamku (Fot. Marcin Maruszak)

prof. Maciej Trzciński, Adam Sapeta i prof. Krzysztof Szwagrzyk na dziedzińcu rzeszowskiego Zamku (Fot. Marcin Maruszak)

Relacja ta wzbudziła na tyle duże zainteresowanie zarówno prof. Trzcińskiego jak i prof. Szwagrzyka, że poprosili oni świadka o wskazanie owego tunelu. Próbując dotrzeć na miejsce, naukowcy musieli zejść do piwnic Zamku i kierując się korytarzem dotrzeć do piwnicy pod północnym skrzydłem Zamku. Po dojściu na miejsce, Adam Sapeta wskazał na wewnętrznej ścianie murów rejon, w którym znajdowało się wówczas omawiane wejście do tunelu. Następnie wszyscy udali się do wnętrza budynku celem obejrzenia dziedzińca z perspektywy północnego skrzydła Zamku. Będąc na środku mieszczącego sie na parterze korytarza północnego Zamku Adam Sapeta nie mając żadnych wątpliwości, precyzyjnie wyjaśnił, że wejście mieściło się mniej więcej w tym rejonie. Zapytany o to, czy z perspektywy czasu nie ma wątpliwości, odpowiedział, że dzięki pracy przy projektowaniu prac konsrwatorskich zna każdy właściwie kawałek Zamku. Następnie wskazując ręką na widoczny przez ono dziedziniec wyjaśnił: – Od wejścia szedł wąski korytarz, który już pod dziedzińcem zaginał się w lewo i szedł wzdłuż północnej ściany dziedzińca. Następnie ponownie zaginał się w prawo wzdłuż wschodniej ściany. Pamiętam, że mniej więcej w tym miejscu, gdzie obecnie jest ta studzienka. Tu wcześniej stał niewielki, kwadratowy budyneczek hydroforu. Mniej więcej przed widocznymi na wschodniej ścianie budynku schodami mieściła się ta salka. Według mojej hipotezy mieliśmy wówczas do czynienia z salą, w której wykonywano wyroki śmierci – stwierdził.

Adam Sapeta wskazuje miejsce, w którym pod zamkowym dziedzińcem mieściły się odkryte przez niego pomieszczenia (Fot. Marcin Maruszak)

Adam Sapeta wskazuje miejsce, w którym pod zamkowym dziedzińcem mieściły się odkryte przez niego pomieszczenia (Fot. Marcin Maruszak)

Reakcje obecnych przy rozmowie historyków i archeologów były jednoznaczne. – To bardzo ciekawe co mówi świadek. Wcześniej nie znałem tej wersji. Pracownicy miejscowego oddziału IPN wskazywali inne pomieszczenie jako miejsce straceń. Musimy się z tym zmierzyć i przygotować badania. Nie wykluczone, że pomiary georadarem wykazałyby ściany tego pomieszczenia. Jednak w tym roku nie planujemy jakiś poważniejszych prac ziemnych – powiedział prof. Krzysztof Szwagrzyk. O tym, że IPN nie dysponował dotąd takimi informacjami poinformował również Bogusław Kleszczyński. Zapewnił przy tym, że Instytut bardzo poważnie podchodzi do tego typu relacji i że będą one weryfikowane. − Nie wykluczone są również w najbliższej przyszłości badania terenu dziedzińca Zamku – powiedział. Według uzyskanych przez redakcję Tajnej Historii Rzeszowa informacji, wielomiesięczne starania IPN o skompletowanie dokumentacji dotyczącej prac remontowych i budowlanych na Zamku napotykały i napotykają nadal na wiele zaskakujących trudności. Instytut otrzymał informację, że  zarówno Wojewódzki Konserwator Zabytków jak i Muzeum Okręgowego oraz w Dział Inwestycji Sądu Okręgowego w Rzeszowie nie posiadają żadnej dokumentacji dotyczącej prowadzonych wówczas prac konserwatorskich. Dalece niekompletna jest również dokumentacja dotycząca prac konserwatorskich prowadzonych przez prof. Janczykowskiego w latach osiemdziesiątych. Osoba zbliżona do IPN potwierdziła, że z dokumentacją dotyczącą wszelkich prac prowadzonych na Zamku działo się i nadal dzieje coś dziwnego. Tak jakby komuś bardzo zależało na zacieraniu śladów najnowszej historii Zamku.

Fragment dziedzińca rzeszowskiego Zamku pod którym może znajdować się miejsce straceń (Fot. Marcin Maruszak)

Fragment dziedzińca rzeszowskiego Zamku pod którym może znajdować się miejsce straceń (Fot. Marcin Maruszak)

Bogusław Kleszczyński w rozmowie z Adamem Sapetą (Fot. Marcin Maruszak)

Bogusław Kleszczyński w rozmowie z Adamem Sapetą (Fot. Marcin Maruszak)

Świadkiem, którego relacja wzbudziła również zainteresowanie naukowców okazał się rodowity rzeszowianin Edward Pelc, który po przybyciu na miejsce wykopalisk poinformował, że jako mały chłopiec był świadkiem zakopywania na terenie niedalekich Olszynek skrzyń, które przypominały trumny. Zdarzenie miało miejsce w połowie lat pięćdziesiątych. W czynnościach tych miało uczestniczyć kilku mężczyzn, którzy dodatkowo posługiwali się wózkiem, który wykorzystywany był wówczas do przewożenia trumien. – Wydarzenie to z okresu mego dzieciństwa utkwiło mi szczególnie w pamięci. Przede wszystkim ta długa drewniana skrzynia, którą zakopywano i ta platforma do wożenia zwłok. Było to prawdopodobnie we wrześniu 1956 roku. Jako dzieci często bawiliśmy się na Olszynkach, gdyż mieszkaliśmy wówczas na ulicy Jana Kazimierza w Rzeszowie. Gdy schodziliśmy bardzo wczesnym rankiem po schodkach, które prowadziły do wypożyczalni kajaków, zauważyliśmy trzech mężczyzn, którzy ściągali z wózka te skrzynie i zakopywali je. W pewnym momencie jeden z nich nas zauważył i zaczął pokazywać na mnie palcem. Ja się wówczas przestraszyłem i uciekłem. Nie wiem czy to były trumny, ale te skrzynie miały zbliżony wygląd. Poza tym ja ten wózek widywałem wcześniej w okolicach ulicy Szopena. Był on bardzo charakterystyczny w tamtym czasie i służył do przewożenia trumien. Był również drugi wózek z taką charakterystyczną metalową kabiną. Zakład, który używał tych wózków mieścił się wówczas przy dzisiejszym Placu Ofiar Getta – wspominał Edward Pelc, który został poproszony przez praconików IPN o wskazanie opisywanego miejsca. W trakcie rekonesansu, który przeprowadził Bogusław Kleszczyński z rzeszowskiego Oddziału IPN obecny byłrównież reporter Tajnej Historii Rzeszowa.

Edward Pelc i Bogusław Kleszczyński w trakcie rekonesansu (Fot.Marcin Maruszak)

Edward Pelc i Bogusław Kleszczyński w trakcie rekonesansu (Fot.Marcin Maruszak)

Bogusław Kleszczyński i Edward Pelc w trakcie rekonesansu (Fot. Marcin Maruszak)

Bogusław Kleszczyński i Edward Pelc w trakcie rekonesansu (Fot. Marcin Maruszak)

W godzinach przedpołudniowych pojawiła się na terenie robót Anna Fortuna-Marek kierownik Oddziału Terenowego Narodowego Instytutu Dziedzictwa Rzeszowie w otoczeniu kilku pracowników. Jej zainteresowanie wzbudziły przede wszystkim odkryte fragmenty muru oporowego Zamku oraz miejsce po stanowisku neolitycznym. Odpowiedzi na liczne pytania pracowników NID starał się m.in. udzielać prof. Maciej Trzciński z Muzeum Archeologicznego we Wrocławiu. – Na jamę neolityczną natrafiliśmy pod fragmentami fundamentów, prawdopodobnie z czasów PRL-u. W dokumentacji fotograficznej, do której dotarliśmy wynika, że w tym miejscu znajdowała się bliżej nie zidentyfikowana wieżyczka i to mogą być jej pozostałości. Jama była o wielkości mniej więcej półtora do dwóch metrów, a w środku odkryliśmy siekierkę, ceramikę i trochę narzędzi krzemiennych. Zgłosiliśmy to miejscowym archeologom. Tego samego dnia zadzwoniłem do Narodowego Instytutu Dziedzictwa do Warszawy z nadzieją, że będzie można uzyskać jakieś wsparcie finansowe dla dalszych badań. Teren wizytowali miejscowi archeolodzy, ale ostatecznie do realizacji tych planów nie doszło. Jama została wyeksplorowana i sporządziliśmy odpowiednią dokumentację w postaci zdjęć i rysunków. Będzie ona nam potrzebna do napisania sprawozdania, a następnie jeden jej egzemplarz zamierzamy odesłać do miejscowego Oddziału IPN. Pragnę podkreślić, że przed podjęciem decyzji o pracach ziemnych na tym terenie najbardziej obawialiśmy się, że grunt będzie usiany artefaktami z okresu nowożytnego oraz reliktami poprzednich fortyfikacji. Dlatego byliśmy bardzo zaskoczeni, że nigdzie takich znalezisk nie było. Wszędzie jedynie cegła, gruz, cement i śmieci z lat siedemdziesiątych i osiemdziesiątych. Poza tym nie znaleźliśmy w obrębie tego bastionu żadnych drobnych przedmiotów związanych z funkcjonowaniem Zamku. Jakieś artefakty pojawiały się dopiero przy południowej krawędzi muru zamkowego, a więc już poza terenem bastionu – wyjaśnił prof. Trzciński.

dr Tomasz Borkowski i Adam Sapeta przy odkrytym fragmencie muru (Fot.Marcin Maruszak)

dr Tomasz Borkowski i Adam Sapeta przy odkrytym fragmencie muru (Fot.Marcin Maruszak)

prof. Krzysztof Szwagrzyk i Bogusław Kleszczyński na terenie wykopalisk (Fot. Marcin Maruszak)

prof. Krzysztof Szwagrzyk i Bogusław Kleszczyński na terenie wykopalisk (Fot. Marcin Maruszak)

Zainteresowanie wizytujących teren wykopalisk przykuł również fragment odkrytego od strony wschodniej muru oporowego. − To mi wygląda na pierwotne oryginalne przedpiersie tego bastionu. Ważnym zadaniem byłoby ustalenie jak ten mur ciągnie się dalej w kierunku południowym i jaka jest jego grubość. Był on bowiem o wiele mniejszy od bastionów, które mamy obecnie − powiedział architekt Adam Sapeta. – Te badania są bardzo ważne dla ustalenia historii tych fortyfikacji. Jest to o tyle istotne, że podczas badań architektonicznych fortyfikacji, które w latach osiemdziesiątych prowadził prof. Janczykowski z Krakowa, nie prowadzono tutaj prac ziemnych. Akurat jeśli chodzi o ten bastion, to do dzisiaj nie ustalono pierwotnej wieży obwarowań. Pierwszy zamek Ligęzów była rzucie kwadratu i miał cztery wieże narożne. O trzech wiadomo, natomiast czwarta była rysowana jako hipotetyczna. Mówimy o końcu XVI wieku. Bastion ten pełnił wówczas ważną rolę obronną, gdyż na rzece w tym miejscu był brud. Znamy relacje z 1624 roku, gdy Tatarzy próbowali sforsować ten brud, zostali ostrzelani właśnie z tego bastionu i musieli się wycofać. Z tego właśnie okresu pochodzą prawdopodobnie te mury – dodał.

Antoni Lubelczyk i dr Tomasz Borkowski na południwo-wschodnim narożniku bastionu (Fot.Marcin Maruszak)

Antoni Lubelczyk i dr Tomasz Borkowski na południwo-wschodnim narożniku bastionu (Fot. Marcin Maruszak)

Teren wykopalisk w dniu dzisiejszym wizytował również Antoni Lubelczyk archeolog Muzeum Okręgowego w Rzeszowie. Zapytany o szanse zorganizowania badań archeologicznych na tym terenie stwierdził, że władnym do podejmowania decyzji w tej kwestii jest archeolog Wojewódzkiego Konserwatora Zabytków. − Słyszałem, że było na ten temat spotkanie, ale ja nie znam jego ustaleń. W mojej opinii badania archeologiczne powinny zostać przeprowadzone „na gorąco” dopóki mamy odkryte poszczególne elementy. To bardzo istotne odkrycia, gdyż potwierdzają to o czym wiedzieliśmy, czyli o istnieniu starszych fortyfikacji, ale również przynoszą nowe informacje o istnieniu w tym miejscu osadnictwa pradziejowego z pierwszej fazy zasiedlania tych terenów. Ta faza osadnictwa jest reprezentowana w szerszym zakresie na Osiedlu Piastów gdzie prowadzono intensywne badania. Mieliśmy również takie odkrycia w obrębie Rynku – powiedział Lubelczyk.

 

wykop sondarzowy na południwo-wschodnim bastionie zamku (Fot. Marcin Maruszak)

wykop sondarzowy na południwo-wschodnim bastionie zamku (Fot. Marcin Maruszak)

prof. Krzyszof Szwagrzyk na terenie wykopalisk (Fot. Marcin Maruszak)

prof. Krzyszof Szwagrzyk na terenie wykopalisk (Fot. Marcin Maruszak)

dr Tomasz Borkowski obserwuje zasypywanie odkrytego fragmentu muru oporowego rzeszowskiego Zamku (Fot. Marcin Maruszak)

archeolog dr Tomasz Borkowski obserwuje zasypywanie odkrytego fragmentu muru oporowego rzeszowskiego Zamku (Fot. Marcin Maruszak)

 

Poszukiwanie miejsc ukrycia zwłok ofiar terroru komunistycznego w Rzeszowie. Dzień ósmy (koniec pierwszego etapu)

$
0
0

− Komuniści dokończyli to czego nie zdążyli zrobić hitlerowcy i sowieci w Katyniu. Wybito polskie elity – powiedział prof. Krzysztof Szwagrzyk w trakcie wykładu jaki wygłosił w Auli im. płk. Łukasza Cieplińskiego. Kilkudniowy pobyt zespołu pod jego kierunkiem w Rzeszowie spowodował, że do Instytutu Pamięci Narodowej Oddział w Rzeszowie zaczęli się zgłaszać świadkowie, którzy przez wiele lat skrywali tajemnice dotyczące miejsc ukrycia zwłok ofiar terroru komunistycznego. Jednym z nich jest były funkcjonariusz komunistycznych organów bezpieczeństwa, który był naocznym świadkiem ukrycia zwłok zamordowanych. Pojawiły się także osoby, które były świadkami zakopywania zwłok na dziedzińcu rzeszowskiego Zamku oraz w okolicach cmentarza Wilkowyja. Pracownikom IPN udało się również ustalić, że podczas prowadzonych w połowie lat 80. XX wieku badań architektonicznych zamkowych fortyfikacji, w obrębie bastionu południowo-wschodniego prowadzono badania archeologiczne, podczas których odnaleziono ludzki szkielet. Prace natychmiast przerwano, a zwłoki zniknęły. Zdaniem wielu naukowców, świadczy to o dużej staranności przedstawicieli ówczesnego reżimu w zacieraniu śladów komunistycznych zbrodni popełnionych na Zamku.

prof. Krzysztof Szwagrzyk na południwo wschoenim bastionie rzeszowskiego Zamku (Fot. Marcin Maruszak)

prof. Krzysztof Szwagrzyk na południwo wschoenim bastionie rzeszowskiego Zamku (Fot. Marcin Maruszak)

W dniu 11 września 2015 roku w godzinach porannych Instytut Pamięci Narodowej podjął decyzję o zamknięciu wykopalisk związanych z projektem poszukiwania miejsc ukrycia zwłok ofiar terroru komunistycznego na rzeszowskim Zamku. Przez cały dzień trwały prace ziemne i porządkowe, mające na celu przywrócenie stanu pierwotnego terenu. Po sporządzeniu odpowiedniej dokumentacji, zasypane zostały również odkryte w trakcie kilkudniowych prac stanowiska archeologiczne. Jednocześnie w IPN prowadzono prace nad skatalogowaniem i usystematyzowaniem napływających relacji świadków i pojedynczych informacji na temat miejsc ukrycia ciał zamordowanych oraz ich weryfikacją w innych źródłach. Pracownicy Instytutu podjęli również działania mające na celu pobranie genetycznego materiału porównawczego od przedstawicieli rodzin, którzy zgłosili się w ostatnim okresie do IPN.

Prace porządkowe na terenie bastionu południowo-wschodniego Zamku (Fot. Marcin Maruszak)

Prace porządkowe na terenie bastionu południowo-wschodniego rzeszowskiego Zamku (Fot. Marcin Maruszak)

Szukając potwierdzenia przekazanej kilka dni temu relacji architekta i znanego rzeszowskiego historyka sztuki Adama Sapety o odkryciu miejsca kaźni na rzeszowskim Zamku, dziennikarze Tajnej Historii Rzeszowa dotarli do Zbigniewa Juchy, byłego Wojewódzkiego Konserwatora Zabytków, który na początku lat 80. nadzorował prace remontowe i konserwatorskie na rzeszowskim Zamku. Okazało się jednak, że poza faktem odkrycia zamkowej kaplicy, nie pamięta on ujawnienia w tym samym czasie pomieszczeń pod dziedzińcem Zamku. Twierdzi również, że nie wydawał w tej sprawie żadnych decyzji i nie podlegał żadnym naciskom ze strony ówczesnych władz. Potwierdził również, że wykonawcą tych robót było Gospodarstwo Pomocnicze Zakład Remontowo-Budowlany przy Zakładzie Karnym w Rzeszowie. To właśnie więźniowie zatrudnieni wówczas w tym zakładzie mieli według relacji Adama Sapety uczestniczyć w odkryciu więziennego miejsca egzekucji. Zapytany o to, gdzie mogą się znajdować dokumenty dotyczące tych prac Zbigniew Jucha stwierdził, że odpowiednia dokumentacja powinna się znajdować zarówno w archiwum Sądu Okręgowego w Rzeszowie jak i w rzeszowskiej delegaturze Podkarpackiego Wojewódzkiego Urzędu Ochrony Zabytków.

red. Andrzej Zajdel z Radia Rzeszów rozmawia z prof. Maciejem Trzcińskim (Fot. Marcin Maruszak)

red. Andrzej Zajdel z Polskiego Radia Rzeszów rozmawia z prof. Maciejem Trzcińskim (Fot. Marcin Maruszak)

Dziennikarzom Tajnej Historii Rzeszowa udało się również dotrzeć do dr. Jana Janczykowskiego Małopolskiego Wojewódzkiego Konserwatora Zabytków, który w latach 1986-87 prowadził na zlecenie ówczesnego sądu badania architektoniczne zamkowych fortyfikacji. Według przekazanych przez niego relacji, podczas prac archeologicznych na bastionie południowo-wschodnim udało się wówczas m.in. odnaleźć ślady XVII-to wiecznej baszty wybudowanej przez Mikołaja Spytka Ligęzę. Potwierdził on również, że z relacji prowadzącego te prace archeologa wie, że podczas prac na bastionie południowo-wschodnim Zamku odnaleziono szkielet ludzki, którego wygląd mógł świadczyć o jego XX-wiecznym pochodzeniu. Zawiadomiono wówczas Milicję Obywatelską, która te szczątki zabrała i nic nie wiadomo o ich dalszych losach. Dr Janczykowski przyznał także, że niedługo po tym wydarzeniu podjęto decyzję o zakończeniu prac archeologicznych w tym rejonie Zamku. Jednocześnie zaprzeczył jakoby wywierano na niego jakiekolwiek naciski w tej sprawie. Badania georadarowe nie wskazały na obecność w tym miejscu reliktów murów wcześniejszych fortyfikacji, zatem dalsze wykopy na bastionie południowo-wschodnim nie były uzasadnione. Potwierdził także, że przy prowadzonych wówczas pracach fizycznych zatrudnieni byli więźniowie, co może wskazywać, że wykonawcą tych robót, podobnie jak w latach poprzednich, było Gospodarstwo Pomocnicze Zakład Remontowo-Budowlany przy Zakładzie Karnym w Rzeszowie. Zwrócił jednocześnie uwagę, że podczas prac na północnej kurtynie Zamku odkryto tzw. potajnik biegnący do fosy zamku, od strony fosy zamurowany kamieniem najprawdopodobniej już w czasie budowy fortyfikacji, który jednak od strony budynku zamkowego był zamurowany współczesną cegłą. Może to, w opinii dr. Janczykowskiego, wskazywać na wykorzystywanie tego tunelu w okresie funkcjonowania na Zamku więzienia. Według przekazanych przez niego informacji korytarz potajnika nie był wówczas przebadany pod kątem XX-wiecznych dziejów zamku i może skrywać niejedną tajemnicę. Według jego relacji, decyzją ówczesnych władz sądu, nie przebadano również bastionu południowo-zachodniego zamku, gdyż znajdowały się tam garaże, do których dostęp, po rozpoczęciu prac ziemnych, mogłyby zostać poważnie utrudniony. Badania nie objęły również kurtyny południowej, której znaczną część pod ziemią zajmowały bunkry na opał do miejscowej kotłowni.

Zdjęcie lotnicze rzeszowskiego Zamku z początku lat 50. XX wieku (fotografia stanowi fragment ekspozycji przygotowanej przez IPN)

Zdjęcie lotnicze rzeszowskiego Zamku z początku lat 50. XX wieku (fotografia stanowi fragment ekspozycji przygotowanej przez IPN)

O godzinie 19.00 w Auli im. Łukasza Cieplińskiego Urzędu Marszałkowskiego Województwa Podkarpackiego odbył się wykład prof. Krzysztofa Szwagrzyka pt. „Poszukiwania ofiar komunizmu w Polsce”. Na miejscu pojawili się przedstawiciele wielu środowisk patriotycznych, historycy, dziennikarze i mieszkańcy miasta. Nie zabrakło również licznie zgromadzonej młodzieży szkolnej, zwłaszcza uczniów 1 Liceum Ogólnokształcącego im. Henryka Sienkiewicza w Łańcucie, którzy stale współpracują z rzeszowskim Oddziałem IPN. Obecni byli m.in. kombatanci z Podkarpackiego Oddziału Światowego Związku Żołnierzy Armii Krajowej, przedstwicieke Zarządu Rzeszowskiego Okręgu NSZZ „Solidarność” z Andrzejem Filipczykiem na czele oraz członkowie Stowarzyszenia Rodzin Żołnierzy Niezłomnych Podkarpacia. Na wykładzie nie pojawili się natomiast przedstawiciele lokalnych władz samorządowych. Zabrakło zarówno władz miasta jak i Samorządu Województwa Podkarpackiego, co w opinii wielu przybyłych na uroczystość ma posmak skandalu zwłaszcza, że wykład był doskonałą okazją do złożenia podziękowań w imieniu mieszkańców miasta prof. Krzysztofowi Szwagrzykowi za trud, poświęcenie i niezwykle istotny wkład w historię miasta, będący efektem kilkudniowych prac zespołu naukowców pod jego kierunkiem. Sytuację próbowała „ratować” Dyrektor Rzeszowskiego Oddziału IPN dr Ewa Leniart, która przeprosiła za nieobecność władz samorządowych tłumacząc ten fakt odbywającym się w tym samym czasie w Rzeszowie zjazdem ambasadorów. Nie mniej jednak niesmak spowodowany absencją „gospodarzy” pozostał.

Publiczność zgromadzona w Auli im. Łukasza Cieplińskiego (Fot. Marcin Maruszak)

Publiczność zgromadzona w Auli im. Łukasza Cieplińskiego (Fot. Marcin Maruszak)

W pierwszych sławach prof. Krzysztof Szwagrzyk podkreślił, że prace będą kontynuowane.  − Powrócimy tutaj. Z całą pewnością będzie to rok następny. Nie wiem, który miesiąc ale powrócimy, bo tak pracujemy. My poszukujemy naszych bohaterów do skutku. Przyjechaliśmy pierwszy raz po to aby pokazać, że także tutaj są ludzie dla nas ważni i że chcemy ich odnaleźć. Na Zamku ich nie odnaleźliśmy za to na cmentarzu na Podkarpackiej tak. W czasie naszych działań zaczęły się ponadto pojawiać nowe informacje, są nowe ślady. Myślę, że najbliższy czas zimy i wiosny następnego roku przepracujemy tak, żeby przyjechać tutaj, będąc dobrze przygotowanymi już do drugiego etapu prac poszukiwawczych – zapowiedział. Jednocześnie wskazał na Rzeszów jako miejsce gdzie utrwalone są liczne ślady bohaterów takich jak Łukasz Ciepliński i jego podkomendni. – Szukamy ich i szukamy wielu innych, których uśmiercono w latach czterdziestych i pięćdziesiątych – zaznaczył. Podkreślił przy tym, że jest to proces długotrwały. – Komuniści uznawali, mieli takie podejście do swoich ofiar, że ciało wroga należy do nich, nie do rodziny. To oni, komuniści, decydują o tym co się z tym ciałem stanie. W ogromnej większości przypadków, w całym kraju, tysiące rodzin nie ma informacji gdzie są pochowani ich bliscy. Tę anormalną sytuację staramy się zmieniać – powiedział prof. Szwagrzyk. Jak sam zaznaczył, na spotkanie z mieszkańcami Rzeszowa przygotował pewien wybór miejsc i zdjęć po to żeby pokazać w pigułce działania kierowanego przez niego zespołu. Wykład trwał ok. 30 minut i wywołał na zgromadzonych wstrząsające wrażenie. Zestaw fotografii i dokumentów obrazujących skalę komunistycznych zbrodni, w połączeniu ze stonowanym i lekko przyciszonym głosem profesora oddziaływał ze zdwojoną siłą. Wielu osobom trudno było ukryć wzruszenie.

Dyrektor Oddziału IPN w Rzeszowie Ewa Leniart i prf. Krzysztof Szwagrzyk (Fot. Marcin Maruszak)

Dyrektor Oddziału IPN w Rzeszowie Ewa Leniart i prf. Krzysztof Szwagrzyk (Fot. Marcin Maruszak)

W pewnym momencie profesor nawiązał do postaci Łukasza Cieplińskiego. – Chciałbym o nim powiedzieć dlatego, że jest on symbolem pewnej postawy więźniów politycznych, którzy mieli karę śmierci i oczekiwali na egzekucję doskonale wiedząc, że z chwilą kiedy zostaną zabici ich zwłoki nie zostaną wydane rodzinie – powiedział nawiązując do znanego faktu gdy kpt. Ciepliński przekazał swojemu koledze informację o medaliku, który włoży do ust w celu jego późniejszej identyfikacji. Pod koniec wykładu prof. Szwagrzyk nawiązał do prac poszukiwawczych przeprowadzonych w Rzeszowie. – Jesteśmy w Rzeszowie. Zamek Lubomirskich, jedno z najcięższych więzień w okresie komunizmu. W latach 1944-1956 stracono tam 350 ludzi. Ponad 60 kolejnych zmarło gdzieś tam za jego murami. Mieliśmy relacje ludzi, które mówiły nam, że szczątki więźniów tam uśmierconych były wynoszone na teren jednego z bastionów. Mieliśmy plan z naniesionymi tymi miejscami. Dziś mogę powiedzieć, że przekopaliśmy cały ten bastion i nie tylko. Odkryliśmy niezwykle ciekawe miejsca, jak na przykład kilkusetletni pierwotny mur Zamku. Cieszymy się, że doszło do tego znaleziska, ale nie po to przyjechaliśmy do Rzeszowa. W innym miejscu znaleźliśmy stanowisko neolityczne z fragmentem siekierki kamiennej i ceramiki sprzed sześciu tysięcy lat. Jesteśmy szczęśliwi, że do tego doszło, ale wolelibyśmy znaleźć jednak naszych bohaterów – powiedział prof. Szwagrzyk. Nawiązując do efektów prac prowadzonych na rzeszowskim Zamku, stwierdził: − Mogę państwu powiedzieć, że na terenie bastionu nie znaleźliśmy żadnych szczątków. Powiem także państwu o jednej, bardzo interesującej zagadce. Dzisiaj, gdy mamy za sobą pewien etap prac ziemnych mogę publicznie stwierdzić, że to bardzo ciekawe miejsce, bowiem na bastionie gdzie pracowaliśmy, położonym tuż przy celach więziennych odnajdujemy jedynie ślady po dwóch epokach. Po neolicie sprzed sześciu tysięcy lat, a potem to już jest wczesny Gierek. I nic pomiędzy. Jak wytłumaczyć fakt, że na bastionie, który zawsze pełnił funkcje obronne nie znajdujemy żadnego pocisku, żadnej kuli, żadnej klamerki, żadnego pieniądza, niczego. To jest jedno z pytań, na które będziemy musieli sobie odpowiedzieć. Mam nadzieję, że uda nam się to jakoś wyjaśnić – powiedział prof. Szwagrzyk.

prof Krzysztof Szwagrzyk podczas wykładu (Fot. Marcin Maruszak)

prof Krzysztof Szwagrzyk podczas wykładu (Fot. Marcin Maruszak)

Przechodząc następnie do odkryć na terenie cmentarza przy ulicy Podkarpackiej zwrócił uwagę na symboliczne położenie miejsca ukrycia odnalezionych zwłok. – Na tym cmentarzu jest wojenna ładna kwatera żołnierzy sowieckich. Jest tam pomnik. Obok jest kwatera dziecięcych pochówków. Na samym skraju jednej i drugiej kwatery mamy miejsce, gdzie prowadziliśmy prace poszukiwawcze ludzi straconych w styczniu 1949 roku. Leopold Rząsa kpt. Władysław Koba i Michał Zygo byli straceni w jednej egzekucji. Odnajdujemy szczątki ludzkie. Głowę na 45 a nogi na 37 centymetrach, a więc nowi były wyżej niż głowa. Widzimy najpierw jedną czaszkę potem drugą. Kiedy przyjrzymy się fotografii widzimy dwóch mężczyzn pochowanych obok siebie, a z lewej strony, oznaczoną numerem 3 mamy czaszkę trzeciego człowieka. W każdej z czaszek mamy ślad po katyńskiej metodzie uśmiercania. Wszystkie szczątki są oplecione kablami elektrycznymi w okolicach szyi, w okolicach bioder i w okolicach nóg. Każdy z nich osobno był krepowany. Możemy sobie wyobrazić ostatnie chwile skazańców, którzy wyprowadzeni z celi byli gdzieś tam rzuceni na podłogę, na nich kilku funkcjonariuszy musiało ich trzymać, a ktoś inny krępował im ręce i nogi. W jednym przypadku widzimy bardzo wyraźną plecionkę z tego kabla, który zaczyna się na szyi, potem jest plecionka wzdłuż pleców i idzie aż do rąk. To są obrazy i metody, które my znamy z Katynia. Najczystsza metoda katyńska. Ten sam sposób krępowania rąk, bo przecież ci sami sprawcy, ci sami instruktorzy. I ślad po kuli w tyle czaszki. Praca trwała do godzin nocnych i zakończyła się ok. godz. 22.00 odnalezieniem trzeciej ofiary – powiedział Krzysztof Szwagrzyk.

prof. Krzysztof Szwagrzyk odpowieda na pytania publiczności (Fot. Marcin Maruszak)

prof. Krzysztof Szwagrzyk odpowieda na pytania publiczności (Fot. Marcin Maruszak)

W dalszej części wystąpienia wskazał na inny aspekt przeprowadzonych prac. − Wyjeżdżamy z Rzeszowa z przekonaniem, że to co mogliśmy zrobić w międzyczasie zrobiliśmy, ale to jest dopiero pierwszy krok. Te następne z pewnością nastąpią. Powrócimy nie tylko do Rzeszowa, ale do pewnej miejscowości pod Rzeszowem. Mamy pewne plany i o tym mogę państwa zapewnić. Liczymy na to, że odezwą się ludzie, którzy z różnych powodów dotychczas milczeli. Wczoraj ok. godz. 11.00 na terenie naszych działań pojawił się pewien starszy pan, który posiadał pewną wiedzę. Wskazał nam na planie dwa pochówki na terenie miasta Rzeszowa. On wie gdzie są te miejsca i bardzo dokładnie je zaznaczył. Oczywiście, że sprawdzimy je w roku następnym. Bardzo liczymy na takie sytuacje jak ta. Wierzę, że wszyscy ci, którzy dotychczas wątpili czy jest sens przekazywania takiej wiedzy, teraz po tych naszych działaniach w Rzeszowie uwierzą. Istnieje z naszej strony, ze strony Instytutu Pamięci Narodowej determinacja, żeby naszych bohaterów odnaleźć i będziemy to robili do skutku. Liczymy na świadków historii, którzy albo słyszeli albo widzieli. Nie powiem, że wśród tych, na których liczymy nie ma byłych funkcjonariuszy. Wierzę, że ktoś z nich, nawet nich to będzie anonimowo, u schyłku swojego życia może zechce podzielić się taką tajemną wiedzą. Jeżeli tak się nie stanie, to my i tak będziemy badali różne źródła i te działania i tak będziemy prowadzili – powiedział prof. Szwagrzyk. Kończąc swe wystąpienie podziękował wszystkim współpracownikom i koleżankom i kolegom z rzeszowskiego Oddziału IPN. – Praca, którą wykonujemy nie jest możliwa bez pomocy w terenie – zaznaczył. − Niezwykle ważne jest to, że przez cały czas spotykaliśmy się z ogromną życzliwością i wsparciem z Państwa strony. Bardzo za to dziękuję. Wierzę, że w ciągu najbliższego czasu będą się zgłaszali świadkowie sprzed lat po to, żebyśmy mogli rozciąć kable elektryczne i pęta ze szkieletów naszych bohaterów, a potem ich godnie, zgodnie z honorami, na które zasłużyli pochować – powiedział kończąc swoje spotkanie prof. Krzysztof Szwagrzyk.

Marek Wójcik przypomina miejsca związane z historią Żołnierzy Wyklętych (Fot. Marcin Maruszak)

Marek Wójcik przypomina miejsca związane z historią Żołnierzy Wyklętych (Fot. Marcin Maruszak)

Wśród zadawanych następnie przez publiczność pytań pojawiły się pytania o zagrożenia dla prowadzenia dalszych prac. – Zagrożenia były, są i będą. Nie miejmy złudzeń, że to się kiedykolwiek zmieni. Państwo widzieli te obrazy. Przecież one o komuniźmie i całym tym systemie mówią tyle, że nie zmieściłyby się w dwudziestu tomach encyklopedii. Kim są ludzie, którzy mogą doprowadzić do takich zbrodni? Kim są ludzie, którzy próbują nam dzisiaj wmówić, że ten system, który minął, to był taki gdzie w zasadzie było śmiesznie, były darmowe kolonie i wczasy i ósmy marca i rajstopy i goździki? Próbuje się to sprawdzić do jakiegoś absurdu. Tymczasem mieliśmy system zbrodniczy, komunistyczny, którego skutki będziemy może odczuwali przez następne dwa może trzy pokolenia. Taka jest prawda. Wielokrotnie mówiłem, że komuniści dokończyli to czego nie zdążyli zrobić hitlerowcy i sowieci w Katyniu. Wybito polskie elity. Zastanówmy się kim byliby ludzie tacy jak płk Ciepliński, jak mjr Lazarowicz, jak gen. Pilecki i gen. Fieldorf w wolnej Polsce. Tymczasem leżą gdzieś tam pod komunistycznymi pomnikami. Leż tam do dzisiaj. Elity nie można mianować, nie można jej powołać. Elity tworzy się przez wieki. To proces naturalny. Dzisiaj staramy się tą sprawę postawić w godnym miejscu, przywracając im pamięć i odnajdując ich szczątki. Zagrożenia będą przez cały czas i będą przybierały różną formę. Nie mamy ani przez chwilę złudzenia, że pozostajemy pod specjalnym nadzorem. Nie tylko chodzi o tych, którzy popierają system komunistyczny lub są z nim jakoś związani. Mogę powiedzieć, że przyjdzie taki czas, gdzie o tym wszystkim co się teraz dzieje wokół naszego projektu będziemy mogli spokojnie i otwarcie mówić, ale to jeszcze nie teraz – odpowiedział Krzysztof Szwagrzyk.

Dyrektor rzeszowskiego Oddziału IPN Ewa Leniart dziękuje prof. Krzysztofowi Szwagrzykowi (Fot. Marcin Maruszak)

Dyrektor rzeszowskiego Oddziału IPN Ewa Leniart dziękuje prof. Krzysztofowi Szwagrzykowi (Fot. Marcin Maruszak)

Z dużym uznaniem przyjęto wystąpienie historyka i znanego resovianisty Marka Wójcika, który przypomniał, że na mocy porozumień międzynarodowych w 2003 roku ekshumowano szczątki z dawnej kwatery niemieckiej na cmentarzu Pobitno i odbyło się to przy całkowitej bierności odpowiednich instytucji Państwa Polskiego. Wskazał również, że w 1946 roku gdy likwidowano tę kwaterę, do wykopanych dołów w kilku miejscach cmentarza zrzucono niemieckie szczątki. Przypomniał jednocześnie, że w tym samym okresie wykonywano wyroki śmierci na żołnierzach wyklętych i może to być ważna wskazówka do odnalezienia ich szczątków. Następnie nawiązując do historii żołnierzy wyklętych zwrócił się pięknymi słowami do młodzieży. – Wystarczy wejść w ulicę ks. Jałowego i podejść do budynku oznaczonym numerem 14. Tam jest balkonik. Na tym balkoniku, do ostatnich miesięcy swego życia czasem wypoczywała Jadwiga Cieplińska, wdowa po Łukaszu Cieplińskim. Nie ma ten budynek jakiejś tabliczki, która by przypominała miejsce, postać kobiety, o której ks. Sternal powiedział: „…tylko ani słowa o Łukaszu, bo to po tylu latach potrafi boleć”. Nieco dalej znajduje się rzeszowski dom rodziny Osmeckich, a więc również płk. Kazimierza Iranka-Osmeckiego. Wystarczy skręcić nieco w prawo idąc ulicą ks. Jałowego i jest dom rodziny Kulów, z której wywodzi się Leopold Lis-Kula. Także historia jest na wyciągnięcie ręki i warto o tych miejscach pamiętać. Cieszę się, że młodzież szuka formuły nowego spojrzenia na historię. Ogromnie wzruszyło mnie zdjęcie Pani Jadwigi przy grobie Łukasza Cieplińskiego wykonane przez młodą osobę, która szukała jakiegoś pomysłu właśnie. Łączniczka patrzy na symboliczny grób swojego dowódcy. Jest to ogromny ładunek emocjonalny. Stojąc i patrząc na to zdjęcie nie mogłem ukryć wzruszenia. Pamiętajmy zatem o symbolicznym grobie Łukasza Cieplińskiego na rzeszowskim cmentarzu Pobitno – zaapelował Marek Wójcik.

Wykład prof. Krzysztofa Szwagrzyka spotkał się z owacyjnym przyjęciem ze strony publiczności (Fot. Marcin Maruszak)

Wykład prof. Krzysztofa Szwagrzyka spotkał się z owacyjnym przyjęciem ze strony publiczności (Fot. Marcin Maruszak)

Na koniec zabrała głos ponownie Dyrektor rzeszowskiego Oddziału IPN Ewa Leniart, która podziękowała prof. Krzysztofowi Szwagrzykowi i całemu zespołowi za wykonana pracę, zaangażowanie i poświęcenie. Przypomniała jednocześnie o istotnym wkładzie Bogusława Kleszczyńskiego z rzeszowskiego Oddziału IPN w przygotowanie omawianych prac. Ponadto w dość enigmatyczny sposób poinformowała zgromadzonych o utrudnianiu prac Instytutu. − Pomimo iż jest wyraźne zainteresowanie ze strony IPN, to bywają podmioty, które nam utrudniają. Zakładamy, że wynika to z niedbalstwa lub pewnego braku wiedzy, a nie z czystej złośliwości. Także na naszych oczach, także na oczach państwa może się dokonywać sytuacja, gdy te ślady zbrodni zostaną zniszczone – podkreśliła Ewa Leniart.

Marcin Maruszak

Podziękowania ze strony słuchaczy dla prof. Krzysztofa Szwagrzyka (Fot.Marcin Maruszak)

Podziękowania ze strony słuchaczy dla prof. Krzysztofa Szwagrzyka (Fot.Marcin Maruszak)

 

 

 

Prof. Krzysztof Szwagrzyk honorowym członkiem Stowarzyszenia Rodzin Żołnierzy Niezłomnych Podkarpacia

$
0
0
prf. Krzysztof Szwagrzyk w otoczeniu członków Stowarzyszenia Rodzin Żołnierzy Niezłomnych Podkarpacia. Stoją od lewej: Genowefa Przywara, Wojciech Słowik, prof. Krzysztof Szwagrzyk, Marcin Maruszak, Józef Lasota (Fot. Marcin Maruszak)

prf. Krzysztof Szwagrzyk w otoczeniu członków Stowarzyszenia Rodzin Żołnierzy Niezłomnych Podkarpacia. Stoją od lewej: Genowefa Przywara, Wojciech Słowik, prof. Krzysztof Szwagrzyk, Marcin Maruszak, Józef Lasota (Fot. Archiwum)

Akt nadania prof. Krzysztofowi Szwagrzykowi tytułu członka honorowego Stowarzyszenia Rodzin Żołnierzy Niezłomnych Podkarpacia został przyznany w uznaniu zasług dla podtrzymywania pamięci o żołnierzach niezłomnych antykomunistycznego podziemia. Uroczystość odbyła się w dniu 11 września 2015 roku po zakończeniu wykładu jaki znany historyk wygłosił w Auli im. płk. Łukasza Cieplińskiego Urzędu Marszałkowskiego Województwa Podkarpackiego w Rzeszowie. Prof. Szwagrzyk podziękował członkom Stowarzyszenia za wyrazy uznania. Jednocześnie nawiązując do historii skazanego przez komunistów na karę śmierci Leona Słowika zapewnił, że szczątki wszystkich tych, którzy oddali swe życie za Polskę będą poszukiwane aż do ich odnalezienia.

Wojciech Słowik, wnuk skazanego na karę śmierci Leona Słowika, prof. Krzysztof Szwarzyk, Marcin Maruszak (Fot. Archiwum)

Wojciech Słowik, wnuk skazanego na karę śmierci Leona Słowika, prof. Krzysztof Szwarzyk, Marcin Maruszak (Fot. Archiwum)

Wojciech Słowik, prof. Krzysztof Szwagrzyk, Marcin Maruszak (Fot. Archiwum)

Wojciech Słowik, prof. Krzysztof Szwagrzyk, Marcin Maruszak (Fot. Archiwum)

Genowefa Przywara, córka Piotra Pięty żołnierza AK i dziąłacza WiN wręcza prof. Krzysztofowi Szwagrzykowi Akt nadania tytułu członka honorowego Stowarzyszenia Rodzin Żołnierzy Niezłomnych Podkarpacia (Fot. Archiwum)

Genowefa Przywara, córka Piotra Pięty żołnierza AK i dziąłacza WiN wręcza prof. Krzysztofowi Szwagrzykowi Akt nadania tytułu członka honorowego Stowarzyszenia Rodzin Żołnierzy Niezłomnych Podkarpacia (Fot. Archiwum)

Ujawniamy ostatnią tajemnicę „Rusala” – miejsce upadku Rakiety V-2.

$
0
0

W Sobotę 19 września w okolicach Dobrynina w pow. mieleckim rozpoczną się prace mające na celu wydobycie dużego fragmentu Rakiety V-2. Wiedzę o miejscu jego położenia przechował Aleksander Rusin „Rusal” legendarny żołnierz Armii Krajowej i antykomunistycznego podziemia na Rzeszowszczyźnie, który przekazał ją następnie swojemu synowi Romanowi. W przedsięwzięciu wezmą udział przedstawiciele kilku stowarzyszeń, media, lokalne władze samorządowe oraz rodzina Aleksandra Rusina.  

Lato 2014 roku. Członowie ekspedycji poszukiwawczej mającej na celu ustalenie i potwierdzenie miejsca upadku fragmentu rakity V-2. W środku Roman Rusin, po prwej Sławomir Bury ówczesny Prezes Stowarzyszenia Rodzin Żołnierzy Niezłomnych Podkarpacia i Marcin Maruszak redaktor naczelny kwartalnika Tajna Historia Rzeszowa (Fot. Archiwum)

Lato 2014 roku. Członkowie ekspedycji poszukiwawczej mającej na celu ustalenie i potwierdzenie miejsca upadku fragmentu rakiety V-2. W środku Roman Rusin, po prawej Sławomir Bury Prezes Stowarzyszenia Rodzin Żołnierzy Niezłomnych Podkarpacia i Marcin Maruszak redaktor naczelny kwartalnika Tajna Historia Rzeszowa (Fot. Archiwum)

Od wielu lat znana była wielu badaczom poligonu w Bliźnie relacja Aleksandra Rusina „Rusala” o zaobserwowanej przez niego katastrofie jednej w wystrzeliwanych na poligonie w Bliźnie rakiet. Według tej relacji, rakieta miała rozpaść się na kilka części, które spadły następnie na ziemię w różnych częściach ówczesnego poligonu. Poszukiwania zorganizowane przez Niemców nie przyniosły efektów, gdyż fragmenty opisywanej rakiety ugrzęzły w trudno dostępnym, bagnistym terenie. Żołnierzom Armii Krajowej dowodzonym przez „Rusala” udało się wówczas przejąć sporo fragmentów tej rakiety. Informacje o tym ukrywali przez cały okres komunizmu i sowieckiej okupacji.  Dopiero w 2007 roku, pod wpływem nastania „lepszego klimatu” dla badań historycznych, Aleksander Rusin zdecydował się wskazać badaczom dziejów poligonu oraz ekipie reporterów TVP pod kierownictwem red. Adama Sikorskiego miejsce upadku sporego fragmentu rakiety. Powstał nawet na ten temat reportaż z cyklu „Było, nie minęło”. Jednak odnalezione wówczas fragmenty mechanizmu rakiety nie zadowoliły badaczy i reporterów, którzy zastanawiali się, gdzie może być pozostała część rakiety. W kolejnych latach podejmowali oni dalsze próby odnalezienia głównego, zasadniczego jej trzonu. Kierowano się przy tym trajektorią lotu rakiety wytyczając obszar poszukiwań wzdłuż linii prostej łączącej miejsce wystrzelenia z upadkiem pierwszego fragmentu.

Aleksander Rusin "Rusal", "Olek" (Fot. ze zbiorów rodziny Rusinów)

Pułkownik Aleksander Rusin „Rusal”, „Olek” (Fot. ze zbiorów rodziny Rusinów)

Dzisiaj wiemy, że założenia te okazały się błędne, gdyż po rozpadzie rakiety, jej zasadniczy fragment zmienił kierunek lotu i upadł w znacznej odległości od wyznaczonego do ówczesnych poszukiwań obszaru. Ekipa poszukiwaczy pod kierunkiem Adama Sikorskiego przebadała wówczas bardzo duży obszar byłego poligonu, jednak bezskutecznie. Z nieoficjalnych informacji wynika, że zasadniczym powodem niepowodzenia ówczesnych poszukiwań był brak właściwej współpracy poszukiwaczy z człowiekiem, który wniósł najwięcej w te odkrycia, i który był jedynym depozytariuszem unikalnej wiedzy o poligonie. Aleksander Rusin „Rusal” miał mieć wówczas bardzo dużo zastrzeżeń do współpracy zarówno z ekipą TVP jak i z miejscowym Nadleśnictwem. Zrażony tą współpracą, a raczej jej brakiem, odłożył w czasie decyzję o ujawnieniu miejsca upadku największego fragmentu rakiety.

Fragmenty rakiety V-2 (Fot. Archiwum)

Fragmenty rakiety V-2 (Fot. Archiwum)

1128 1129

1130

Latem 1914 roku Roman Rusin podjął we współpracy z redakcją kwartalnika Tajna Historia Rzeszowa oraz Stowarzyszeniem Rodzin Żołnierzy Niezłomnych Podkarpacia działania mające na celu odkrycie i ujawnienie wiedzy o miejscu upadku fragmentu Rakiety V2 na poligonie w Bliźnie, której jedynym dysponentem przez wiele lat pozostawał jego ojciec. W zamyśle podejmowanych przez niego działań było wypełnienie ostatniej woli ojca dotyczącej przechowywanej przez lata tajemnicy. W realizację tych zamierzeń zaangażowane zostały redakcja Tajnej Historii Rzeszowa oraz Stowarzyszenie Rodzin Żołnierzy Niezłomnych Podkarpacia, którego Roman Rusin pozostaje stałym członkiem. Wszyscy uczestnicy tego przedsięwzięcia traktowali je jako realizację swoistego testamentu legendarnego dowódcy i żołnierza jakim bez wątpienia był Aleksander Rusin. Warto przypomnieć, że to właśnie „Rusal” przez cały okres istnienia poligonu w Bliźnie zbierał z narażeniem życia informacje wywiadowcze o prowadzonych eksperymentach z bronią rakietową. Dane te trafiały następnie za pośrednictwem AK-owskich siatek wywiadowczych do Londynu. W okresie Akcji „Burza” dowodzony przez niego oddział podjął udaną próbę zdobycia poligonu. Po wejściu sowietów „Rusal” współpracował z komisjami alianckimi w odkrywaniu i zabezpieczaniu fragmentów rakiet, które udało mu się ukryć w okresie okupacji niemieckiej. Najwięcej możliwości w poszukiwaniu tajnej broni posiadali jednak sowieci, którzy działali de facto na terenach przez siebie okupowanych. Za wszelką cenę usiłowali zdobyć informacje o ukrytych fragmentach rakiet. Jak się jednak okazało, nigdy im się to nie udało w pełni. Najważniejsze tajemnice pozostały bowiem w dyspozycji polskiego podziemia, na którego czele na tym terenie stał właśnie „Rusal”. Dzisiaj już wiemy, że do końca życia ukrywał on przed  sowietami a następnie przed PRL-owskim reżimem tajemnicę ostatniego, nieodkrytego fragmentu rakiety V2 na poligonie w Bliźnie,  by przekazać ją następnie osobie najbliższej i najbardziej zaufanej, swojemu synowi Romanowi.

Lato 2014. Park historyczny w Bliźnie. Stoja od lewej: Sławomir Bury Prezes Stowarzyszenia Rodzin Żołnierzy Niezłomnych Podkarpacia, roman Rusin, Marcin Maruszak redaktor naczelny kwartalnika Tajna Historia Rzeszowa (Fot. Archiwum)

Lato 2014. Park historyczny w Bliźnie. Stoją od lewej: Sławomir Bury Prezes Stowarzyszenia Rodzin Żołnierzy Niezłomnych Podkarpacia, Roman Rusin, Marcin Maruszak redaktor naczelny kwartalnika Tajna Historia Rzeszowa (Fot. Archiwum)

Redakcja Tajnej Historii Rzeszowa oraz Stowarzyszenie Rodzin Żołnierzy Niezłomnych Podkarpacia podjęły starania, aby zainteresować najważniejsze instytucje Doliny Lotniczej udzieleniem wsparcia w wydobyciu tego niezwykle cennego historycznie obiektu. Jak się jednak okazało, bezskutecznie. Pomimo pisemnych próśb skierowanych zarówno do Zarządu WSK „PZL-Rzeszów” S.A., Zarządu Polskich Zakładów Lotniczych Sp.zo.o. w Mielcu, Rektora Uniwersytetu Rzeszowskiego oraz Rektora Politechniki Rzeszowskiej, żadna z tych instytucji nie znalazła środków i nie udzieliła żadnego wsparcia organizacyjnego w realizacji tego przedsięwzięcia. Wprawdzie odbyło się szereg spotkań w tej sprawie z przedstawicielami wymienionych instytucji, jednak ich efektem były jedynie mgliste deklaracje o uruchomieniu środków w bliżej nieokreślonym terminie. Zdarzały się również sytuacje gdy dziennikarze THR byli szczegółowo przepytywani na temat posiadanych dowodów oraz miejsca lokalizacji obiektu. Taka sytuacja sprawiła, że członkowie Stowarzyszenia zwrócili się o pomoc do różnych organizacji pozarządowych w celu sfinansowania i organizacji omawianego przedsięwzięcia.

Ostatecznie nawiązano w tej sprawie kontakt z kilkoma stowarzyszeniami z Mielca, których członkowie podjęli się zorganizowania prac mających na celu wydobycie rakiety. Efektem działań podejmowanych przez młodych zapaleńców i miłośników historii będzie sobotnia próba wydobycia ostatniego zaginionego fragmentu Rakiety V-2.

Marcin Maruszak

st2

Pismo skierowne do Zarządu WSK „PZL-Rzeszów” S.A.

st3

Pismo do Polskich Zakładów Lotniczych Sp. z o.o.

st4

Pismo do Rektora Uniwersytetu Rzeszowskiego

st5

Pismo do Rektora Politechniki Rzeszowskiej


Syn Aleksandra Rusina „Rusala” ujawnia okoliczności jakie doprowadziły do ujawnienia miejsca ukrycia fragmentów rakiety V-2 oraz ostatnią wolę swego ojca

$
0
0
Roman Rusin (Fot. Archiwum)

Roman Rusin (Fot. Archiwum)

Z Romanem Rusinem, synem Aleksandra Rusina „Rusala” legendarnego żołnierza AK i dowódcy oddziału antykomunistycznego podziemia rozmawia Marcin Maruszak.

Marcin Maruszak: W jaki sposób Pana Tato Aleksander Rusin „Rusal” dowiedział się o miejscu, gdzie mogły spaść szczątki rakiety?

Roman Rusin: Ojciec mój Aleksander Rusin urodził się 18 stycznia 1914 roku w Dobryninie. Po ukończeniu szkoły podstawowej pracował w gospodarstwie rodziców i dorabiał w miejscowych majątkach, gdyż rodziców nie było stać na dalsze kształcenie. W 1935 oku został powołany do służby wojskowej. Bardzo się ucieszył, bo swoją przyszłość upatrywał w wojsku. Po odbyciu służby pozostał w wojsku, jako żołnierz zawodowy. Po wkroczeniu Armii Czerwonej dostał się do niewoli sowieckiej, skąd udało mu się zbiec i po wielu perypetiach dotarł do rodzinnego domu w Dobryninie. W 1940 roku wstąpił do ZWZ AK, gdzie został dowódcą oddziału dywersyjnego. W 1943 roku Niemcy przenieśli poligon doświadczalny pocisków V1 i rakiet V2 do wsi Blizna w pobliżu Dobrynina. Wtedy ojciec otrzymał rozkaz zaprzestania wszelkiej działalności dywersyjnej, a skupieniu się na akcjach wywiadowczych. W tym celu przysłano z  mieleckiej komendy AK Józefa Bułasia, a z Komendy Głównej AK przyjechał Sławomir Górecki. Pewnego razu Ojciec z kolegą siedzieli niedaleko domu i zauważyli jak wystrzelona rakieta V2 zaczęła koziołkować w powietrzu i upadła około półtora kilometra od miejsca, w którym przebywali. Natychmiast na rowerach udali się w to miejsce. Jadąc zauważyli połamany las, leżącą na ziemi i ziejącą ogniem rakietę. Podbiegli do niej, a Ojciec krokami przemierzył długość i średnicę i szybko się oddalili, ponieważ Niemcy na motocyklach przeszukiwali teren. Następnym razem przebywając w lasach niedaleko Blizny Ojciec zauważył jak wystrzelona rakieta V2 rozpadła się w powietrzu  na dwie części. Tylna cześć spadła na torfowe łąki nieopodal  Blizny, natomiast przednia część poleciała dalej i upadła w lesie. Ojciec natychmiast zamaskował miejsca upadku rakiety i Niemcom mimo poszukiwań nie udało się odnaleźć tych miejsc. Jesienią 1944 roku do domu rodzinnego mojego Ojca w Dobryninie przyjechała międzynarodowa komisja Amerykanie, Anglicy i Francuzi w towarzystwie Sowietów. Ojciec oprowadził ich po Bliźnie, a następnie wskazał miejsce upadku tylnej części rakiety. Zabrano wtedy wystające z ziemi części. Było tego około pół ciężarówki. Miejsca upadku przedniej części nie wskazał czekając na dalszy rozwój wydarzeń.

W jakich okolicznościach Pana Tato przekazał Panu tę wiedzę?

W latach siedemdziesiąty Ojciec mnie wtajemniczył i zaprowadził w to miejsce. Było to oczko wodne o średnicy około 6 metrów i około 1 metra głębokości wody. Przy pomocy osęki wydobyliśmy około trzysta kilogramów różnych elementów rakiety, które Ojciec przekazał do Muzeum  Regionalnego w Rzeszowie. Miejsce upadku w dalszym ciągu utrzymywał w tajemnicy.

Dlaczego według Pana pomimo wielu organizowanych poszukiwań omawianego fragmentu rakiety, dotychczasowe działania w tym kierunku kończyły się niepowodzeniem?

W latach późniejszych oprowadzając po Bliźnie wycieczki szkolne i ludzi zainteresowanych Ojciec wspominał, że teren po byłym poligonie dobrze by było w jakiś sposób zagospodarować. Zawsze miał nadzieję, że kiedyś do tego dojdzie, i że trzymane w tajemnicy fragmenty rakiety V2 znajdą tam swoje miejsce. W 2006 roku dotarł do Ojca redaktor Pan Adam Sikorski w celu zrobienia filmu o moim Ojcu i o poligonie w Bliźnie. W późniejszym okresie do Ojca przyjechał ówczesny Nadleśniczy Nadleśnictwa Tuszyma i zaproponował współpracę dotyczącą historii poligonu, ponieważ w rozpracowaniu tajnej broni Hitlera brali udział również leśnicy i obiecywano mu, że w budynku Nadleśnictwa powstanie izba pamięci, w której zasługi mojego Ojca będą wyeksponowane razem z leśnikami. Ojciec dzieląc się swoją wiedzą zachowywał ostrożność. Wskazał tylko miejsce upadku pierwszej rakiety i tylnej części drugiej. Wydobyte fragmenty rakiet przejęło Nadleśnictwo do tworzonej izby pamięci. W Nadleśnictwie na krótki czas częściowo wyeksponowano zasługi Ojca, potem jednak ekspozycję usunięto a niektóre zasługi przypisano leśnikom jak na przykład ukrycie części rakiety V2. Mój Ojciec po tym fakcie był bardzo rozgoryczony a jednocześnie miał nadzieję, że w Bliźnie powstanie jakieś muzeum.

Czy Pana Tato przekazał Panu jakieś wytyczne (ostatnią wolę) dotyczące omawianego fragmentu rakiety?

Krótko przed śmiercią Ojciec upoważnił mnie abym, w przypadku gdy w Bliźnie powstanie muzeum, przekazał tam mundur i wszystkie po nim pamiątki oraz wskazał miejsce upadku przedniej części V2. Prosił abym stał na straży by nieskrzywiona historia została przekazana następnym pokoleniom. Na dzień dzisiejszy tylko częściowo spełniłem wolę Ojca. Wypożyczyłem mundur i inne pamiątki do Parku Historycznego w Bliźnie.

Dlaczego zdecydował się Pan podjąć działania mające na celu odnalezienie i ujawnienie ukrywanego przez wiele lat przez Pana Tatę miejsca upadku fragmentu rakiety V2? Jakie nadzieje wiąże Pan z wydobyciem fragmentu rakiety? Gdzie według Pana powinien się  on się znaleźć po wydobyciu?

Jeżeli chodzi o szczątki przedniej części rakiety V2 długo zwlekałem, aż wreszcie przekonałem się, że Park Historyczny w Bliźnie jest dobrym miejscem aby pamięć po moim Ojcu i jego walce o Polskę wolną i niepodległą była godnie zaprezentowana. Dlatego zdecydowałem się wskazać miejsce upadku rakiety ekipie poszukiwaczy pod warunkiem, że pozostałości po V2 znajdą się w Parku Historycznym w Bliźnie. Jednocześnie pragnę podkreślić, że nie było by tego wszystkiego bez bardzo dobrej współpracy z Wójtem Gminy Ostrów Panem Piotrem Cielec, radnym i sołtysem wsi Blizna Panem Wiesławem Jeleniem, redaktorem kwartalnika „Tajna historia Rzeszowa” panem Marcinem Maruszakiem i prezesem Podkarpackiego Stowarzyszenia Rodzin Żołnierzy Niezłomnych panem Sławomirem Burym oraz z ekipą poszukiwaczy z Mielca z Panem Mariuszem Mazurem, która ma dokonać eksploracji miejsca upadku rakiety V2.

Dziękuję za rozmowę

 

Człowiek, który miał zlikwidować Władysława Kruczka

$
0
0

Marcin Maruszak

Hieronim Bednarski ps. „Nawrócony”, „Minek”, którego szczątki ekshumował w 2006 roku zespół pod kierunkiem dr Krzysztofa Szwagrzyka pozostaje symbolem oporu przeciwko rządom komunistów odwołujących się do symbolu Zwięczycy jako „czerwonej wsi”. Jego postać przypomina bowiem, że Zwięczyca to nie całkiem „czerwona wieś”, i że wielu jej mieszkańców było czynnie zaangażowanych w walkę z komunizmem. Jednak pamięć o Bednarskim oraz  ujawnienie faktów, które wskazują, że dowodzony przez niego oddział miał w imieniu Polski Podziemnej wykonać wyrok na Władysławie Kruczku i innych wysokich działaczach komunistycznych okazały się groźne dla wielu wpływowych środowisk. Może o tym chociażby świadczyć podjęta przez zwolenników Kruczka próba niedopuszczenia do godnego pochowania szczątków Bednarskiego w rodzinnej Zwięczycy.

Kopia fot. 4 Szybowice 1950 Hieronim Bednarski z synem Jerzym

Hieronim Bednarski, Szybowice 1950 r. (fot. Archiwum)

            Hieronim Bednarski urodził się w dniu 21 listopada 1921 r. w Zwięczycy. Ojciec i matka byli rolnikami. Po ukończeniu szkoły powszechnej nr 1 w Rzeszowie odbył szkolenie zawodowe przygotowując się do zawodu ślusarza. Pracował w prywatnej firmie Oppman-Kozłowski w Rzeszowie, która wykonywała m.in. zamówienia związane z budową filii Polskich Zakładów Lotniczych. Od najmłodszych lat zaangażowany był w działalność społeczną, religijną i polityczną. Jako kilkunastoletni chłopiec i uczeń gimnazjum uczęszczał na spotkania Organizacji Młodzieży Towarzystwa Uniwersytetu Robotniczego (OM TUR) oraz spotkania Akcji Katolickiej organizowane w rodzinnej Zwięczycy przez księży z parafii farnej w Rzeszowie. To tutaj właśnie zetknął się po raz pierwszy z działaniami stojącego na czele miejscowych komunistów Władysława Kruczka, który za wszelką cenę usiłował nie dopuścić do rozszerzania się idei upowszechnianych przez stowarzyszenia katolickie. Zagrażało to bowiem wpływom komunistów wśród okolicznych mieszkańców i było sprzeczne z ideami ateizmu komunistycznego. Działania kierowanych przez Kruczka młodzieżowych bojówek komunistycznych polegały m.in. na rozbijaniu spotkań Katolickich Stowarzyszeń Młodzieży, zastraszaniu i biciu jego uczestników oraz organizowaniu drobnych akcji sabotażowych. Te wydarzenia oraz całkowicie odmienne doświadczenia życiowe oraz poglądy na sprawy społeczne i polityczne sprawiły, iż już wówczas Hieronim Bednarski stał się zaprzysięgłym wrogiem Kruczka i innych komunistów.

ulotka 2

Ulotki i czasopisma kolportowane przez KPP w powiecie rzeszowskim (Kopie ze zbiorów autora)

ulotka 4 ulotka 5 ulotka 6

            W okresie przedwojennym nielegalne działania Komunistycznej Partii Polski (KPP) na omawianym terenie pozostawały w zainteresowaniu organów odpowiedzialnych za bezpieczeństwo państwa, w tym Wydziału Śledczego Komendy Powiatowej Policji Państwowej w Rzeszowie. Zastępcą kierownika tego wydziału w latach 1932-34 był mieszkający w Zwięczycy sierżant Jan Kruczek, daleki krewny Bednarskiego, co miało prawdopodobnie wpływ na jego dalszą działalność. W tym czasie Policja prowadziła bowiem intensywne działania mające na celu „rozpracowanie” struktur i działalności miejscowych jaczejek komunistycznych. Ochronie kontrwywiadowczej Policji podlegały także prawdopodobnie spotkania Akcji Katolickiej w Zwięczycy. W 1934 roku, przy pomocy wprowadzonego do struktur KPP agenta, udało się Policji doprowadzić do aresztowania i postawienia przed sądem wielu czołowych działaczy komunistycznych wywodzących się ze Zwięczycy i okolicznych miejscowości z Władysławem Kruczkiem na czele. Tajnym agentem Wydziału Śledczego okazał się bliski kolega Bednarskiego, zamieszkały w Zwięczycy Bronisław Szalacha ps. „Siwy”, prawdopodobnie pozostający na etacie policji jako agent tajnych Brygad Wywiadowczych. Zadania tej struktury Policji Państwowej polegały na zbieraniu informacji na temat środowisk wrogich politycznie i stanowiących zagrożenie dla bytu państwowego, takich jak wspomniana już KPP. W trakcie procesu „Siwy” zeznawał przeciwko swoim współtowarzyszom, a nastepnie  wspomagany przez lokalne struktury Policji systematycznie rozbudowywał swoją siatkę informatorów i współpracowników w terenie, starając się w ten sposób nie dopuścić do odrodzenia wpływów rozbitej aresztowaniami partii komunistycznej. Posiadając broń, prowadził działania wywiadowcze, kontrolując mieszkańców o prokomunistycznych poglądach. Jego działania przysporzyły mu zaciekłych wrogów. Coraz częściej dochodziło do strzelanin i bójek. Jednym z bliskich współpracowników „Siwego” był wówczas Hieronim Bednarski. Często widywano ich obu chodzących z bronią. Charakter współpracy Bednarskiego z Policją pozostaje jednak do dnia dzisiejszego niewyjaśniony. Niewątpliwie miał na nią wpływ jego patriotyczny i antykomunistyczny światopogląd oraz chęć ochrony swych przyjaciół przed działaniami komunistów. O zdecydowanych poglądach Bednarskiego w okresie przedwojennym może świadczyć charakterystyka, jaką w 1950 roku dla potrzeb UB sporządził Józef Bielenda, ówczesny I Sekretarz Komitetu Powiatowego PZPR w Rzeszowie. Można w niej m.in. przeczytać, że Bednarski „należał do szajki Bronisława Szalachy konfidenta policji, z którym razem tropili członków KPP jak również rozbijali i bili członków KPP”. Działalność „Siwego” nie trwała zbyt długo. W 1939 roku zginął, zastrzelony przez bojówkę komunistyczną, niedaleko kaplicy Akcji Katolickiej. Sprawców nigdy nie udało się odnaleźć. Śmierć z rąk członków bojówek komunistycznych groziła również Bednarskiemu. Nie doszło do tego tylko dlatego, że w trakcie śledztwa po zabójstwie „Siwego” do aresztów Policji trafiło wielu miejscowych komunistów podejrzewanych o udział w zamachu, m.in. Bronisław Kruczek, późniejszy wysoki oficer WUBP w Rzeszowie i zaprzysięgły wróg Bednarskiego.

Bronisław Szalacha i Hieronim Bednarski, Zwięczyca lata 30. XX w. (Kopia ze zbiorów autora)

Jedyna ocalała fotografia przedstwiająca Bronisława Szalachę i Hieronima Bednarskiego, Zwięczyca lata 30. XX w. (Kopia ze zbiorów autora)

Niedługo potem wybuchła wojna. Wielu miejscowych komunistów, po wypuszczeniu z więzień i aresztów przedostało się na teren okupacji sowieckiej, gdzie robili karierę w organach bezpieczeństwa. Należał do nich m.in. Władysław Kruczek, który dorobił się stopnia oficerskiego w wojskach pogranicznych NKWD. Tymczasem Hieronim Bednarski rozpoczął pracę we Flugmotorenwerke (Zakłady Lotnicze) produkującej na rzecz Luftwaffe. Po wybuchu wojny sowiecko-niemieckiej w 1941 roku na terenie zakładu zaczęły się organizować komórki komunistycznej konspiracji w postaci Polskiej Partii Robotniczej (PPR) oraz jej zbrojnego ramienia Gwardii Ludowej (GL). Na ich czele stanął Władysław Kruczek, przerzucony w tym celu przez służby sowieckie na teren Generalnej Guberni. W oparciu o te struktury oraz zgodnie z wytycznymi Międzynarodówki Komunistycznej (Kominternu), komuniści rozwijali intensywnie akcje sabotażowe na terenie zakładu oraz różnego rodzaju akcje dywersyjne w terenie. Ze względu jednak na słabe wyszkolenie gwardzistów oraz brak przeszkolenia wojskowego większości z nich, akcje te prowadzone były często w sposób nieprzemyślany, z narażeniem życia członków organizacji i ludności cywilnej, którą narażano na odwet ze strony okupanta.

Hieronim Bednarski (z lewej) i Władysław Czyż. Zwięczyca lata 40. XX w. (Kopia ze zbiorów autora)

Hieronim Bednarski (z lewej) i Władysław Czyż. Zwięczyca lata 40. XX w. (Kopia ze zbiorów autora)

Było to zgodne z zamierzeniami Stalina, gdyż rozpalenie na tyłach wojsk niemieckich intensywnej akcji partyzanckiej przy pomocy struktur PPR i GL, miało na celu odciążenie Armii Czerwonej. Oczywiście realizacja tych zamierzeń miała się dokonać kosztem społeczeństwa polskiego, które w ten sposób narażano na działania eksterminacyjne i pacyfikacyjne ze strony Niemców. Nie miała znaczenia ilość przelanej, polskiej krwi. Dla komunistów liczyła się przede wszystkim obrona ojczyzny światowego proletariatu oraz internacjonalistycznie pojmowany interes światowej rewolucji komunistycznej.       Niejasne są okoliczności włączenia się Bednarskiego w działalność komunistycznej konspiracji zwłaszcza, że wśród miejscowych komunistów miał on jak najgorszą opinię. Mogło się do tego przyczynić poparcie udzielone mu przez jednego z czołowych działaczy lub też chęć wykorzystania przez komunistów jego kontaktów i wiedzy z okresu przedwojennego. Wprowadzenie Bednarskiego w struktury PPR mogło się także dokonać z inspiracji polskiego kierownictwa KRIPO przy wykorzystaniu przedwojennych aktywów Policji Państwowej w strukturach KPP. Wysokie stanowiska w niemieckiej policji kryminalnej na tym terenie zajmowali bowiem funkcjonariusze byłego Wydziału Śledczego Komendy Powiatowej Policji Państwowej w Rzeszowie dobrze znający środowisko miejscowych komunistów.

Hieronim Bednarski (drugi z lewej) w towarzystwie kolegów. Racławówka lata 40. XX w. (Kopia ze zbiorów autora)

Hieronim Bednarski (drugi z lewej) w towarzystwie kolegów. Racławówka lata 40. XX w. (Kopia ze zbiorów autora)

Zastępcą szefa KRIPO w Rzeszowie był wówczas wspomniany wcześniej Jan Kruczek. Wpływ na decyzję Bednarskiego  mogła również mieć rozpowszechniana przez komunistów w ramach tzw. Narodowych Komitetów Walki propaganda wzywająca do zatarcia w obliczu wspólnego wroga dotychczasowych podziałów politycznych. Przykład Bednarskiego mógł ponadto w zamierzeniach komunistów spowodować szeroki odzew w bojowo nastawionej części miejscowej młodzieży, dla której był niekwestionowanym autorytetem. Dodatkowym atutem, który zyskiwał w oczach samego Bednarskiego, i który przesądził o przyłączeniu się do komunistów, była niewątpliwie oferowana przez nich możliwość realnej walki z bronią w ręku. Swoją rolę odegrała też szeroko rozpowszechniona propaganda w postaci broszur, ulotek i gazetek komunistycznych, które trafiały do jego rąk. Hieronim Bednarski rozpoczął działalność w strukturach GL  uczestnicząc od samego początku w licznych akcjach dywersyjnych i sabotażowych.  Wielu jego towarzyszy uważało bowiem, że powinien się on najpierw sprawdzić w walce. Przysięgę złożył przed miejscowym dowódcą oddziału GL oraz szefem okręgowych struktur wywiadu GL Józefem Augustynem, który biorąc pod uwagę jego przedwojenną działalność oraz opinie wypowiadane przez członków partii, nadał mu pseudonim „Nawrócony”.

Fragment wystawy IPN poświęconej Hieronimowi Bednarskiemu (Fot. ze zbiorów autora)

Fragment wystawy IPN poświęconej Hieronimowi Bednarskiemu (Fot. ze zbiorów autora)

Do dziś krążą liczne opowieści o organizowanych wówczas przez Bednarskiego wraz z Julianem Kalandykiem akcjach na transporty kolejowe, podczas których zdobywano broń i węgiel. W tym czasie brał także udział w organizowaniu kontaktów z gettem żydowskim w Rzeszowie, do którego przemycano żywność i z którego wyciągano mających zamiar się ukrywać Żydów. Wiosną 1943 roku był już poszukiwany przez gestapo. Musiał się ukrywać. W tym celu wstąpił do leśnego oddziału partyzanckiego GL zorganizowanego przez Józefa Augustyna w oparciu o kilku zbiegłych z transportu żołnierzy sowieckich oraz ukrywających się Żydów. Oddział prowadził  działania dywersyjne w zachodniej części powiatu rzeszowskiego, m.in. w lasach w okolicach Czudca i Bratkowic. Dowodził nim Józef Bieniek, uczestnik wojny domowej w Hiszpanii. W krótkim czasie oddział komunistów stał się jednak uciążliwy dla miejscowej ludności, gdyż nastawieni na przetrwanie gwardziści dopuszczali się licznych kradzieży. Poza tym działania GL doprowadziły do zaostrzenia represji wobec miejscowej ludności, którą władze niemieckie podejrzewały o sprzyjanie i ukrywanie partyzantów.

Fragment wystawy IPN poświęconej Hieronimowi Bednarskiemu (Fot. ze zbiorów autora)

Fragment wystawy IPN poświęconej Hieronimowi Bednarskiemu (Fot. ze zbiorów autora)

            Ostatecznie, próby wywołania przez komunistów narodowego powstania oraz organizowane przez nich akcje sabotażowe a także prezentowana przez nich nieudolność organizacyjna i brak znajomości zasad konspiracji doprowadziły do zastosowania przez władze niemieckie radykalnych środków zaradczych. W oparciu o informacje uzyskane przez gestapo po aresztowaniach czołowych działaczy komunistycznych z tego terenu, m.in. Augustyna Micała i Władysława Kruczka, w czerwcu 1943 roku Niemcy przeprowadzili pacyfikację Zwięczycy i Boguchwały. W jej trakcie zginęło kilkadziesiąt osób. Kilkoro zostało rozstrzelanych przez pluton egzekucyjny niedaleko szkoły w Zwięczycy. Z relacji świadków wynika, że Niemcy mieli listę poszukiwanych. W dniu 17 lipca  urządzili w Woli Zgłobieńskiej zasadzkę na przebywających na kwaterze gwardzistów oddziału Bieńka, których następnie wymordowano. Przy okazji żandarmi niemieccy spacyfikowali całą wieś, mordując kilkudziesięciu jej mieszkańców. Hieronimowi Bednarskiemu udało się uniknąć losów swych kolegów z oddziału. Przebywał w tym czasie w innym miejscu. W ten tragiczny sposób zakończyły się jego związki z komunistami na niwie pokojowej. Przebywając pośród nich przez kilka lat zdołał poznać wiele ich tajemnic. Posiadł dużą wiedzę o strukturach, ludziach i metodach pracy PPR i GL oraz ich powiązaniach z wywiadem sowieckim i niemieckimi organami bezpieczeństwa. Już wówczas przez wielu komunistów był podejrzewany o zdradę. Od tego czasu nie mógł się czuć bezpiecznie zwłaszcza, że w dokumentach wywiadu AK z tamtego okresu znajdowały się informacje o jego kontaktach z KRIPO.

Fragment meldunku Inspektoratu AK Rzeszów z okresu "Burzy" (Ze zbiorów Archiwum Państwowego w Rzeszowie)

Fragment meldunku Inspektoratu AK Rzeszów z okresu „Burzy” (Ze zbiorów Archiwum Państwowego w Rzeszowie)

            Jesienią 1943 roku Bednarski został zwerbowany do AK przez Adama Wróbla, dowódcę plutonu w Zwięczycy. Co charakterystyczne, Wróbel odbierając od niego przysięgę postanowił pozostawić mu nadany w GL pseudonim, co miało prawdopodobnie podkreślać jego ponowną zmianę poglądów i przynależności organizacyjnej, lecz jednocześnie nie było zgodne z zasadami konspiracji. Po bezprecedensowym na tym terenie rozwiązaniu w grudniu 1943 roku przez komendanta Obwodu AK Rzeszów placówki AK w Boguchwale (oficjalnie podawaną przyczyną były silne wpływy konspiracji chłopskiej i komunistycznej, które doprowadziły do podporządkowania się części oddziałów placówki pod rozkazy Komendanta Batalionów Chłopskich) pluton AK ze Zwięczycy został przydzielony do placówki AK w Czudcu, pod rozkazy Władysława Maca ps. „Młot”. Bednarski trafił do drużyny dywersyjnej pod dowództwem Józefa Rzepki. Ciężkie warunki bytowe w konspiracji sprawiły, że zimą 1944 roku zachorował na zapalenie płuc. Przebywał wówczas w leśniczówce leśniczego Bałchana w Babicy, gdzie pozostawał pod opieką miejscowej akuszerki.

Fragment charakterystyki KWMO Wrocław dot. oddziału Hieronima Bednarskiego (Kopia ze zbiorów autora)

Fragment charakterystyki KWMO Wrocław dot. oddziału Hieronima Bednarskiego (Kopia ze zbiorów autora)

Na wiosnę 1944 roku rozpoczęły się w całym Obwodzie Rzeszowskim AK intensywne przygotowania do powstania zbrojnego przeciwko Niemcom pod kryptonimem „Burza”. Jednym z elementów owych przygotowań była reorganizacja placówek AK. Bednarski wraz  kilkoma innymi żołnierzami z Babicy, Zwięczycy, Racławówki i Drabinianki został przeniesiony na teren Rzeszowa gdzie wszystkich włączono do nowoutworzonej placówki o kryptonimie 22. W jej ramach uczestniczył w szkoleniach z dywersji organizowanych przez Dowództwo AK na terenie położonej niedaleko Lisiej Góry. Poszerzał ponadto swoją wiedzę na temat broni i zasad obowiązujących w konspiracji. W oparciu o żołnierzy z plutonu Adama Wróbla oraz akowców z Drabinianki została utworzona drużyna dywersyjna, której dowódcą został nieznany do dzisiaj z nazwiska podoficer AK o ps. „Zagłoba”. Wchodziła ona w skład plutonu AK pod dowództwem Stanisława Rzepki ps. „Jastrząb”, stanowiącego część składową Zgrupowania II Rzeszów-Wschód. Rejonem działalności oddziału był teren położony wzdłuż szosy Rzeszów-Babica. Od początku lipca żołnierze „Zagłoby” rozpoczęli akcje zdobywania broni na Niemcach. Atakowano i rozbrajano pojedyncze patrole nieprzyjaciela. Przeprowadzono kilka zuchwałych akcji na transporty niemieckie. W dniu 26 lipca żołnierze oddziału spalili most w Boguchwale powodując utrudnienia w transporcie wojsk niemieckich na zapleczu zbliżającego się frontu. Dzięki temu mogli przeprowadzić kilka zasadzek na transporty nieprzyjaciela na trasie wyznaczonego objazdu. Do najgłośniejszych należała potyczka w przysiółku Gaj pomiędzy Niechobrzem i Boguchwałą, w trakcie której Bednarski został ranny (działalność oddziału w okresie „Burzy” opisano w artykule „Zapomniani bohaterowie „Burzy”)

Fragment charakterystyki KWMO we Wrocławiu dot. Hieronima Bednarskiego (Kopia ze zbiorów autora)

Fragment charakterystyki KWMO we Wrocławiu dot. Hieronima Bednarskiego (Kopia ze zbiorów autora)

Po ucieczce Niemców z Rzeszowa Hieronim Bednarski wraz z pozostałymi żołnierzami oddziału pełnił służbę w zorganizowanej przez AK służbie porządkowej na terenie miasta. Wykonywał wówczas zadania specjalne zlecone przez AK-owskiego komendanta miasta, m.in. organizował zabezpieczenie dokumentów z rzeszowskiego Arbeitsamtu (niemiecki urząd pracy) w taki sposób by nie dostały się w ręce sowietów. W trakcie rozbrajania przez sowietów służby porządkowej Bednarski uczestniczył w zabezpieczaniu i magazynowaniu broni placówki krypt. 22. Od września 1944 roku magazyn znajdował się obok jego rodzinnego domu w Zwięczycy, co może świadczyć o tym, iż był osobą, którą miejscowe dowództwo AK darzyło dużym zaufaniem. W uznaniu zasług oraz bohaterskiej postawy w okresie „Burzy”, na mocy rozkazu Komendanta Obwodu kpt. Władysława Składzienia  z dnia 1 września 1944 r. został awansowany do stopnia starszego strzelca.

Fragment Rozkazu Okresowego Komendanta Obwodu AK Rzeszów z dn. 1 wrzesnia 1944 r. (Ze zbiorów Archiwum Państwowego w Rzeszowie)

Fragment Rozkazu Okresowego Komendanta Obwodu AK Rzeszów z dn. 1 wrzesnia 1944 r. (Ze zbiorów Archiwum Państwowego w Rzeszowie)

Nowa okupacja sowiecka wymusiła na żołnierzach AK ponowne zejście do konspiracji. Było to wynikiem represji jakie spotykały akowców ze strony przedstawicieli władzy sowieckiej oraz organizujących się polskich organów bezpieczeństwa. Działania w terenie rozpoczęły grupy operacyjne NKWD i „Smiersz” (kontrwywiad Armii Czerwonej). Ich celem stało się zbieranie informacji o strukturach i działalności Polskiego Państwa Podziemnego. Szerzyły się coraz częstsze aresztowania wśród żołnierzy AK. W tym też czasie kilkakrotnie zatrzymywany i przesłuchiwany przez NKWD był również Bednarski. Jesienią 1944 roku, działania władz sowieckich skupiły się na organizowaniu struktur II Armii Wojska Polskiego. W Rzeszowie rozpoczęto tworzenie 10 Dywizji Piechoty, co wiązało się z przymusowym poborem do wojska kilku roczników. W teren wyruszyły grupy operacyjne, które przy pomocy obław urządzanych na poszczególne wsie wcielały uchylających się od służby młodych ludzi. Hieronim Bednarski i jego koledzy z konspiracji nie zamierzali wstępować do komunistycznego wojska zwłaszcza, że związani byli przysięgą Armii Krajowej. Podobnie do wielu innych, którzy przeżyli okupację niemiecką, Bednarski zamierzał założyć rodzinę i zakosztować choć na chwilę normalnego życia, bez ciągłego ukrywania się i bez towarzyszącego wszystkim działaniom lęku o życie swoje i najbliższych. Jego wybranką została pochodząca z Racławówki Kazimiera Kwiatkowska. Ich wesele było głośnym wydarzeniem w całej okolicy. Zgromadziło wielu znajomych i kolegów Bednarskiego z konspiracji. Nie mogło jednak ujść uwadze polskich organów bezpieczeństwa i NKWD. W dniu 30 września 1944 r., w trakcie obławy urządzonej na uczestników poprawin zorganizowanych w rodzinnym domu Bednarskich w Zwięczycy, bezpieka zatrzymała kilkunastu mężczyzn, których przewieziono do aresztu PUBP w Rzeszowie pod pretekstem uchylania się od obowiązkowej służby wojskowej. Wśród zatrzymanych był również Hieronim Bednarski. Po kilku godzinach wszystkich zatrzymanych zwolniono wręczając im karty powołań.

Fragment nieudolnie sporządzonej przez UB charakterystyki Hieronima Bednarskiego (Kopia ze zbiorów autora)

Fragment nieudolnie sporządzonej przez UB charakterystyki Hieronima Bednarskiego (Kopia ze zbiorów autora)

Liczne represje stosowane przez władze komunistyczne przeciwko trwającym w konspiracji i ukrywającym się przed poborem żołnierzom AK powodowały, że zapełniały się nimi więzienia i areszty. W więzieniu na rzeszowskim zamku przebywała ich liczna grupa. Na szczeblu dowództwa Rzeszowskiego Inspektoratu AK zapadła decyzja o  odbiciu więźniów. Do tej akcji zostali wyznaczeni przede wszystkim zaprawieni w bojach żołnierze pionów dywersji AK z terenu Rzeszowa i okolicznych miejscowości. Hieronim Bednarski miał wchodzić w skład jednego z plutonów zabezpieczających akcję od strony siedziby MO. Jednak przeprowadzona w nocy z 8 na 9 października próba zaskoczenia obstawy więzienia nie powiodła się. Doszło do wymiany ognia na ulicach miasta. W trakcie strzelaniny pod siedzibą MO Bednarski został lekko ranny w udo. W wyniku  przewagi po stronie MO i UB, jego oddział musiał się wycofać. Efektem tej akcji stały się wzmożone działania represyjne ze strony komunistycznych organów bezpieczeństwa. Urządzano obławy na akowców w okolicach Rzeszowa, dochodziło do licznych aresztowań. Zapadały pierwsze wyroki śmierci wydane przez sądy sowieckie. W tych okolicznościach „Zagłoba” nakazał swoim żołnierzom wstąpić w szeregi tworzącego się wojska, celem uniknięcia represji. Według założeń dowództwa AK, była to doskonała okazja do szerzenia propagandy antykomunistycznej oraz organizowania dezercji. Wykonując zalecenia dowództwa, pod koniec października 1944 roku Bednarski wraz z kilkoma żołnierzami z plutonu „Zagłoby” zaciągnął się do 2 pułku zapasowego w Rzeszowie. Następnie został przeniesiony na teren b. obozu koncentracyjnego na Majdanku k. Lublina, gdzie zorganizowano obóz przejściowy dla kandydatów do szkół oficerskich. Po 4 tygodniach przekazano go do Oficerskiej Szkoły Saperów w Przemyślu. Tutaj Bednarski mógł osobiście przekonać się jaki nastroje panowały w armii Żymierskiego, zwłaszcza o jej całkowitym podporządkowaniu rozkazom sowieckim. Miał także okazję zetknąć się z metodami stosowanymi przez organa Informacji Wojskowej (kontrwywiadu wojskowego), gdzie prawie całość stanowisk oficerskich obsadzona była przez sowietów. Jako żołnierz AK nie mógł uważać wówczas tej armii za swoją i reprezentującą Naród Polski. 21 grudnia 1944 r. zdezerterował na rozkaz otrzymany od „Zagłoby”. W tym samym czasie zdezerterowało także kilku innych żołnierzy z jego plutonu. Od tej chwili wszyscy byli zaciekle tropieni przez Informację Wojskową i UB jako dezerterzy. Czekały ich już jednak inne zadania.

2buczek

Protokół przesłuchania Wojciecha Buczka z dn. 27 kwietania 1945 r. (Kopia ze zbiorów autora)

Protokół przesłuchania Wojciecha Buczka z dn. 27 kwietania 1945 r. (Kopia ze zbiorów autora)

Za sprawą stojącego na czele rzeszowskiego podziemia Łukasza Cieplińskiego, jednocześnie z procesem likwidacji struktur AK tworzono struktury nowej, drugiej konspiracji. Utworzona w 1943 roku elitarna antysowiecka i antykomunistyczna organizacja „Nie”, pozwalała na zachowanie pionów dywersji i wywiadu w terenie oraz zamelinowanie i zabezpieczenie broni będącej na wyposażeniu podziemnej armii. W oparciu o piony struktur dywersji utworzono oddziały żandarmerii wojskowej mające prowadzić działania zabezpieczające struktury byłej AK, jak również działania dyscyplinujące wobec jej byłych żołnierzy. Trwająca nadal wojna oraz warunki okupacji sowieckiej wymusiły także organizowanie specjalnych akcji samoobrony, w tym likwidacji zagrażających AK konfidentów. Wczesną wiosną 1945 roku „Zagłoba” dostał rozkaz zorganizowania oddziału samoobrony, którego terenem działania miał być obszar macierzystej placówki kryptonim „22” w Obwodzie AK-„Nie”-DSZ Rzeszów (inne kryptonimy: „41”, „78”) obejmujący: Rzeszów, Zwięczycę, Drabiniakę, Staroniwę, Kielanówkę i Bziankę. Na jego czele postawił Hieronima Bednarskiego, a skład uzupełniali pozostali żołnierze z plutonu „Zagłoby”. Organizacja poszczególnych akcji oparta była o rotacyjnie dobieraną czwórkę bezpośrednich wykonawców plus przewodnik. Zadaniem dowódcy oddziału było przedstawienie żołnierzom pisemnego i zaakceptowanego przez Komendanta Obwodu wniosku o likwidację lub karę chłosty oraz dostarczenie niezbędnych informacji wywiadowczych. Po zakończonej akcji „Zagłoba” spisywał  raport, który przedstawiał Obwodowemu Oficerowi Dywersji. Magazynem broni dysponował Bednarski.

Oddział w okresie swej działalności od lutego do lipca 1945 roku wykonał kilka akcji likwidacyjnych, kar chłosty oraz akcji rekwizycji mienia. Za współpracę z organami bezpieczeństwa zlikwidowano wówczas m.in. byłego dowódcę oddziału AK Adama Wróbla, Władysława Saneckiego, Antoniego Dominę, Władysława Tokarza, Władysława Jakubca oraz funkcjonariusza UB Ludwika Barana. Podjęto również  próbę likwidacji Mariana Pietruchy, byłego żołnierza z plutonu dywersyjnego AK Tadeusza Paji „Sokoła”, który w lipcu 1945 roku wstąpił do PPR, a następnie robił karierę w UB. Ukarano karą chłosty m.in. byłego żołnierza AK Stefana Mikułę. W czerwcu 1945 roku żołnierze oddziału zlikwidowali w Zwięczycy dwóch oficerów sowieckich. W planach oddziału była także likwidacja kilku konfidentów z okresu okupacji niemieckiej, kilku funkcjonariuszy UB oraz czołowych działaczy i członków PPR ze Zwięczycy. Żołnierze oddziału przeprowadzili również kilka akcji rekwizycji mienia u bogatych gospodarzy, co przyczyniło się m.in. do przylepienia im „łatki” pospolitych przestępców. Wymienione akcje spowodowały wzmożone działania ze strony UB. Na organizację działań skierowanych przeciwko Bednarskiemu i jego ludziom miał wówczas znaczący wpływ Władysław Kruczek, który w kwietniu 1945 roku powrócił z obozu koncentracyjnego, włączając się aktywnie w prace Komitetu Miejskiego PPR w Rzeszowie oraz organizowanie struktur wywiadu partyjnego w terenie. Dzięki utworzonej przez Kruczka siatce informatorów rekrutujących się spośród członków PPR, miejscowa bezpieka w postaci nowo utworzonego w Wojewódzkim Urzędzie Bezpieczeństwa Publicznego Wydziału do Walki z Bandytyzmem uzyskała precyzyjne informacje o tożsamości żołnierzy z oddziału Bednarskiego. Sam Kruczek miał nachodzić rodzinę ukrywających się braci Rusinów, namawiając do ich ujawnienia się przed organami bezpieczeństwa. W dniu 27 kwietnia 1945 r. MO zatrzymała Wojciecha Buczka, przy którym znaleziono korespondencję dotyczącą spraw organizacyjnych. W czerwcu, w trakcie obławy urządzonej w Zwięczycy przez UB i bojówkę PPR został zastrzelony Władysław Kalandyk. W tym samym czasie, w niewyjaśnionych do dzisiaj okolicznościach zaginął Józef Buda.

Sporządzony przez SB KWMO w Rzeszowie kwestionariusz osobowy Józefa Budy (Kopia ze zbiorów autora)

Sporządzony przez SB KWMO w Rzeszowie kwestionariusz osobowy Józefa Budy (Kopia ze zbiorów autora)

Wzmogły się poszukiwania poszczególnych żołnierzy oddziału, w tym szczególnie Hieronima Bednarskiego. To właśnie wówczas Bednarski miał otrzymać rozkaz likwidacji stojącego na czele miejscowej PPR Kruczka. Jednak nie zdążył go wykonać. Po rozwiązaniu w dniu 5 sierpnia 1945 r. Delegatury Sił Zbrojnych (poakowskiej organizacji wojskowej, w której skład wchodził oddział Bednarskiego) „Zagłoba” rozwiązał bowiem oddział. Część żołnierzy otrzymała fałszywe dowody tożsamości i wyjechała na tzw. ziemie odzyskane. W tym czasie Hieronim Bednarski, w oparciu o posiadane koneksje rodzinne, uzyskał podpisane przez Przewodniczącego Miejskiej Rady Narodowej w Rzeszowie tzw. świadectwo moralności na nazwisko Jan Ziółkowski, którym od tej pory posługiwał się jak dokumentem tożsamości. Dzięki temu udało  mu się niepostrzeżenie opuścić Rzeszowszczyznę.

Fałszywe zaświadczenie wydane dla Hieronima Bednarskiego przez Biuro Prezydialne Miejskiej Rady Narodowej w Rzeszowie (Kopia ze zbiorów autora)

Fałszywe zaświadczenie wydane dla Hieronima Bednarskiego przez Biuro Prezydialne Miejskiej Rady Narodowej w Rzeszowie (Kopia ze zbiorów autora)

            W nadziei ukrycia się i podjęcia legalnej pracy, wyjechał we wrześniu 1945 do Jeleniej Góry, gdzie uzyskał pracę w Straży Przemysłowej. W tym czasie przebywało tam kilku jego znajomych z konspiracji. Wykorzystując dotychczasowe kontakty z podziemiem, w okresie od października do grudnia 1945 roku Bednarski współorganizował akcje „legalizacji” dla spalonych żołnierzy AK i WiN z terenu Rzeszowszczyzny. Polegały one na wyrabianiu fałszywych dokumentów, a także umożliwieniu im osiedlenia się i znalezienia pracy. Aby sfinansować tą działalność rekwirowano majątek wysiedlanym Niemcom. W dniu 12 grudnia 1945 r. Bednarski został aresztowany przez Oddział Informacji Wojskowej 10 Sudeckiej Dywizji Piechoty w przebraniu oficera WP. Podczas rewizji znaleziono przy nim pistolet typu „Walter”. Osadzony w tamtejszym areszcie, został natychmiast poddany brutalnemu, wstępnemu śledztwu, które prowadził oficer sowiecki, kpt. Hołokołosow. Bednarski wiedział, że jeden z byłych żołnierzy oddziału Tadeusz Miąsik „Mikuś” utrzymywał kontakty z UB. Starał się więc ukierunkować śledztwo w jego kierunku. Tymczasem przebywający w okolicach Rzeszowa Miąsik prowadził grę z bezpieką, oczekując ochrony przed polującymi na niego ludźmi Bednarskiego oraz liczył na amnestię w przypadku ujawnienia się.

Bronisław Kruczek (Kopia fotografii ze zbiorów autora)

Bronisław Kruczek (Kopia fotografii ze zbiorów autora)

Prowadzący w rzeszowskim WUBP sprawę Bednarskiego Bronisław Kruczek, po otrzymaniu informacji o aresztowaniu Bednarskiego oraz działaniach Informacji zmierzających do rozbicia siatki, postanowił niezwłocznie wykorzystać Miąsika do realizacji sprawy zanim ten dowie się o tym, że na jego trop wpadły organa wojskowej bezpieki. Jego ochrona ze strony UB nie była już bowiem możliwa. Ponadto Kruczek obawiał się, że Miąsik może zerwać kontakty i ukryć się. Był to początek zakrojonych na wielką skalę działań organów bezpieczeństwa, wymierzonych w siatkę Bednarskiego, które doprowadziły do szeregu tragicznych wydarzeń. W Wigilię Bożego Narodzenia funkcjonariusze UB zatrzymali Tadeusza Miąsika w towarzystwie Piotra Rusina ukrywającego się w ziemiance w rodzinnym domu w Zwięczycy. Podczas konwojowania Rusin podjął próbę ucieczki, w trakcie której został zastrzelony. 5 stycznia 1946 r. o świcie Informacja Wojskowa i UB urządziły obławę na współpracujących z Bednarskim konspiratorów na terenie Drabinianki, rozbijając komórkę „legalizacyjną” siatki i aresztując kilkanaście osób. Podczas operacji doszło do wymiany ognia, w trakcie której bezpieka zastrzeliła  Stanisława Bojdę i Tadeusza Pruca. W ręce władz bezpieczeństwa wpadło szereg pieczęci, dokumentów i pojedyncze sztuki broni. Tego samego dnia, na podstawie informacji przekazanych przez Miąsika, grupa operacyjna WUBP złożona z funkcjonariuszy Sekcji II Wydziału VII pod dowództwem ppor. Bronisława Kruczka wykryła i zlikwidowała magazyn broni należącej do oddziału, znajdujący się w zabudowaniach rodzinnego domu Bednarskiego.

Protokół z likwidacji magazynu broni Placówki 22a sporządzony przez Bronisława Kruczka (kopia ze zbiorów autora)

Protokół z likwidacji magazynu broni Placówki 22a sporządzony przez Bronisława Kruczka (kopia ze zbiorów autora)

Jednak sukces władz komunistycznych w walce z grupą WiN Bednarskiego okazał się niepełny. W dniu 30 grudnia 1945 r. Bednarski, wraz z czterema innymi więźniami, zbiegł z aresztu Informacji Wojskowej w Jeleniej Górze. Powrócił w okolice Rzeszowa i nawiązał kontakt z ukrywającym się również żołnierzem z oddziału „Zagłoby” Antonim Rzucidło. W lutym 1946 udało im się odnowić kontakty z siatką WiN w okolicach Czudca.

Raport opisujący okoliczności ucieczki Hieronima Bednarskiego z aresztu Informacji Wojskowej w Jeleniej Górze (Kopia ze zbiorów autora)

Raport opisujący okoliczności ucieczki Hieronima Bednarskiego z aresztu Informacji Wojskowej w Jeleniej Górze (Kopia ze zbiorów autora)

Obaj zostali ponownie zaangażowani do pracy konspiracyjnej w strukturach „Straży” WiN przez Kazimierza Dziekońskiego ps. „Orlik II”, „Bruno”, pełniącego wówczas funkcję Kierownika „Straży” Rejonu „WIN” Rzeszów. Tego samego miesiąca dowodzony przez Bednarskiego oddział przeprowadził szereg akcji rekwizycyjnych i nieudaną zasadzkę na kolumnę samochodów MO i UB w okolicach Czudca. W okresie od lutego do maja 1946 roku współpracował z oddziałem „Straży” dowodzonym przez Jana Szelę ps. „Kluczyk”, który operował na terenie gminy Czudec. Bednarski odpowiadał za magazyn broni oddziału, który znajdował się na strychu jednego z domów w Woli Czudeckiej. Oddział Szeli został jednak szybko rozpracowany i rozbity przez UB i KBW, a magazyn broni zlikwidowała Milicja. Bednarskiemu ponownie udało się uniknąć aresztowania. Odtąd ukrywał się na własną rękę utrzymując kontakt z siatką WiN i prowadząc działalność wywiadowczą przeciwko działaczom PPR.

Fragment notatki SB KWMO Rzeszów dot.oddziału Jana Szeli ps. "Kluczyk" (Kopia ze zbiorów autora)

Fragment notatki SB KWMO Rzeszów dot.oddziału Jana Szeli ps. „Kluczyk” (Kopia ze zbiorów autora)

W tym czasie Władysław Kruczek z nominacji partii komunistycznej odpowiadał za działania wymierzone w Polskie Stronnictwo Ludowe (PSL) oraz za agitację partyjną przed zbliżającym się referendum ludowym. Objeżdżając pod silną eskortą KBW okoliczne miejscowości  zdawał sobie prawdopodobnie sprawę z zagrożenia jakie dla jego osoby niosła działalność pozostającego na wolności Bednarskiego. W celu wyeliminowania tego zagrożenia, wszczęto w rzeszowskim WUBP sprawę mającą na celu agenturalne rozpracowanie miejsca jego ukrywania się. Sprawa trafiła do rąk Bronisława Kruczka, który po rozbiciu siatki Bednarskiego awansował na zastępcę Kierownika Sekcji 2 Wydziału I WUBP, komórki odpowiedzialnej w WUBP za zwalczanie podziemia poakowskiego. Nie był to prawdopodobnie przypadek, gdyż Bronisław Kruczek był bliskim współpracownikiem Władysława Kruczka jeszcze z okresu KPP, kiedy jako członek bojówki komunistycznej ochraniał wysokich funkcjonariuszy partii i polował na współpracującego z Policją Bednarskiego. W ramach WUBP Bronisław Kruczek nadzorował działania operacyjne mające na celu ujęcie Bednarskiego, m.in. werbował i prowadził nastawioną w tym celu agenturę. Nieustannej inwigilacji poddano wówczas całą rodzinę Bednarskiego, a jego rodzinny dom był pod ciągłą obserwacją. Działania te nie przyniosły jednak rezultatu. Po wejściu w życie ustawy o amnestii Bednarski ujawnił się w dniu 18 marca 1947 r. przed komisją działającą przy PUBP w Rzeszowie, zdając sowiecki pistolet maszynowy i pistolet TT.

Fragment oświadczenia złożonego przez Hironima Bednarskiego w okresie amnestii 1947 r. (Kopia ze zbiorów autora)

Fragment oświadczenia złożonego przez Hironima Bednarskiego w okresie amnestii 1947 r. (Kopia ze zbiorów autora)

Po dopełnieniu formalności związanych z ujawnieniem, Hieronim Bednarski znalazł zatrudnienie przy zakładaniu linii elektryfikacyjnych w okolicach Rzeszowa. W dalszym ciągu  jednak pozostawał pod obserwacją bezpieki. Otrzymywał także liczne pogróżki. W dniu 15 maja 1947 r. w niejasnych okolicznościach został postrzelony w ramię przez funkcjonariusza UB w okolicach młyna w Boguchwale. Była to prawdopodobnie próba zamachu na jego życie. Postrzał spowodował u niego poważne obrażenia, skutkujące częściowym niedowładem ręki. Od tego czasu aż do końca życia musiał zmagać się z własnym kalectwem. O ile wiadomo, winni zamachu na jego życie funkcjonariusze MO i UB nie ponieśli żadnych konsekwencji swego czynu. Przez około rok czasu Bednarski mieszkał i pracował przy rodzinie w Dębicy. Ostatecznie w lipcu 1948 osiedlił się wraz z żoną i dwojgiem dzieci w miejscowości Szybowice w powiecie Prudnik. Pracował na różnych stanowiskach w Gminnej Spółdzielni „Samopomoc Chłopska” oraz jako kierownik ośrodka maszynowego. W celu zamaskowania swojej przeszłości politycznej wstąpił na początku 1949 do PZPR. W 1950 roku został z niej jednak usunięty za zatajenie swojej przynależności do AK, a następnie w obliczu szantażu ze strony UB (starano się mu udowodnić nadużycia finansowe) zgodził się na współpracę z PUBP w Prudniku, w charakterze informatora o pseudonimie „Biały.” Bednarski przekazał kilka zdawkowych i lakonicznych informacji unikając kontaktów z bezpieką. Dla komunistów był wówczas szczególnie cenny. Posiadał bowiem wiedzę o przeszłości wielu wysokich działaczy partyjnych, co w okresie walki z tzw. odchyleniem prawicowo-nacjonalistycznym w partii miało duże znaczenie dla UB. Znał m.in. doskonale przeszłość Józefa Augustyna, swojego dowódcy z GL, który był podejrzewany o kontakty z gestapo. Augustyn był jednym z najbliższych współpracowników Władysława Kruczka, który wówczas robił już karierę w Komitecie Centralnym PZPR. Sprowadzało to na Bednarskiego realne niebezpieczeństwo zwłaszcza, że na wysokich stanowiskach w prokuraturze, partii i bezpiece znajdowali się wówczas bliscy współpracownicy Kruczka z okresu KPP, PPR i sowieckiej okupacji, m.in. Julia Brystygier, Antoni Alster, Stanisław Tkaczow, Zbigniew Domino, dla których jego usunięcie nie mogło stanowić większego problemu. Nękany przez UB zaczął myśleć o ponownym zejściu do konspiracji.

Józef Rzucidło i Hierownim Bednarski wraz z rodzinami. Szybowice 1950 r. (Fot.   ze biorów autora)

Józef Rzucidło i Hierownim Bednarski wraz z rodzinami. Szybowice 1950 r. (Fot. ze biorów autora)

     Od połowy 1950 roku Bednarski zaangażował się w działalność utworzonej na terenie powiatu Prudnik antykomunistycznej organizacji „Konspiracyjna Armia Polska” (KAP). Jej twórcą był zamieszkały w Białej Prudnickiej Stanisław Stojanowski, który utrzymywał kontakt z członkami „WIN” i głównymi figurantami prowadzonej przez bezpiekę sprawy krypt. „Cezary” Danutą Ćwiklińską i Tomaszem Gołąbem. Jesienią 1950 roku kilku działaczy KAP wraz z Hieronimem Bednarskim zostało zaangażowanych przez Władysława Borskiego agenta amerykańskiej CIA do pracy na rzecz ekspozytury amerykańskiego wywiadu znajdującej się na terenie RFN. To prawdopodobnie wówczas Bednarski postanowił zerwać ostatecznie kontakty z bezpieką, licząc na możliwość ucieczki za granicę. W ramach zorganizowanej przez Borskiego na terenie Śląska sieci wywiadowczej zorganizował na bazie KAP komórkę przerzutową dla kurierów z terenu Niemiec oraz zbierał informacje będące w zainteresowaniu wywiadów państw zachodnich. Po otrzymaniu w lutym 1951 roku wezwania z WUBP w Opolu postanowił się ukrywać. W okresie od marca do czerwca 1951 dowodził utworzonym na bazie KAP kilkuosobowym oddziałem zbrojnym, który przeprowadził szereg akcji ekspropriacyjnych na członkach PZPR i Spółdzielniach „Samopomocy Chłopskiej.” Zorganizował wówczas m.in. nieudany skok na konwój przewożący pieniądze z banku w Jeleniej Górze do Zakładów Odzieżowych w Gryficach. Celem prowadzonej przez oddział działalności było zdobycie środków mających sfinansować ucieczkę zagrożonych członków organizacji do Monachium. W ramach tego przedsięwzięcia Bednarski zgodził się pełnić rolę kuriera mającego przewieźć informacje wywiadowcze dotyczące dyslokacji baz i magazynów wojskowych na terenie Śląska oraz dane dotyczące lotniska wojskowego w Krakowie. W dniu 16 czerwca 1951 r. wraz z czterema innymi członkami KAP został zatrzymany podczas próby nielegalnego przekroczenia granicy na punkcie kontrolnym Wojsk Ochrony Pogranicza (WOP) w Piechowicach w powiecie Jelenia Góra. Tego samego dnia wszyscy zatrzymani zbiegli z aresztu, dokonując drugiej, tym razem udanej próby przekroczenia granicy. Jednak władze bezpieczeństwa posiadały już informacje o grupie uciekinierów, wszczynając za nimi pościg. W trakcie przeprawy łodzią przez Łabę grupa Bednarskiego została ostrzelana, a następnego dnia osaczona przez funkcjonariuszy czechosłowackich organów bezpieczeństwa.

Postanowienie PUBP w Morągu o zatrzymaniu Hieronima Bednarskiego (Kopia ze zbiorów autora)

Postanowienie PUBP w Morągu o zatrzymaniu Hieronima Bednarskiego (Kopia ze zbiorów autora)

W trakcie ucieczki towarzyszący Bednarskiemu Antoni Rzucidło skręcił nogę w kostce i nie mógł dalej uciekać. Bednarski zdecydował się z nim pozostać. Obaj ukryli się w stogu siana przeczekując obławę. Pozostałym trzem uciekinierom udało się zmylić pogoń i szczęśliwie przekroczyć granicę. Jak się okazało, ten dramatyczny moment zadecydował o późniejszych tragicznych losach Bednarskiego. Kilka dni potem Bednarski i Rzucidło próbowali kilkakrotnie przekroczyć granicę czechosłowacko-niemiecką w tym samym miejscu. Jednak starania ich nie powiodły się z powodu dużego zagęszczenia patroli wojskowych wywołanego alarmem. Obaj postanowili wrócić do kraju. Dnia 6 sierpnia 1951 r. przekroczyli granicę w okolicach Prudnika. W okresie od sierpnia do listopada 1951 roku ukrywali się u członków KAP na terenie Szybowic i okolicznych miejscowości. Od dnia 1 grudnia 1951 r. przebywali na terenie powiatu Morąg w woj. Olsztyńskim, gdzie ściągnął ich jeden z poszukiwanych. Zamieszkali w wynajętej melinie. Ciężkie warunki bytowe i brak możliwości zatrudnienia się sprawiły, że ich sytuacja bytowa stała się dramatyczna. W czasie napadu na jeden ze sklepów spółdzielczych zostali rozpoznani. 5 stycznia 1952 r. Bednarskiego i Rzucidłę zatrzymali funkcjonariusze PUBP Morąg. Po kilku dniach zostali przetransportowani do aresztu śledczego WUBP w Opolu. Obaj przeszli ciężkie śledztwo połączone z biciem i torturami. Akt oskarżenia sporządzony przez oficera śledczego WUBP w Opolu zarzucał Bednarskiemu m.in. kierowanie związkiem mającym na celu zbrodnie. Postawę Hieronima Bednarskiego w trakcie prowadzonemu przeciwko niemu śledztwa obrazuje krótka charakterystyka opracowana w dniu 26 sierpnia 1952 r. przez jednego z oficerów prowadzących śledztwo, w której stwierdził, iż: „Na śledztwie Bednarski Hieronim zachowywał się źle, ponieważ nie starał się ujawnić przestępczej działalności podejrzanych, liczy zawsze, że będzie miał możliwość uwolnić się (zbiec). Przy dokonaniu przestępstwa widać nasilenie złej woli i podejrzany nie rokuje żadnej nadziei na poprawę. Jest on zdecydowanym wrogiem Polski Ludowej i Związku Radzieckiego”. Oznaczało to, że już na dwa miesiące przed oficjalnym wyrokiem, Bednarski został skazany przez komunistów na śmierć. Prawdopodobnie zdecydowano o tym już wcześniej. Stał się po prostu niewygodny. Miał zbyt dużą wiedzę o ludziach partii i bezpieki, a jego legenda podtrzymywała dodatkowo opór w niektórych kręgach społeczeństwa.

Fragment wyroku WSR w Opolu dot. Hieronima Bednarskiego i Antoniego Rzucidły (Kopia ze zbiorów autora)

Fragment wyroku WSR w Opolu dot. Hieronima Bednarskiego i Antoniego Rzucidły (Kopia ze zbiorów autora)

Wyrokiem Wojskowego Sądu Rejonowego w Opolu z dnia 31 października 1952 r. skazano Bednarskiego na karę śmierci oraz utratę praw publicznych i obywatelskich praw honorowych na zawsze, wraz z przepadkiem całego mienia. Składowi sędziowskiemu przewodniczył por. Henryk Laska, oskarżał prok. Ryszard Mik zaś rolę obrońcy pełnił adwokat Wacław Pietroń, znany na Rzeszowszczyźnie kat akowców. Wiele zarzutów, również ze strony obrony, kierowano pod adresem sądu w sprawie przyjętej kwalifikacji prawnej czynu Bednarskiego, któremu de facto nie udowodniono udziału w żadnej zbrodni, ani też w żadnym zabójstwie. Skarga obrońcy w tej sprawie została odrzucona. 3 lutego 1953 r. Najwyższy Sąd Wojskowy pod przewodnictwem ppłk Tomaszewskiego postanowił odrzucić skargę rewizyjną obrońcy wniesioną w tej sprawie a wyrok WSR w Opolu z dnia 31 października 1952 r. pozostawić w mocy. Rada Państwa decyzją z dnia 23 marca 1953 r. nie skorzystała z prawa łaski.

Protokół wykonania kary śmierci na Hieronimie Bednarskim (Kopia ze zbiorów autora)

Protokół wykonania kary śmierci na Hieronimie Bednarskim (Kopia ze zbiorów autora)

           Według relacji Edwarda Pieczonki, który był wówczas więziony w Opolu, Bednarski po ogłoszeniu wyroku przygotowywał ucieczkę, w którą zaangażowani zostali inni więźniowie. Z niejasnych do dzisiaj powodów zrezygnował jednak z realizacji tego planu. Prawdopodobnie liczył na pomoc w zamian za łapówkę kogoś wysoko postawionego w hierarchii aparatu represji. Wszystko wskazuje na to, że nie wiedział, że idzie na śmierć. Według oficjalnych dokumentów UB wyrok śmierci na Bednarskim został wykonany w dniu 29 marca 1953 r. o godzinie 3 w nocy w więzieniu karno-śledczym w Opolu. Zapisy z ksiąg cmentarnych wskazują datę zgonu w dniu 31 marca.

Areszt Śledczy i więzienie w Opolu. Widok na pawilon gdzie przetrzymywano skazanych na KS (Fot. ze zbiorów autora)

Areszt Śledczy i więzienie w Opolu. Widok na pawilon gdzie przetrzymywano skazanych na KS (Fot. ze zbiorów autora)

Areszt Śledczy i więzienie w Opolu (Fot. ze zbiorów autora)

Areszt Śledczy i więzienie w Opolu (Fot. ze zbiorów autora)

Areszt Śledczy i więzienie w Opolu. Wnętrze celi w pawialonie, gdzie przetrzymywano skazanych na KS (Kopia ze zbiorów autora)

Areszt Śledczy i więzienie w Opolu. Wnętrze celi w pawialonie, gdzie przetrzymywano skazanych na KS (Kopia ze zbiorów autora)

Natomiast według relacji Edwarda Pieczonki, Bednarski został zastrzelony podczas rutynowego prowadzenia pod prysznic w towarzystwie innych więźniów. Gdy na chwilę oddzielono Bednarskiego od pozostałych, wszyscy usłyszeli pojedynczy strzał i od tej pory nikt go już więcej nie widział. Ciało ubecy ukryli w tajemnicy przed rodziną na cmentarzu Ewangelicko-Augsburskim w Opolu w dniu 2 kwietnia. Miejsce to miało zostać na zawsze zapomniane. Jednak dzięki determinacji żony Kazimiery grabarz, Niemiec z pochodzenia, zgodził się je wskazać. Na miejscu wskazanym przez grabarza rodzina postawiła krzyż. Wydaje się, że wraz ze śmiercią Hieronima Bednarskiego usunięto ostatnią przeszkodę na drodze do kariery politycznej Władysława Kruczka, który już rok później w 1954 roku został członkiem Komitetu Centralnego PZPR, a w późniejszych latach reprezentował najbardziej twardogłowy aparat partyjny. Zmarł 5 listopada 2003 r. Do końca życia unikał wywiadów i kontaktów z prasą. Nikt nigdy nie zapytał go także o Hieronima Bednarskiego.

Przechowywana przez rodzinę Bednarskiego informacja o miejscu ukrycia zwłok oraz zapis w księgach cmentarnych wskazujący na to samo miejsce umożliwiły po latach ekshumację jego szczątków przez zespół naukowców pod kierunkiem dr Krzysztofa Szwagrzyka z Instytutu Pamięci Narodowej. Badania kodu DNA potwierdziły jego tożsamość. Jak się jednak okazało odnalezienie i długotrwała identyfikacja szczątków Hieronima Bednarskiego nie była końcem gehenny przez jaką musiała przechodzić jego rodzina. W odpowiedzi na artykuł w rzeszowskich „Nowinach”, w którym poinformowano o planowanym pogrzebie szczątków Bednarskiego na cmentarzu w rodzinnej Zwięczycy, grupa miejscowych zwolenników Władysława Kruczka usiłowała nie dopuścić do tej uroczystości szantażując m.in. miejscowego proboszcza, wysyłając oszczercze listy do redakcji „Nowin” i składając protesty w IPN. Według relacji jednego z wysokich przedstawicieli rzeszowskiego Oddziału IPN, jeden z mieszkańców Zwięczycy miał w trakcie swej wizyty w Instytucie domagać się cofnięcia ceremonii pogrzebowej twierdząc, że „Bednarski zdradził GL”. Kiedy w odpowiedzi usłyszał, że to dobrze, gdyż GL była wrogą Polsce sowiecką agenturą, opuścił Instytut wielce wzburzony. Dopiero zdecydowana postawa rodziny oraz Dyrektor Instytutu Pamięci Narodowej Ewy Leniart doprowadziły do spacyfikowania tych dążeń. Uroczystości pogrzebowe odbyły się w 4 września 2010 r. na cmentarzu komunalnym w Zwięczycy przy udziale rodziny, władz samorządowych, kierownictwa rzeszowskiego IPN oraz kompanii honorowej Wojska Polskiego. Obecna była również TV „Trwam”.

Autor apeluje o zgłaszanie się na adres redakcji osób, które posiadają jakiekolwiek pamiątki lub informacje dotyczące działalności Hieronima Bednarskiego oraz żołnierzy AK z terenu Zwięczycy, Drabinianki, Racławówki i okolicznych miejscowości.

Profesor Krzysztof Szwagrzyk podczas ekshumacji szczątków Hieronima Bednarskiego (Fot. ze zbiorów autora)

Profesor Krzysztof Szwagrzyk podczas ekshumacji szczątków Hieronima Bednarskiego (Fot. ze zbiorów autora)

Uczestnicy ekshumacji szczątków Hieronima Bednarskiego (Fot. ze zbiorów autora)

Uczestnicy ekshumacji szczątków Hieronima Bednarskiego (Fot. ze zbiorów autora)

Ekshumacja szczątków Hieronima Bednarskiego. Na pierwszym planie dr Jerzy Kawecki z Zakladu Medycyny Sądowej we Wrocławiu  (Fot. ze zbiorów autora)

Ekshumacja szczątków Hieronima Bednarskiego. Na pierwszym planie dr Jerzy Kawecki z Zakladu Medycyny Sądowej we Wrocławiu (Fot. ze zbiorów autora)

Fragment artykułu o Hieronimie Bednarskim jaki ukazał się w Gazecie Wyborczej (Kopia ze zbiorów autora)

Fragment artykułu o Hieronimie Bednarskim jaki ukazał się w Gazecie Wyborczej (Kopia ze zbiorów autora)

ZBRODNIA STANU WŁADYSŁAWA KRUCZKA

$
0
0

Marcin Maruszak

Z odnalezionych przez dziennikarzy Tajnej Historii Rzeszowa dokumentów wynika, że począwszy od 1933 roku były I Sekretarz KW PZPR w Rzeszowie Władysław Kruczek był wielokrotnie aresztowany przez polską prokuraturę jako podejrzany o zbrodnię stanu polegającą na czynieniu przygotowań do zmiany przemocą ustroju Państwa Polskiego oraz o kolportowanie ulotek nawołujących do zbrojnej rewolucji mającej na celu utworzenie Polskiej Republiki Rad w ramach ZSRR.  

Z dokumentów Prokuratury Sądu Okręgowego w Rzeszowie i Wydziału Śledczego Komendy Powiatowej Policji Państwowej (KPPP) w Rzeszowie, do których dotarła redakcja THR  wynika, że już od początku lat 30. XX wieku Władysław Kruczek był uważany za niebezpiecznego agitatora komunistycznego i podejrzewany o popełnienie zbrodni stanu przeciwko interesom Państwa Polskiego, o której mowa w art. 97 KK z 1932 roku. Pomimo kilkukrotnego aresztowania udawało mu się jednak uniknąć kary i był wypuszczany na wolność. Na pierwszy rzut oka mogło by się wydawać, że zawdzięczał to jedynie swemu sprytowi i inteligencji. Odnalezione przez nas dokumenty wskazują jednak, że prawda jest zgoła inna. Pomimo zgromadzenia dużej ilości dowodów przeciwko Kruczkowi przez organa śledcze i sądowe II Rzeczypospolitej odwlekano postawienie go w stan oskarżenia, gdyż był on jednym z głównych figurantów w sprawie konfidencjonalnego rozpracowania Komitetu Okręgowego Tarnów–Rzeszów Komunistycznej Partii Polski (KPP).  Począwszy od 1933 roku pozostawał w stałym zainteresowaniu i obserwacji Wydziału Śledczego Komendy Powiatowej Policji Państwowej w Rzeszowie. Ostatecznie, w wyniku rozpracowania rzeszowskich struktur KPP przez Policję, Kruczek został skazany na karę 3,5 roku więzienia.

Pismo Komendanta Postrunku Policji Państwowej Powiatu Rzeszowskiego w Boguchwale Przodownika PP Józefa Zajicia z dn. 01.09.1934 r. ujawniające stan wiedzy oraz zakres działań wywiadowczych dot. Władysława Kruczka (Kopia w zbiorach autora)

Pismo Komendanta Postrunku Policji Państwowej Powiatu Rzeszowskiego w Boguchwale Przodownika PP Józefa Zajicia z dn. 01.09.1934 r. ujawniające stan wiedzy oraz zakres działań wywiadowczych dot. Władysława Kruczka i Komitetu Okręgowego KPP Rzeszów-Tarnów (Kopia w zbiorach autora)

Z tych samych dokumentów wynika, że po rozbiciu Komitetu Dzielnicowego KPP w Boguchwale, na którego czele stał Antoni Paśko, to właśnie Kruczek  z ramienia partii  prowadził działania mające na celu odbudowanie jej struktur w terenie. Nie wiedział jednak, że w wyniku śledztwa prowadzonego przeciwko Paśce i towarzyszom, organa śledcze posiadały bardzo dokładne informacje o powiązaniach miejscowych komunistów, a Policja Państwowa dysponowała wysoko ulokowaną agenturą w strukturach KPP. W latach 1933-1934 Kruczek pozostawał pod obserwacją Policji. W tym czasie był kilkakrotnie aresztowany, co nie przeszkodziło mu w systematycznym, sprawnym odtwarzaniu struktur Komitetu Dzielnicowego w Boguchwale, który należał wówczas do jednego z najliczniejszych na terenie Komitetu Okręgowego KPP Rzeszów-Tarnów.  To właśnie w wyniku uznania jego zasług w tym względzie kierownictwo Komitetu Okręgowego postawiło go w 1933 roku na czele Komunistycznego Związku Młodzieży Polskiej (KZMP) na terenie Okręgu, włączając jednoczenie w skład  egzekutywy Okręgu.

Jedna z ulotek rozrzucanych przez działaczy Komitetu Dzielnicowego KPP w Boguchwale (kopia ze zbiorów autora)

Jedna z ulotek rozrzucanych przez działaczy Komitetu Dzielnicowego KPP w Boguchwale (kopia ze zbiorów autora)

Pierwsze zetknięcie się Kruczka z organami śledczymi II Rzeczpospolitej miało miejsce wiosną 1933 roku. 4 kwietnia został zatrzymany przez funkcjonariuszy Wydziału Śledczego KPPP w Rzeszowie na zebraniu członków KPP, które miało miejsce w domu Jana Rejmenta zamieszkałego w Zwięczycy. Do 9 sierpnia 1933 Kruczek pozostawał w areszcie prewencyjnym Sądu Okręgowego w Rzeszowie pod zarzutem z art. 154, 164 i 166 KK. Tego dnia Sędzia Śledczy Sądu Okręgowego w Rzeszowie postanowił jednak umorzyć postępowanie przeciwko niemu i zdecydował o jego wyjściu na wolność. Od tego czasu Kruczek pozostawał pod ciągłą obserwacją miejscowego Wydziału Śledczego. Świadczą o tym zapiski dochodzenia sporządzone przez Komendanta Posterunku Policji Państwowej Powiatu Rzeszowskiego w Boguchwale, w których informował, że „w toku obserwacji działalności zwolnionego z aresztu Władysława Kruczka, dnia 9.10.1933 r. uzyskałem z tego samego źródła informację, że dnia 7.10.1933 r. jako miejscowy instruktor i wybitny organizator komórek KZMP odbył on pod domem Tomasza Dronki w Zwięczycy zebranie z czynnymi członkami KZMP, a mianowicie Tomaszem Adamcem, Janem Popkiem, Władysławem Rejmentem i Stanisławem Dronką, na którym to zebraniu przemawiał Kruczek w duchu organizacyjnym, wzywając obecnych do łączenia się w organizacjach komunistycznych celem przeprowadzenia w najbliższym czasie rewolucji itp.” Prowadzone w tej sprawie dochodzenie wykazało, że podczas omawianego zebrania Kruczek nawoływał do wywołania rewolucji na wzór sowiecki, używając następujących słów: „musimy się organizować, wstępować do komunistycznej partii, musimy agitować chłopów i robotników ażeby w jak najkrótszym czasie , jak najprędzej przeprowadzić rewolucję taką samą jak w Rosji sowieckiej. Tam chłopu i robotnikowi jest dobrze.” W oparciu o materiały prowadzonego dochodzenia 16 października 1933 roku o godz. 6.00 rano funkcjonariusze Wydziału Śledczego zatrzymali Kruczka w jego rodzinnym domu w Zwięczycy. Rewizja przyniosła jednak wynik negatywny, a sam Kruczek nie przyznawał się do udziału we wspomnianym zebraniu. Całość zgromadzonych  w tej sprawie przez Posterunek Policji Państwowej w Boguchwale materiałów została 17 października 1933 roku przekazana do dyspozycji Wiceprokuratora Rejonu I Sądu Okręgowego w Rzeszowie wraz z opinią, że wszyscy zatrzymani w tej sprawie „są zakonspirowanymi członkami komórki KZMP, którą kieruje przytrzymany Władysław Kruczek”.

Komunikat o osadzeniu Władysława Kruczka w więzieniu karno-śledczym w Rzeszowie w dn. 18.10.1933 r. (kopia ze zbiorów autora)

Komunikat o osadzeniu Władysława Kruczka w więzieniu karno-śledczym w Rzeszowie w dn. 18.10.1933 r. (kopia ze zbiorów autora)

Już 18 października akta znalazły się na stole Sędziego Śledczego Sądu Okręgowego w Rzeszowie dr Janusza Fryda wraz z wnioskiem o tymczasowe aresztowanie Kruczka i innych podejrzanych o popełnienie zbrodni stanu z art. 97 § 1 KK poprzez fakt organizowania zebrań członków partii komunistycznej oraz namawiania do przystąpienia do partii komunistycznej, a nadto rozrzucania ulotek komunistycznych. Tego samego dnia Sędzia Śledczy wydał postanowienie o wszczęciu śledztwa w tej sprawie oraz o tymczasowym aresztowaniu Kruczka i innych. O godz. 8.30 wszyscy trafili do aresztu śledczego mieszczącego się przy więzieniu karno-śledczym w Rzeszowie, pozostając do dyspozycji prokuratora. Kruczek został wpisany do księgi więźniów pod numerem 917/33 i osadzony dla dobra postępowania w pojedynczej celi. W trakcie przesłuchania przeprowadzonego osobiście przez Sędziego Śledczego w dniu 19 października Kruczek czuł się bardzo pewnie i konsekwentnie nie przyznał się do stawianych mu zarzutów, używając m.in. następujących słów: „Zaprzeczam bym w ogóle należał do jakiejś organizacji komunistycznej oraz bym werbował członków dla takiej organizacji, w końcu bym w jakichkolwiek okolicznościach wzywał do rewolucyjnej i organizował jakieś związki komunistyczne.”

Zapytanie o karalność Władysława Kruczka skierowane do Ministerstwa Sprawiedliwości (kopia ze zbiorów autora)

Zapytanie o karalność Władysława Kruczka skierowane do Ministerstwa Sprawiedliwości (kopia ze zbiorów autora)

Prowadzone w tej sprawie postępowanie nie przyniosło spodziewanych rezultatów gdyż opierało się głównie na zeznaniach jednego z podejrzanych. Przesłuchiwani w tej sprawie świadkowie zasłaniali się niewiedzą lub brakiem pamięci. Nie udało się również zgromadzić przekonywujących materiałów dowodowych, a Policja konsekwentnie odmawiała ujawnienia swoich informatorów. Po niecałych dwóch miesiącach przebywania w celi Kruczek poczuł się na tyle pewnie, że skierował na ręce Sędziego Śledczego pismo, w którym domagał się wyjaśnienia powodów jego pobytu w więzieniu. 7 stycznia 1934 roku Prokurator Prokuratury Sądu Okręgowego w Rzeszowie złożył na ręce Sędziego Śledczego wniosek o umorzenie prowadzonego śledztwa i wypuszczenie zatrzymanych na wolność. 10 stycznia 1934 roku o godz. 12.30 Kruczek opuścił mury rzeszowskiego więzienia udając się do rodzinnego domu w Zwięczycy. Nie zaprzestał jednak swej działalności. Już 17 czerwca tegoż roku został zatrzymany przez funkcjonariuszy Wydziału Śledczego Komendy Powiatowej Policji Państwowej w Rzeszowie pod zarzutem przynależności do KPP. Wniosek o jego tymczasowe aresztowanie złożył na ręce Wiceprokuratora Sądu Okręgowego w Rzeszowie ówczesny Kierownik Wydziału Śledczego starszy przodownik służby śledczej Jan Kruczek.  W pismach  z dn. 18 i 19 czerwca 1934 roku skierowanych do prokuratury informował on o zatrzymaniu Kruczka wraz z Leonem Zuckhaftem podejrzewanym o organizowanie kolportażu wydawnictw Komitetu Centralnego KPP na terenie Komitetu Okręgowego KPP w Rzeszowie, wnioskując jednocześnie o ich  tymczasowe aresztowanie. Kierownik Wydziału Śledczego poinformował również organa śledcze, że „odnośnie podejrzanego Władysława Kruczka zapodał komendant Posterunku PP w Boguchwale, że wymieniony, po aresztowaniu Antoniego Paśki i zlikwidowaniu KD KPP w Boguchwale kierował całą robotą komunistyczną na terenie Zwięczycy i gmin okolicznych […]. Przy rewizji domu podejrzanego Kruczka Władysława zakwestionowano szereg książek, które wraz załączonym wykazem przesyłam do dalszego postępowania.” Okazało się, że wśród zarekwirowanych u Kruczka książek znalazły się m.in. „Dzieła Wybrane” Lenina oraz książki autorstwa Karola Marksa i Róży Luksemburg. Postanowienie o tymczasowym aresztowaniu Kruczka jako podejrzanego o zbrodnię stanu z art. 97 § 1 KK zostało podpisane przez Sędziego Śledczego już następnego dnia tj. 19 czerwca. Tym samym Kruczek po raz trzeci trafił do aresztu mieszczącego się w więzieniu karno-śledczym na rzeszowskim zamku i wpisany do księgi więźniów pod numerem 122/34.  Jednak już w zarządzeniu z dnia 7 lipca 1934 roku Prokurator Okręgowy w Rzeszowie uznał, że nie zachodzi dalsza potrzeba stosowania aresztu prewencyjnego wobec  Kruczka. Tego samego dnia o godz. 13.30 został on zwolniony z aresztu, jednak śledztwo było prowadzone nadal.

Wykaz książek zakwestionowanych podczas rewizji w domu Władysława Kruczka w dn. 17.06.1934 r. (kopia ze zbiorów autora)

Wykaz książek zarekwirowanych podczas rewizji w domu Władysława Kruczka w dn. 17.06.1934 r. (kopia ze zbiorów autora)

Kruczek zdawał sobie już wówczas sprawę, że jest obserwowany przez Policję. Postanowił przenieść swoją działalność na inny teren. Od kierownictwa KPP otrzymał polecenie odbudowania struktur Komitetu Dzielnicowego w Dębnie k. Leżajska. 22 sierpnia w nocy wyszedł niepostrzeżenie ze swojego domu w Zwięczycy w całkowitej konspiracji, nie zbierając ze sobą żadnych dokumentów.  Nie zdawał sobie jednak sprawy ze skali infiltracji środowisk komunistycznych ze strony Policji. Już w dniu 29 sierpnia do sekretariatu Prokuratury Sądu Okręgowego w Rzeszowie wpłynął telefonogram z Posterunku Policji Państwowej Powiatu Łańcuckiego w Leżajsku o następującej treści: „Dnia 28 sierpnia 1934 roku o godz. 15 został zatrzymany przez tut. Posterunek osobnik bez dokumentów, który zapodał, że nazywa się Kruczek Władysław urodz. w 1910 r. w Zwięczycy pw. Rzeszów i tam zamiesz. syn Tomasza i Rozalii z Rzepków. Za pośrednictwem Wydziału Śl. PP w Rzeszowie stwierdzono, że przytrzymany wydalił się z miejsca zamieszkania w dniu 22 sierpnia br. i jest znany jako niebezpieczny organizator komunistyczny na terenie wiejskim […].” Zatrzymanie Kruczka nastąpiło w domu znanego działacza komunistycznego Stanisława Rzeźnikiewicza, co mogło wskazywać na cel jego pobytu w Leżajsku. Nie posiadał on przy sobie żadnych dokumentów. Jak wynika z policyjnego meldunku, „przy rewizji osobistej osoby przytrzymanego Władysława Kruczka nie znaleziono żadnych dowodów rzeczowych, które mogły by być pomocne do ujawnienia jego działalności wywrotowej”. Tego samego dnia Kruczek został osadzony w areszcie Policji i przekazany do dyspozycji Asesora Sądu Grodzkiego w Leżajsku jako podejrzany o „uprawianie działalności komunistycznej na terenie tutejszych gmin wiejskich” oraz celem potwierdzenia tożsamości. W celu zebrania obciążających go dowodów funkcjonariusze Policji z Leżajska skierowali pisemne zapytania zarówno do Wydziału Śledczego KPPP  w Rzeszowie, a następnie do Posterunku Policji Państwowej w Boguchwale. W odpowiedzi Kierownika Wydziału Śledczego KPPP w Rzeszowie aspiranta Władysława Zielskiego znalazły się dosyć zaskakujące słowa. Tłumaczył on, że „Wydział Śledczy nie posiada dostatecznego materiału dowodowego p-ko zatrzymanemu Władysławowi Kruczkowi, na podstawie którego mógłby zostać zawyrokowany. Poza informacjami jakie zostały telefonicznie podane z tut. Wydziału Śledczego innych materiałów podać nie mogę w tym czasie.”  Wyjaśnienie tej zaskakującej sytuacji przyniosło dopiero niezwykle cenne w swej treści pismo sporządzone do tej sprawy 1 września przez Komendanta Posterunku PP w Boguchwale przodownika PP Józefa Zajića. Informuje on w nim Posterunek Policji w Leżajsku, że „Władysław Kruczek, wybitny działacz i organizator KZMP, wedle posiadanych tu informacji konfidencjonalnych spełniał funkcję przedstawiciela KZMP w dzielnicy zwięczyckiej. Po ostatnim zebraniu przedstawicieli KZMP kilku dzielnic O.K. Rzeszów-Tarnów przy udziale okręgowca, został on powołany do egzekutywy K.O. młodzieży Rzeszów-Tarnów. Do Leżajska wyjechał on 22/8 1934 po południu celem zwołania tam posiedzenia K.D. względnie odebrania sprawozdania z działalności dzielnic KZMP istniejących na tamtym terenie. Z uwagi na ciągłość wywiadu konfidencjonalnego zdążającego do ogólnej likwidacji K.O. Rzeszów-Tarnów, zebrany materiał dowodowy odnoszący się do działalności przytrzymanego udzielić nie mogę, gdyż nie byłoby to na czasie i mogłoby sparaliżować wytyczne. W interesie ciągłości wywiadu leży jednak sprawa unieszkodliwienia przytrzymanego Kruczka na pewien okres czasu , a to z uwagi na zgubną jego działalność organizacyjną, dlatego też przedkładam jednocześnie zawiadomienie Pana Prokuratora S.O. Rejonu I w Rzeszowie o podżeganiu do poplecznictwa popełnionego przez przytrzymanego. W końcu nadmieniam, że przytrzymany odchodząc z domu nie miał przy sobie ani grosza, co dowodzi niezbicie, że znaleziona przy nim gotówka została mu wypłacona przez K.C. jako płatnemu już funkcjonariuszowi tego komitetu.”

Telefonogram nadany przez Kierownika Wydziału Śledczego Komendy Powiatowej Policji Państwowej w Rzeszowie st.przod. sł.śl. Jana Kruczka do Posterunku PP w Leżajsku (kopia ze zbiorów autora)

Telefonogram nadany przez Kierownika Wydziału Śledczego Komendy Powiatowej Policji Państwowej w Rzeszowie st.przod. sł.śl. Jana Kruczka do Posterunku PP w Leżajsku (kopia ze zbiorów autora)

 Z omawianego pisma niezbicie wynika, że już w połowie 1934 roku organa Policji i Prokuratura otrzymywały wiarygodne i szczegółowe informacje  konfidencjonalne z terenu Komitetu Okręgowego KPP Rzeszów-Tarnów dotyczące działalności Kruczka oraz prowadziły inwigilację i stałą obserwację Kruczka. Tymczasem funkcjonariusze Posterunku PP w Leżajsku kontynuowali zbieranie materiału dowodowego. W piśmie skierowanym do Prokuratora Sądu Okręgowego w Rzeszowie w dn. 6 września 1934 roku Komendant tutejszego posterunku st. posterunkowy Józef Palcewicz informował: „Posterunek P.P. stwierdził  na podstawie informacji konfidencjonalnych, że Kruczek w czasie swego pobytu u Rzeźnikiewicza w Leżajsku udał się w tow. Reichenthala Mozesa z Leżajska, również działacza komunistycznego, do gminy Dębna gdzie komunikował się z Michałem Jażyńskim , bratem Jurka Jażyńskiego, który obecnie odsiaduje karę 4 lat za uprawianie działalności komunistycznej, jednak czy Kruczek jaką działalność w Dębnie prowadził, tego konfident nie mógł zapodać, zaznaczając przy tym, że Kruczek przybył do Dębna by zorganizować na nowo komórkę komunistyczną z Dębnie, która po aresztowaniu Jurka Jażyńskiego w Dębnie została rozbita. Dopiero po zorganizowaniu komórki komunistycznej w Dębnie miał Kruczek dostarczyć literaturę komunistyczną dla Dębna. Nadmienia się, że powyższe informacje zostały zebrane drogą konfidencjonalną i w tej sprawie tut. Posterunek P.P. nie może ujawnić konfidenta, który mógłby służyć jako świadek w powyższej sprawie. Innych dowodów tut. posterunek nie mógł zebrać, a to z powodu działalności konspiracyjnej przytrzymanego Kruczka. Przesłuchiwany przez Asesora Sądu Grodzkiego w Leżajsku Schreyera w dniu 29 sierpnia Kruczek konsekwentnie nie przyznawał się do przynależności do partii komunistycznej twierdząc, że przybył na te tereny w poszukiwaniu pracy w charakterze szofera w jednym z tutejszych majątków. Nie przeszkodziło to jednak w wydaniu przez Sędziego decyzji o jego tymczasowym aresztowaniu począwszy od dnia 29 sierpnia. Ostatecznie w dniu 8 października Kruczek trafił ponownie do więzienia karno-śledczego w Rzeszowie co zostało odnotowane w księdze więźniów pod nr 478/34, pozostając do dyspozycji Prokuratora Sądu Okręgowego w Rzeszowie. Z akt sprawy wynika, że tego dnia miał zeznawać jako świadek w innej sprawie przed Sądem Okręgowym w Rzeszowie. Postanowieniem z dnia 17 października 1934 roku śledztwo w sprawie działalności komunistycznej Kruczka wszczął Sędzia Śledczy Sądu Okręgowego w Rzeszowie.  22 listopada w charakterze  świadka został w tej sprawie przesłuchany Kierownik Wydziału Śledczego Komendy Powiatowej Policji Państwowej w Rzeszowie aspirant Władysław Zielski potwierdzając wcześniej przekazane informacje, że „żadnego materiału dowodowego dotąd pomimo usilnych starań w tym kierunku Wydział Śledczy nie zdołał zebrać”. Areszt wobec Kruczka był dwukrotnie przedłużany, jednak po ponownym przesłuchaniu go w dn. 22 listopada 1934 roku Sędzia Śledczy Władysław Szczerbiński nakazał jego natychmiastowe zwolnienie i zastosowanie względem niego dozoru Policji Państwowej z obowiązkiem meldowania się na Posterunku Policji Państwowej w Boguchwale jeden raz w tygodniu w dniach wyznaczonych przez Komendanta Policji.

Postanowienie o tymczasowym aresztowaniu Władysława Kruczka wysatwione przez Sędziego Okręgowego Śledczego Rejonu I Sądu Okręgowego w Rzeszowie w dn. 17.10.1934 r. (kopia ze zbiorów autora)

Postanowienie o tymczasowym aresztowaniu Władysława Kruczka podejrzanego o popełnienie zbrodni stanu wysatwione przez Sędziego Okręgowego Śledczego Rejonu I Sądu Okręgowego w Rzeszowie w dn. 17.10.1934 r. (kopia ze zbiorów autora)

Tego samego dnia o godz. 11.00 Kruczek opuścił więzienie karno-śledcze w Rzeszowie. Nie mógł sobie wówczas zdawać sprawy z tego, że jego kolejny pobyt na wolności będzie trwał krócej od pozostałych. W składzie odtwarzanego przez niego Komitetu Dzielnicowego KPP w Boguchwale funkcjonował już bowiem wpływowy agent Wydziału Śledczego KPPP w Rzeszowie, którym był zamieszkały w Zwięczycy Bronisław Szalacha ps. „Siwy”. Tymczasem śledztwo prowadzone w sprawie działalności Kruczka na terenie Leżajska przyniosło dalsze materiały dowodowe, wskazujące na to, iż był on winien popełnienia zbrodni stanu z art. 97 § 1 KK. Przesłuchano w charakterze świadka m.in. Komendanta Posterunku Policji Państwowej w Leżajsku st. posterunkowego Józefa Palcewicza, który zeznał m.in., że „Kruczek przebywał na terenie Leżajska na wolności od dnia 24 lub 25 sierpnia 1934 do 28 sierpnia 1934. Wiadomość o jego pobycie i działalności otrzymałem od konfidenta, którego nazwiska wyjawić nie mogę, gdyż jestem pod tym względem związany tajemnicą urzędową.” Ciekawie wygląda również przedstawiony przez niego opis zatrzymania Kruczka, wedle którego „Kruczek na mój widok bardzo się zmieszał. Po doprowadzeniu go na P.P. P. w Leżajsku początkowo odmawiał podania swego nazwiska i adresu, a dopiero gdy mu przedstawiłem, że będzie przetrzymany i że będę dochodził przy pomocy władz policyjnych jego danych osobistych, wówczas Kruczek wymienił swe nazwisko i adres przy czym przyznał się, że jest podejrzany o komunizm przez Policję, że był 2-krotnie więziony, a raz miał śledztwo pod zarzutem działalności komunistycznej lecz został zwolniony dla braku dowodu winy. Wyraził się wówczas, że nie jest komunistą. Odebrałem Kruczkowi kopertę z listu, która to koperta była otwarta przez oddarcie jednej krawędzi, a na tej kopercie były litery i słowa skrócone napisane ołówkiem, z których wynikało, że okręgowa komunistyczna partia w Rzeszowie dała mu adres do Leżajska do Mozesa Reichenthala zamieszkałego przy ulicy Wałowej. […] Tę kopertę dołączyłem do akt. Kruczek był wyznaczony do działalności na terenie wiejskim i poza Dębnem nie rozwijał działalności komunistycznej ani w Leżajsku, ani w innych wsiach. Komórki komunistycznej założyć nie zdołał, bo nie zdążył tego uczynić, gdyż jego działalność komunistyczną przerwałem, przytrzymując go dnia 28 sierpnia 1934 roku.”

Nakaz zwolnienia Władysława Kruczka z więzienia karno-śledczego w Rzeszowie wystawiony przez Sąd Okręgowy w Rzeszowie w dn. 22.11.1934 r. (kopia ze zbiorów autora)

Nakaz zwolnienia Władysława Kruczka z więzienia karno-śledczego w Rzeszowie wystawiony przez Sąd Okręgowy w Rzeszowie w dn. 22.11.1934 r. (kopia ze zbiorów autora)

 Śledztwo w tej sprawie było prowadzone co najmniej do końca grudnia 1934 roku. Prawdopodobnie ze względu na brak dostatecznego materiału dowodowego, na początku  1935 roku kierownictwo Wydziału Śledczego KPPP w Rzeszowie zdecydowało się ujawnić agenta Szalachę dla potrzeb toczącego się przeciwko Kruczkowi postępowania lub też nastąpiło to w wyniku dekonspiracji. Tego prawdopodobnie nie uda się łatwo ustalić, gdyż akta tej sprawy zostały ukryte lub zaginęły jeszcze w okresie wczesnego PRL-u. Nie ulega jednak wątpliwości, że  na podstawie zeznań jakie złożył Bronisław Szalacha przed Sądem Okręgowym w Rzeszowie skazano w 1935 roku na kary wieloletniego więzienia wielu wysokich działaczy komunistycznych z terenu Komitetu Dzielnicowego w Boguchwale, co doprowadziło do całkowitej likwidacji struktur komunistycznych na tym terenie. Władysław Kruczek wyrokiem Sądu Okręgowego w Rzeszowie z dnia 16 listopada 1935 roku został skazany na trzy i pół roku więzienia za zbrodnię stanu popełnioną przeciwko interesom Rzeczypospolitej Polskiej.

Protokół przesłuchania Władysława Kruczka przez Sędziego Śledczego Sądu Okręgowego w Rzeszowie dr Janusza Frydla w dn. 19.10.1933 r. (kopia ze zbiorów autora)

Protokół przesłuchania Władysława Kruczka przez Sędziego Śledczego Sądu Okręgowego w Rzeszowie dr Janusza Fryda w dn. 19.10.1933 r. (kopia ze zbiorów autora)

Akta 1.S.40.33 (7)

 

Dokumenty wywiadu Inspektoratu AK Rzeszów

$
0
0

Z treści dokumentu (zapis dot. Harolda Rittmana), do którego dotarli dziennikarze Tajnej Historii Rzeszowa wynika, że podległy mjr. Łukaszowi Cieplińskiemu wywiad AK dysponował kartoteką agentów sowieckich działających na terenie Rzeszowa. Do dnia dzisiejszego nie udało się jej jednak odnaleźć.

Prezentujemy kolejną, piątą część wykazu aktywu komunistycznego z terenu powiatu rzeszowskiego (w odpisie), który został sporządzony w latach 1943 i 1944 przez żołnierzy wywiadu politycznego rzeszowskiego Inspektoratu Armii Krajowej, którym dowodził mjr Łukasz Ciepliński. Część pierwszą, wraz z odpowiednim wprowadzeniem historycznym zamieściliśmy w nr 1 Tajnej Historii Rzeszowa. Nazwiska i pseudonimy zostały ułożone w porządku alfabetycznym, zgodnie z oryginałem. Korekcie poddano jedynie błędy maszynowe i ortograficzne oraz uzupełniono interpunkcję. Rozwinięto także skróty oraz dodano przypisy tekstowe i rzeczowe.

 Według specjalnie przygotowanych instrukcji, wywiad polityczny AK gromadził wszelkie informacje na temat stosunków politycznych i społecznych, w tym na temat postaw ludności ukraińskiej. Szczególny nacisk kładziono na pracę wywiadowczą w środowisku komunistycznym, a zwłaszcza prosowieckiej PPR. Ewidencjonowano wszelkie przejawy działalności komunistów, tworząc również listy działaczy i sympatyków. Informacje były często zdobywane z tzw. drugiej ręki. Zapisywano także informacje zasłyszane, których części nie zdołano nigdy zweryfikować, dlatego należy podchodzić do nich ze szczególną ostrożnością. Nie umniejsza to jednak ich wartości historycznej.

Wykaz aktywu komunistycznego oraz osób współpracujących i podejrzanych z powiatu Rzeszów (Cz. 5).

  1. REICH N. adw[okat], Żyd, zbiegł z obozu pracy Rzeszów[i] przy pomocy Pacześniakowej i Markiewiczów.
  2. REJMENT WŁADYSŁAW s. Wojciecha, karany 1,5 roku więzienia. Przed wojną czł[onek] bojówki Paśki w Zwięczycy. Uprawia propagandę prosow[iecką]. Kontakt z Paśko Leonem.
  3. RIECKI W. Rzeszów, przedstawiciel [fragment nieczytelny] na Rzeszów, komun[ista].
  4. RITTMAN HARALD, inż[ynier], kier[ownik] Paustellenschiesen[ii] Rzeszów, Sobieskiego Tel. 319. Ułatwia łączność komun[istom] na terenie miedzynarodowym – Paryż, Katowice, Gliwice, Tarnów, Rzeszów, Lwów, Odessa. Ma wozy firmowe, którymi przewozi broń i ludzi oraz wiadomości. Adres w Paryżu Rue Oswaldo[iii] – Erna, w Krakowie Hormbergerstr[asse] 10/6. Auto łącznikowe zatrzymuje się w Świlczy u Kubicza Stanisława i w Przemyślu w młynie. Patrz: jazzbandzistka, Jackowski mgr., Kubicz ze Świlczy, Farba Mieczysława w Borku Nowym. R. dostarcza GL samochodów do przewozu bibuły i broni. Patrz: Jóźwiak Michał, patrz: Czajka „Olek” Rittman, aktywny komun[ista]. Kierownikiem biura jest inż. Valden Rudolf, który zastępuje Rittmana w sprawach firmy i konsp[iracji]. Jego biuro i jazzbendzistki zwinięto na skutek ostrzeżenia przez PPR[iv]. ZWZ[v] jest w posiadaniu szczegółów co do działalności agent[ury] sow[ieckiej] na terenie Rzeszowa.
  5. ROKICKI N., tokarz PZL[vi] w Rzeszowie. Zam[ieszkały] w blokach robotniczych, kontakt z Tutajem i Totusem. Jego siostra była w r. [19]37 na studiach muzycznych w Kijowie. W czasie wojny powróciła do Rzeszowa, a obecnie jest we Lwowie.
  6. ROLKA FRANCISZEK, Górne, komun[ista].
  7. ROSENBAUM, Żyd, Rzeszów, był w kontakcie z Polakiem.
  8. ROZBORSKI ANDRZEJ, Boguchwała, komun[ista].
  9. ROZBORSKI N., Wyżne k. Babicy, komun[ista], były czł[onek] legionu w Hiszpanii. Kont[akt] z Husem Janem i Andrzejem w Czudcu i Czarnikiem w Wólce.
  10. ROŻEK N., Trzebownisko, areszt[owany] wraz z Ożogiem ukrywającym się u niego.
  11. RÓG TOMASZ i JÓZEF, Lutoryż, propaganda prosow[iecka].
  12. RUBEL N., Żyd ukrywający się pod aryjskimi dokumentami, właśc[iciel] gorzelni w Jaśle. Kontakt z Kubiczem Stanisławem z Trzciany.
  13. RUDZIK JÓZEF, zatr[udniony] w PZL, zam[ieszkały] Rzeszów Dąbrowskiego. Podejrzany, że wyjeżdża z bojówki GL[vii] w teren. Należą do niej Łachon Jan i jego młodszy brat.
  14. RUMAK MARCIN, Styków, czł[onek] PPR.
  15. RUSIN WŁADYSŁAW wraz z ojcem Stanisławem czł[onkowie] bojówki Paśki w Zwięczycy.
  16. RYBCZAK TADEUSZ, Rzeszów PZL, komun[ista].
  17. RZĄCA MICHAŁ, Staroniwa Górna za domem ludowym, rzezimieszek, przypuszczalnie w kontakcie z PPR[viii]. Kontakt z Benbenkiem Michałem.
  18. RZĄSA ROMAN, Błażowa, działacz komun[istyczny].
  19. RZEPKA JAN, Lutoryż, przybył z Niechobrza, w kont[akcie] z oddziałem dywers[yjnym] PPR.
  20. RZUCIDŁO JAN, Trzebownisko, przed wojną sekretarz KPP, obecnie nie aktywny. Patrz: Kogutek.
  21. RZUCIDŁO PIOTR, Zgłobień, czł[onek] miejsc[owej] komuny.
  22. SADŁO STANISŁAW I BOLESŁAW, Przewrotne, czł[onkowie] PPR.
  1. SANECKI MARIAN, Rzeszów, Szopena 25, ślusarz warsz[tatów] kolej[owych], d-ca bojówki GL. Kontaktuje z nim Żelazko i jego stryjeczny brat Walet Franc[iszek]. Ogłosił przyłączenie się do bojówki. Członkowie bojówki: Żelazko, Dawidziak, Sawka Julian, Sanecki wsypany przez Walickiego, areszt[owany] 07.07.43. Na skutek jego inform[acji] wszczęto akcję terr[orystyczną] w Woli Zgłobieńskiej.
  2. SANECKI N, Złodziej z Rzeszowa – Czekaja, czł[onek] bandy Mytycha i Augustyna.
  3. SARNA ANDRZEJ z Nosówki – Krzywdy, konfident G-po[ix], współpraca z nieżyjącym konf[identem] Pardanem z Nosówki. Kręci się wśród ludowców. Kontakt z bojówkami Augustyna i Mytycha oraz Maciejami i Basarą Stanisławem. Jest sekret[arzem] organ[izacji].
  4. SAWKA JULIAN, Rzezszów, ukrywa się przed Niemcami wraz ze swym szwagrem Kusajem Franc[iszkiem]. Dostarczali dowody osobiste Żydom. Jest członkiem bojówki Saneckiego. W styczności z ZWZ, o której informuje PPR. Płatny przedwojenny agitator komuny. Kolportuje prasę ZWZ i PPR. W kontakcie z Krygielem i z Hadera Antonim.
  5. SCHUNBORN STEFAN, Rzeszów Kochanowskiego, czołowy aktyw PPR.
  6. SCHUNBORN BENI, czł[onek] bojówki Budy Sob. z Bud. Praktykant leśny u Piotrowskiego w Budach Głogowskich. Przybyli do niego ludzie z Krakowa Sch[unborn] Ludwik i Jan b[raci]a, aresztowani.
  7. SEKUŁOWSKI /SEKUTOWSKI/, Rzeszów Grunwaldzka 43, b. ppor. WP[x] z Jarosławia, podejrz[any] o przynależność do PPR (ma prasę PPR).
  8. SELWA FRANCISZEK s. Stanisława i SELWA JAN s. Adama, Głogów, Przewrotne, podejrzani o działalność komun[istyczną]. S[elwa] Franc[iszek] kontakt z Woźniakiem.
  9. SELWA ANDRZEJ, Głogów, Przewrotne, podejrzany o działalność komun[istyczną].
  10. SERAFINI CZESŁAW, prac[ownik] we młynie Przybyszówka, czł[onek] bojówki Stachowicza. Kolportuje ulotki komun[istyczne], kontakt z Kaszubiną.
  11. SIDAK N. Rzeszów, ślusarz kolej[owy], komun[ista].
  12. SIERADZKI N., Siedliska. Patrz: NN porucznik.
  13. SIERADZKI ZYGMUNT, Przybyszówka, kontakt z bra[ćmi] Czyż, którzy pracują dla Augustyna i Mytycha. Czy ident[yczny] z Sieradzkim?
  14. SIERŻĘGA ANDRZEJ, Łukawiec, współprac[ownik] Wierciocha, b. wybitny działacz SL. Obecnie sprawy wojskowe jako najbliższy współpracownik Kopcia. Patrz: Kopeć, Koń.
  15. SIKORA NN, bracia, czł[onkowie] bojówki Błędowa-[fragment nieczytelny].
  16. SIKORA WALENTY, zatr[udniony] w PZL Rzeszów. Kontakt z Augustynem zam[ieszkałym] Niechobrz.
  17. SIKORA N., Brzezówka, komunista. Czy drugi osobnik o tym samym nazwisku i zam?
  18. SIKORSKI N., wysiedlony, propagat[or] PPR. Należy do kółka Stachowicz, Opaliński, Smogorzewski.
  19. SITEK, cała rodzina, Niechobrz, sprzedają broń gwardzistom (100 zł. kb).
  20. SKAŁA WINCENTY, Pobitno, złodziej, w kontakcie z Warulakami i Czachorami.
  21. SKARBOWSKI FRANCISZEK, Rzeszów, kontakt Pelca Władysława. Punkt 443 skreślono atramentem.
  22. SKARBOWSKI N., furman ze Zwięczycy, łącznik między [z] Paśko Leonem przywódcą jaczejki w Zwięczycy a Witankiem z Rzeszowa.
  23. SMOGORZEWSKI KAZIMIERZ, komendant milicji w Niechobrzu.
  24. SOBCZYK MARAIAN, Błażowa, pseudo „Stupaj”, komunista.
  25. SOŁTYS PAWEŁ, młynarz z Głogowa, podejrzany o komun[izm], kontakt z [fragment nieczytelny] podejrzanym o konfid[encję] na rzecz Niemców.
  26. STACHOWICZ MIECZYSŁAW, zam[ieszkały] Rzeszów Dąbrowskiego 24. Przybył z Warszawy gdzie pracował w Urz[ędzie] Skarb[owym]. W Rzeszowie pracuje w U.S. Podejrzany o kierowniczą robotę PPR. Kontaktuje [się] z Krakowem. Kontaktuje [się] z czołowymi działaczami Dziedzicem Romanem i Stefko N. Kontaktuje [się] z Kubiczem ze Świlczy (Stan[isławem]) oraz Wójcikiem. Dowodzi bojówką w Przybyszówce w składzie: Serafin Czesław, Kryza Jan, Kramarski Jakub, Micał Michał, Lubas Ignacy i Szymon, Wojciechowski Bolesław. Nadto kontakt z braćmi Czyż, którzy pracują dla Augustyna i Mytycha. Obecnie d-ca bandy w lasach Zgłobieńskich.
  27. STACHOWICZ WŁADYSŁAW, brat kpt. Wchodzi w skład komit[etu] kierown[iczego] PPR i GL na terenie Racławówki. St[achowicz] Władysław – czy brat prowadzi prace organ[izacyjną]. Przy pomocy kpt. rez. Kalandyka Stanisława skontaktował się u Witanka z niezn[anym] osobnikiem, któremu wymienił szereg nazwisk żołnierzy AK z Niechobrza. Współpracuje z nim (St. lub Miecz.), Aksamit Tadeusz, Nycka (lub Nycek) Władysław, Stachowicz Mieczysław St[anisław] l[at] 36, pracownik US, przewodniczący rady powiatu rzeszowskiego. Z-ca Cypryś Ignacy, St[achowicz] (Miecz. czy St.) kontakt z Koziołówną i ks. Borowcem oraz Czyżem Stanisławem.
  28. STACHURSKI N., Budziwuj, komun[ista].
  29. STAWARZ HENRYK, Świlcza, czł[onek] SL[xi], przeszedł do PPR. Patrz: Kawalec.
  30. STEFKO N., Rzeszów, podejrzany o działalność komun[istyczną] (PPR). Podobno czł[onek] kiero[wnictwa] komit[etu] w Rzeszowie wraz z Dziedzicem Romanem i Stachowiczem Mieczysławem. Lokal kontaktowy Tetmajera 1/3. Większe zebranie Batorego naprzeciw wojsk. Patrz: Dziedzic Roman.
  31. STEIN JAKUB, architekt, żona i córka Maria pracują w mleczarni w Rzeszowie, komun[ista].
  32. STĘPNIEWICZ TADEUSZ, Rzeszów, bloki Hetmańska 17/21, tokarz PZL, kol port[uje] „Trybuna Ludowa”. W kontakcie z robotn[ikami] Morawiecki Michał, Czech, Sikora E., Łobuz (?), Wilczyński Jan, majster awansowany przez Niemców [fragment nieczytelny].
  33. STĄPOR WŁADYSŁAW, komun[ista].
  34. STOPYRA ADAM I JAN, Zgłobień, czł[onkowie] miejscowej komuny.
  35. STRZĘPOKOWA N., córka Altmana, Staroniwa Górna, współprac[uje] w jaczejce Altman-Tutaj.
  36. STYKA EMIL, Czekaj, komun[ista].
  37. SUDAŁ N., Stobierna, wysiedlony z okolicy Kolbuszowej, kontakt z Gołówka Andrzejem, komun[ista].
  38. SUKIENNIK WŁADYSŁAW, Kolbuszowa Dolna, rolnik, przedwojenny aktyw KPP[xii], obecnie w PPR, kolportaż bibuły.
  39. SURÓWKA ADAM (Sorowka), zatr[udniony] w blacharni PZL Rzeszów, podejrzany o przynależność do PPR.
  40. SUSZEK PIOTR, Przewrotne, czł[onek] PPR.
  41. SWOROWSKI JÓZEF, Boguchwała, cz[łonek] bandy Augustyna i Mytycha, kontaktuje z nim.
  42. SYNIEC WOJCIECH, Styków, czł[onek] PPR.
  43. SZALACHA TADEUSZ, przezw[isko] „Śruba”, Zwięczyca, uprawia propagand[ę] prosow[iecką]. Czł[onek] miejsc[owej] komuny.
  44. SZCZĘCH LEON, s. Józefa, Budziwuj, komunista.
  45. SZCZEPAN BENEDYKT, Białka, komun[ista].
  46. 468. SZCZEPANIK FRANCISZEK, Rzeszów Czekaj, furman zaw[odowy], czł[onek] bojówki PPR. Jeździ w kierunku Sokołowa, podejrzenie, że rozwozi broń dla PPR.
  47. SZCZEPAŃSKI N., adw[okat] Rzeszów, do niego przeniosła się na mieszkanie Pacześniakowa.
  48. SZCZEPIK FRANCISZEK, Budziwuj, czł[onek] grupy wykonawczej wraz z Konkolem i Głogowskim.
  49. SZCZEPIK FRANCISZEK, krawiec, karany obozem pracy za działaln[ość] komun[istyczną], wykazuje dużą ruchliwość.
  50. SZELIGA JAN, pow[iat] Rzeszów, kontakt z bandą rabunk[ową] Golemów ze Stykowa.
  51. SZEMBOR STEFAN, Rzeszów Budy, przebywa stale w Krakowie, przez rzeszowskich towarzyszy uważany za wysoką figurę w obwodzie. Brat jego Karol przebywa w ZSRR, Ludwik areszt[owany]. Stefan przyjeżdżając na krótkie okresy do Rzeszowa zatrzymuje się u swego wuja kowala (Drabinianka) albo u ciotki Zofii Kowal, Rzeszów Grunwaldzka.
  52. SZKOŁA EDWARD, Przybyszówka, ślusarz PZL, czł[onek] PPR, czynny głównie wśród robotn[ików]. Należy do piątki Chlewickiego E. Usiłują zorganizować nową „3” GL. Namawia czł[onków] AK do wstępowania do GL i wyznacza termin wymarszu do lasów sokołowskich.
  53. SZPILMANN BENI, Pobitno, czł[onek] bojówki.
  54. SZPILMANN N., Pobitno, komunista, areszt[owany] przez Niemców Michał (?) z PZL za złe skontrolowanie korbowodów, zwolniony jako konfid[ent] Gestapo nadal kontaktuje [się] z komun[istami] przez kuzyna Puca Tadeusza, bojówkarza PPR.
  55. SZPILMANN JAN, Pobitno, zatr[udniony] u Zweigana, styczność z prowokatorką VD[xiii] Gretą v. Prowski i [fragment nieczytelny] Darmastadt Ruth.
  56. SZPILMANN BRONISŁAW z Rzeszowa, kontakt z Rucińskim (podwójna robota G-po i PPR).
  57. SZTACHOŃ ROSE, Sokołów, komun[istka].
  58. SZUBÓWNA KAMILA, naucz[ycielka] szk[oły] w Łukawcu, kontakt z mgr. Kopciem (punkt 480 skreślony atramentem).
  59. SZWAJA JAN, „Siekiera”, kmdt. 3-go oddziału grupy Głowackiego, Rzeszów?
  60. SZYBISTY STANISŁAW (JÓZEF, WOJCIECH), d. przyn[ależność] „Wici”, obecnie w PPR w Stobiernej, organizował w 40 r. oddział w Trzebownisku, który uchodził za ZWZ. Jednym z jego zaufanych był Bereś z Trzebowniska. Szybisty, przedwojenny działacz komun[istyczny], bez stałego miejsca zam[ieszkania] przebywa w Węgliskach lub Trzebownisku, podlegają Bauer i Bacior. Zbiegł przed areszt[owaniem] do Sarzyny Woli Zarczyckiej, sięga na Rakszawę. W 43 r. stoi na czele bandy rab[unkowej] wraz z Kogutkiem w okolicach Sokołów – Stobierna. Do bandy Szyb[istego] należą: Kowalski bracia Osetki. Szybisty „Stefan” z-ca „Nastka”, areszt[owany] w Krakowie w 44 r.
  61. SZYMANKO N., właśc[iciel] biura w Rzeszowie Kościuszki, w kontakcie ze Zwolińskim.
  62. SZYNBOR bracia, Rzeszów Budy, obaj komun[iści] przedwoj[enni] pod wpływami Żydów, kontaktuje się z Lipem Eug[eniuszem] i jego bratem, zdegrad[owanym] of[icerem] WP. Przy nich skupiają się kryminaliści i wydrwigrosze o poglądach komun[istycznych].
  63. ŚPIEWAK WŁADYSŁAW, Poręby Kupieńskie, czł[onek] PPR.
  64. ŚWIDER TADEUSZ, Bzianka, czł[onek] bojówki Czyża Wojciecha, komunista.
  65. ŚWIEBODA ANDRZEJ, Łąki, kontakt z mgr. Kopciem (skreślono atramentem).
  66. TABACZYŃSKI KAROL, Racławówka, wchodzi w skład komit[etu] kierown[iczego] PPR i GL na tym terenie.
  67. TRELIŃSKA N., Jasionka, kontakt z mgr. Kopciem (skreślono atramentem).
  68. TKACZOW N., lekarz w Boguchwale, domniemany kier. kompartii w pow. Rzeszów. Do wybuchu wojny przebywał w Borówce. Łącznikiem między nimi był Bomba naucz[yciel] szk[oły] powsz[echnej] w Woli Borowskiej. Areszt[owany] 31.05.43 przez Niemców.
  69. TKACZOW JAN, kpt., brat lekarza, brał udział w wojnie domowej w Hiszpanii w legionie Dąbrowskiego jako dow[ódca] baonu Palafoxa. Obecnie czołowy przywódca GL w Rzeszowskim. Ukrywa się u teściowej dr. Tkaczowa Pelcowej w Staroniwie Górnej. Tkaczow kontaktuje się z Benbenkiem Stanisławem.
  70. TLECHARZOWA N., Rzeszów, komun[istka].
  71. TOBIASZ N., Niechobrz, patrz: Augustyn.
  72. TOBIASZ ZOFIA, łącznik Pacześniakowej na Niechobrz, kontakt z Augustynem.

495. TOMAKA N., Trzebownisko, komun[ista].

  1. TOMASIK JAN, Trzebownisko, kowal, komun[ista] aresztowany wraz z Majcherem Janem i Beresiem Stanisławem, bratem Franciszka.
  2. TOMASIK JÓZEF, majątek Budy niedaleko Rzeszowa, podejrzany o działalność komun[istyczną]. Kontakt z Piotrowskim, leśniczym.
  3. TOMASZEWSKI WŁADYSŁAW, Błażowa, były policjant, w kontakcie z ZWZ i PPR (Marczak, [fragment nieczytelny]). Przejawia działaln[ość] śc[iśle] komun[istyczną].
  4. TOTUS N., Rzeszów, bloki robotn[icze], Dąbrowskiego, tokarz PZL, łącznik Okr[ęgu] Rzeszów na Strzyżów – Jasło. Kontakt z Tutajem i lokalem w knajpie Pfeifera, Grunwaldzka, Roczkowskim Marc[inem], Anioła St[anisławem], Rokickim i często z Leśniakiem.
  5. TROJANOWSKI FERDYNAND, Czerwonki, komun[ista].

[i] Prawdopodobnie chodzi o obóz pracy dla ludności żydowskiej, który znajdował się przy zakładach lotniczych (Flugmotorenwerke Reichsoff).

[ii] Tak w oryginale.

[iii] Prawdopodobnie chodzi o Rue Oswaldo-Cruz.

[iv] Polska Partia Robotnicza.

[v] Związek Walki Zbrojnej. Tu w domyśle Armia Krajowa.

[x] Wojsko Polskie.

[xi] Skrót od: Stronnictwo Ludowe, chodzi o podziemne Stronnictwo Ludowe „Roch”.

[xii] Komunistyczna Partia Polski.

[xiii] Skrót od słowa volksdeutsch. W okresie okupacji niemieckiej osoba wpisana na listę osób pochodzenia niemieckiego (Volksliste).

Po artykule w Tajnej Historii Rzeszowa, Prokurator OKŚZpNP postanowił wznowić śledztwo w sprawie masakry w Staroniwie

$
0
0

Po opublikowaniu na portalu Tajna Historia Rzeszowa artykułu Prof. Grzegorza Ostasza pt. „Fakty i mity. Wokół akcji dywersyjnej AK w Staroniwie wiosną 1943 roku”, redakcja czasopisma zwróciła się z prośbą do Oddziałowej Komisji Ścigania Zbrodni przeciwko Narodowi Polskiemu w Rzeszowie o wszczęcie na nowo zawieszonego śledztwa w sprawie masakry ludności polskiej w Staroniwie w dn. 1 czerwca 1943 roku, celem uzupełnienia go o nieznane dotąd dokumenty i relacje. Poniżej publikujemy treść listu jaki redaktor naczelny Kwartalnika Tajna Historia Rzeszowa otrzymał w tej sprawie z Instytutu Pamięci Narodowej.  

Szanowny Panie!

Uprzejmie informuję, że Oddziałowa Komisja Ścigania Zbrodni przeciwko Narodowi Polskiemu w Rzeszowie w dniu 20 marca 2015r. wydała postanowienie o podjęciu zawieszonego śledztwa w sprawie zbrodni nazistowskiej, stanowiącej jednocześnie zbrodnię przeciwko ludzkości, popełnionej 1 czerwca 1943 r. w Staroniwie pow. rzeszowskiego polegającej na zabójstwie 43 mężczyzn przez funkcjonariuszy państwa niemieckiego, tj. o czyn  z art. 1 pkt 1 dekretu z 31 sierpnia 1944r. o wymiarze kary dla faszystowsko – hitlerowskich zbrodniarzy winnych zabójstw i znęcania się nad ludnością cywilną i jeńcami oraz dla zdrajców Narodu Polskiego (Dz. U. Nr 69, poz. 377 z 1946r. z późn. zm.) w zw. z art. 1 pkt 1 lit. a i art. 3 ustawy z 18 grudnia 1998r. o Instytucie Pamięci Narodowej – Komisji Ścigania Zbrodni przeciwko Narodowi Polskiemu (Dz.U.z 2007 r. Nr 63, poz. 424 j.t. z późn. zm.). Powyższe śledztwo prowadzone jest pod sygn. S 28/15/Zn.  W najbliższym czasie skierowane zostanie do Pana zaproszenie do stawiennictwa w OK. w Rzeszowie, celem złożenia zeznań w tej sprawie.

 Z poważaniem

Prokurator Oddziałowej Komisji

Ścigania Zbrodni przeciwko

Narodowi Polskiemu

Celina Przybyło

UWIKŁANIE W SYSTEM KOMUNISTYCZNY ZNACZNEJ CZĘŚCI ŚRODOWISK TWÓRCZYCH RZESZOWA WZMACNIA POSTKOMUNISTYCZNY UKŁAD W MIEŚCIE.

$
0
0

Takie wnioski można wysnuć po lekturze nowej książki Wiesława Zielińskiego „Sprawa Obiektowa kryptonim MUZA. Kronikarskie zapiski o działaniach osób zarejestrowanych jako tajni współpracownicy Służby Bezpieczeństwa PRL (w świetle dokumentów IPN)”, która właśnie trafiła do sprzedaży. Można ją nabyć w antykwariacie „AKCES” Rzeszów, Plac Kilińskiego 2, telefon (17) 858-13-71, emeil: antykwariat@akces.rzeszow.pl

c6z6w0wia86e0 200x300

W jednym z niedawnych wywiadów Jarosław Kaczyński stwierdził, że „nie można zmienić Polski, nie zajmując się Podkarpaciem, sytuacją w tych różnych agencjach, różnymi panami, których nie powinno być w życiu publicznym”. Jak się niedawno okazało, nie są to słowa rzucane na wiatr. Taką próbę zmiany i rozliczenia z komunistyczną przeszłością różnych panów z terenu Podkarpacia podjął samotnie Wiesław Zieliński w swojej najnowszej książce. Opisuje w niej uwikłanie w system komunistyczny znacznej części środowisk twórczych Rzeszowa, w którym od wielu lat władzę dzierży post PRL-owski układ. Z perspektywy tej książki, skala poparcia jaką cieszą się byli komunistyczni działacze w Rzeszowie nie może zaskakiwać.

Można zatem zadać pytanie, co wspólnego mają ze sobą ludzie, którzy za czasów PRL byli bici przez ZOMO, upodleni fatalnymi warunkami pracy, kolejkami za kawałkiem mięsa, papierem toaletowym i talonem na samochód z bandą cwaniaków z czerwonymi legitymacjami, którym wszystkie te bolączki były obce i którzy żerując na reszcie społeczeństwa opływali w nabyte za dewizy luksusy? Wydawałoby się że absolutnie nic ich nie łączy i łączyć nie może, i że nigdy się oni nie zrozumieją. Wyrastają przecież z całkowicie innych środowisk, o całkowicie różnych doświadczeniach. Większość społeczeństwa w schyłkowym okresie PRL zdawała sobie bowiem sprawę, że głównym celem ludzi PZPR jest utrzymanie się jak najdłużej przy władzy przy pomocy Milicji, SB, WSW i całego komunistycznego aparatu represji, którego ostrze skierowane było wprost w aspiracje wolnościowe Polaków.

Rozumowanie to, choć zdawałoby się logiczne, okazało się w konsekwencji całkowicie nieadekwatne do obecnej rzeczywistości Rzeszowa. Oto bowiem po zaledwie 25 latach od rozwiązania PRL, znakomita większość jego mieszkańców, która bardzo dobrze pamięta „uroki” tamtego systemu, systematycznie powierza swoje losy i oddaje swoją reprezentację polityczną w ręce byłych działaczy PZPR, którzy swe czerwone legitymacje zamienili na krawaty i białe kołnierzyki urzędników. Książka Wiesława Zielińskiego zdaje się wskazywać na jedną z przyczyn takiego stanu rzeczy tj. uwikłania znacznej części społeczeństwa w tamten system. To uwikłanie mogło mieć oczywiście różny charakter. Od przynależności do aparatu władzy i pracy w rozbudowanym aparacie administracyjnym państwa oraz aparacie represji, poprzez korzystanie z różnego rodzaju przywilejów, aż po współpracę agenturalną z komunistyczną bezpieką. Ówczesna władza świadomie dążyła do skonformizowania jak największej części społeczeństwa, oferując za lojalność liczne ułatwienia i nagrody w postaci zaspokajania najbardziej wydawałoby się błahych potrzeb materialnych, takich jak lepsze stanowisko, wyższa pensja, talony na towary luksusowe, protekcje dla najbliższych itp. Dotyczyło to zwłaszcza szeroko rozumianej administracji publicznej rozlokowanej w wielkich ośrodkach administracyjnych takich jak Rzeszów, której kondycja w każdym systemie totalitarnym decyduje o sile bądź słabości władzy. W Rzeszowie rozlokowano główne centra administracyjne i polityczne całego regionu. Składały się na nie, nie tylko komitety partyjne różnych szczebli, ale również liczne urzędy, sądy, wyższe uczelnie, zakłady przemysłowe oraz cały aparat siłowy w postaci licznych jednostek wojska i resortu spraw wewnętrznych. Nic zatem dziwnego, że niewielki obszarowo Rzeszów zasiedlony był głównie przez rodziny urzędników i funkcjonariuszy owych instytucji, którzy w znacznej części byli zaangażowani w utrwalanie i budowę tamtego systemu.

Czyżby zatem właśnie te uwarunkowania świadczyły o takim a nie innym stosunku mieszkańców Rzeszowa do systemu komunistycznego i ludzi go tworzących? Wydaje się, że odpowiedź na to pytanie przynosi częściowo książka Wiesława Zielińskiego, przynajmniej jeśli chodzi o środowisko szeroko rozumianej kultury. Z lektury książki wprost wynika, jaką rolę w systemie sprawowania władzy odgrywali twórcy i animatorzy życia kulturalnego w mieście. W znakomity sposób obrazuje ona stopień uwikłania dużej części środowiska w miniony system i metody jakimi posługiwała się ówczesna władza aby ten stan utrzymać oraz poddać permanentnej kontroli i inwigilacji cały rozbudowany świat instytucji tworzących życie kulturalne Rzeszowa. Niestety konstatacja jaka się nasuwa po zapoznaniu się z omawianą lekturą nie jest zbyt optymistyczna. Jak się bowiem okazuje, wielu ludzi kultury uwikłanych we współpracę z SB, bez jakiegokolwiek rozliczenia się z przeszłością, wciąż zajmuje wysokie stanowiska w administracji, mając nadal duży wpływ na kształtowanie życia kulturalnego Rzeszowa. Dla wielu jest to znakomity sposób na sprawowanie władzy. Efektem takiego stanu rzeczy jest bowiem całkowita dezintegracja i rozbicie ideowe wielu środowisk twórczych i zawodowych w Polsce i w samym Rzeszowie. Na bazie bowiem konfliktów wywołanych brakiem właściwej ustawy lustracyjnej rozpadło się bądź zawiesiło działalność wiele organizacji pozarządowych w postaci związków i stowarzyszeń, a wiele lokalnych środowisk w poszczególnych branżach zawodowych funkcjonuje w stanie permanentnego konfliktu, którego podłoże stanowi bardziej lub mniej stanowczy stosunek części pracowników do związków z SB.

Konflikt na tym tle nie ominął również Oddziału Rzeszowskiego Związku Literatów Polskich, po tym jak Wiesław Zieliński ogłosił swoim kolegom treść dokumentów przechowywanych w IPN i zażądał od części działaczy publicznego odniesienia się do ujawnionych w nich informacji o współpracy części z nich z SB. Z poprzedniej książki autora wynika, że tylko dzięki konsolidacji byłych agentów SB oraz ludzi wspierających system komunistyczny, nie doszło do rozłamu w ramach ZLP. Zmuszono natomiast do rezygnacji samego Zielińskiego, a następnie rozpętano przeciwko niemu kampanię pomówień. Podjęty wówczas przez autora wybór dalszej drogi życiowej zasługuje na szacunek. Samotne zmaganie się z ostracyzmem ze strony części dawnego środowiska literackiego Rzeszowa oraz sprawa sądowa nie podkopały jego morale. Wręcz przeciwnie. Zaowocowały kolejną, barwnie napisaną książką, stanowiącą jedną z niewielu podjętych dotychczas prób rozliczenia się z komunistyczną przeszłością Rzeszowa. Pozostaje zatem mieć nadzieję, że w ślad za Wiesławem Zielińskim pójdą przedstawiciele innych środowisk. Dzięki ich postawie zyskujemy bowiem bezcenną możliwość poznania prawdy o przeszłości i zrozumienia współczesności naszego miasta.

Marcin Maruszak

Kierownictwo Wydziału Administracyjnego KW PZPR w Rzeszowie odpowiadało za zabezpieczenie realizacji polityki partii m.in. w prokuraturze i resorcie bezpieczeństwa

$
0
0

Untitled-1

Mirosław Romański

Bezpieka pod „specjalnym nadzorem” partii: Wydział Administracyjny KW PZPR w Rzeszowie.

Od lat przywykliśmy do opinii, że w państwie komunistycznym jakim była po II wojnie światowej Polska, styl funkcjonowania i władzę organów bezpieczeństwa cechowała nieograniczoność oraz pełna swoboda działania. Rzeczywiście w praktyce było w tym sporo prawdy, bo już od powołania UB i MO po wojnie, organa te permanentnie łamały przepisy ustanowione tak przez siebie jak i przez aparat „sprawiedliwości”. Jednak w pewnym sensie aparat bezpieczeństwa i jego działalność nie „uchronił” się od narzuconej ideologii partyjnej realizowanej praktycznie na każdym szczeblu. Mało tego, stosunkowo szybko powołano w ramach komitetów wojewódzkich PZPR na terenie całej Polski specjalistyczne komórki, które miały objąć szeroko rozumianą problematykę pracy organów bezpieczeństwa i wymiaru sprawiedliwości. Kluczowym ogniwem całej masy struktur stał się Wydział Administracyjny, który z przerwami działał już od powstania PZPR w grudniu 1948 r.

img-721092205-0003

Wyciąg z protokołu posiedzenia egzekutywy KW PZPR w Rzeszowie, na którym zatwierdzono kandydaturę Bolesława Żaka na stanowisko Instruktora Wydziału Administracyjnego, podpisany przez Jana Ptasińskiego, późniejszego Wiceministra Ministerstwa Bezpieczeństwa Publicznego i zastępcę przewodniczącego Komitetu ds. Bezpieczeństwa Publicznego przy Radzie Ministrów (Dokument ze zbiorów Archiwum Państwowego w Rzeszowie)

Wydział Administracyjny KW PZPR w Rzeszowie utworzony został już w 1949 r. i od razu rozpoczął funkcjonowanie. Od tego okresu przez niemal całe lata pięćdziesiąte kierownikiem jego był Kazimierz Wnęk, a jego zastępcą Bolesław Żak. Wydział oficjalnie zajmował się nadzorowaniem polityki i stylu funkcjonowania dwóch kluczowych obszarów ważnych dla komunistów, czyli aparatu bezpieczeństwa (MO, UB a od 1956 r. SB), a także wymiaru sprawiedliwości (sądy, prokuratury itp.). Ten nadzór w praktyce stanowił wytyczanie kierunków działania Wydziału przez struktury partyjne. Czyli de facto polityką „niezależnych” i samowolnych struktur ubeckich kierowała rządząca partia PZPR. W latach pięćdziesiątych – okresie represyjnej i ostrej polityki czasów stalinowskich – Wydział inspirował i wpływał na ostateczne wyroki sądowe. Daleko im było do sprawiedliwości, a tendencyjne i sfingowane procesy z góry „ustawiane” miały wyeliminować pewne osoby i grupy społeczne z życia publicznego. Czołową rolę wśród nich odegrały oczywiście struktury byłego państwa podziemnego i organizacje niepodległościowe działające na Rzeszowszczyźnie.

img-721092205-0004

Dossier z akt osobowych Bolesława Żaka, który w l. 1953-1954 pełnił funkcję Zastępcy Kierownika Wydziału Administracyjnego KW PZPR w Rzeszowie (Dokument w zbiorach Archiwum Państwowego w Rzeszowie)

Wytyczanie i wspieranie polityki pracy „bezpieki” i wymiaru sprawiedliwości na Rzeszowszczyźnie odbywało się na specjalnych zebraniach i „pogadankach” w godzinach pracy Wydziału Administracyjnego KW PZPR w Rzeszowie. Dlatego zapraszano na nie oprócz pracowników tego Wydziału różne osoby związane etatowo z aparatem sądowniczym, milicyjnym, wojskowym i spraw wewnętrznych. Po przedstawieniu głównych problemów związanych z pracą aparatu bezpieczeństwa podejmowano formalne i nieformalne decyzje, wytyczne oraz uchwały.

Jedną z ważniejszych spraw dla pracy Wydziału Administracyjnego KW PZPR w woj. rzeszowskim była nomenklatura partyjna w aparacie bezpieczeństwa, kierowana bezpośrednio przez ten Wydział. W wojewódzkich władzach rzeszowskiej „bezpieki” niedługo po powstaniu PZPR Wydział inspirował tworzenie ogniw partyjnych w aparacie bezpieczeństwa. Zatem dość szybko zorganizowano komitet zakładowy przemianowany z dzielnicowego, i oddziałowe organizacje partyjne przy wydziałach Wojewódzkiego Urzędu Bezpieczeństwa Publicznego w Rzeszowie. W latach 1949–56 Wydział Administracyjny na funkcje sekretarza Komitetu Zakładowego PZPR przy WUBP zatwierdził Józefa Gajeckiego, Eugenię Wróblewską i Stefan Piegdonia. W 1956 r. po zreorganizowaniu urzędów bezpieczeństwa i włączeniu służb w skład MO, nastąpiło połączenie organizacji partyjnych na wszystkich szczeblach w jedną całość. Wówczas uchwała Wydziału Administracyjnego KW PZPR zdecydowała, że I sekretarzem KZ PZPR w Komendzie Wojewódzkiej MO w Rzeszowie zostanie Bolesław Jeziorski. W latach następnych był nim Antoni Fąfara.

Tajna notatka s?u?bowa dotycz?ca wyskoich funkcjonariuszy partyjnych, przekazana z SB do Wydzia?u Administracyjnego KW PZPR w Rzeszowie. Sporz?dzona zosta?a przez mjr. Zdzis?awa Panka str. inspektora Inspektoratu Kierownictwa SB KW MO w Rzeszowie. Przy pomocy stale nap?ywaj?cych tego typu informacji od organów bezpiecze?stwa partia mog?a sprawowa? kontrol? nad morale i postawami szerefowych cz?onków partii (Kopia ze zbiorów Archiwum Pa?stwowego w Rzeszowie)

Tajna notatka służbowa dotycząca wyskoich funkcjonariuszy partyjnych, przekazana z SB do Wydziału Administracyjnego KW PZPR w Rzeszowie. Sporządzona została przez mjr. Zdzisława Panka str. inspektora Inspektoratu Kierownictwa SB KW MO w Rzeszowie. Przy pomocy stale napływających tego typu informacji od organów bezpieczeństwa partia mogła sprawować kontrolę nad morale i postawami szeregowych członków partii (Kopia ze zbiorów Archiwum Państwowego w Rzeszowie)

Oprócz współpracy z organami bezpieczeństwa bardzo ważnym elementem funkcjonowania Wydziału Administracyjnego KW PZPR w Rzeszowie był jego wpływ na sprawy związane z agenturą UB/SB i polityką kadrową. Efektem pracy Wydziału było zatwierdzanie odpowiednich osób na stanowiskach w organach bezpieczeństwa. Ta swoista karuzela kadrowa de facto zaczęła też gwarantować wkrótce ludzi związanych z UB na stanowiskach w aparacie partyjnym. Wydział Administracyjny inspirował i rozwijał też samą współpracę UB/SB z PZPR. Praktycznie więcej było tu wpływu partii na obsadę kadrową aparatu bezpieczeństwa i obraną politykę jego pracy. Zwerbowanie każdego członka partii do współpracy z organami bezpieczeństwa wymagało zezwolenia Wydziału Administracyjnego i I sekretarza KW PZPR. Werbowanie składało się początkowo z rozpracowania kandydata, a gdy już stwierdzono, że potencjalna osoba się nadaje, partia w porozumieniu z Wydziałem Administracyjnym wydawała zgodę na werbunek. Można powiedzieć, że de facto partia mile widziała agenturę w swoich szeregach, a organy bezpieczeństwa były narzędziem wykonawczym w jej tworzeniu. Np. latem 1953 r. UB w Rzeszowie za zgodą KW PZPR zwerbowano do tajnej współpracy 42 członków PZPR z różnych miejscowości woj. rzeszowskiego. Jesienią podano informację o następnych 117 członkach PZPR, na które Wydział Administracyjny KW PZPR wyraził zgodę współpracy w charakterze TW. Agenturę osób z legitymacjami partyjnymi Wydział Administracyjny rozbudowywał praktycznie w każdym środowisku: w zakładach pracy, w szkołach, urzędach, ośrodkach maszynowych, służbie zdrowia, rolnictwie itd. Osoby z legitymacjami partyjnymi, które były współpracownikami „bezpieki” nazywano rezydentami i kontaktami osobowymi. Te zależności określono w 1955 r. w instrukcji „bezpieki”.

W latach pięćdziesiątych braki kadrowe i nieodpowiednie decyzje organizacyjne sprawiły, że Wydział Administracyjny miał przerwy w funkcjonowaniu. Teoretycznie w 1959 r., a praktycznie od lutego 1960 r. reaktywowano Wydział Administracyjny KW PZPR w Rzeszowie, który zaczął od tej pory funkcjonować na stałe. Obejmował on kilka etatów i po reaktywacji zatrudniano w nim Wojciecha Krząstka, Tadeusza Krupę, Stanisława Szczepanika i Eugeniusza Pietrasa. Następnie w wyniku zmian kadrowych – Kazimierza Wnęka, Bolesława Żaka i Stanisława Jasienia.

img-721092714-0001

Kopia img-721092714-0002

Świadectwo Pracy w organach partyjnych Tadeusza Krupy (Dokument ze zbiorów Archiwum Państwowego w Rzeszowie)

W 1960 r. cała nomenklatura Wydziału Administracyjnego obejmowała ponad 300 stanowisk. Zatem Wydział decydował o ich obsadzie. Były to w większości stanowiska w aparacie bezpieczeństwa i w sądownictwie. Po zatwierdzeniu danego kandydata na stanowisko i po otrzymaniu przez niego pozytywnej opinii wydanej przez I Sekretarza KW, zgoda na objęcie stanowiska przechodziła jeszcze przez Egzekutywę KW PZPR w Rzeszowie. Gdy ta też była pozytywna, kandydat rozpoczynał pełnienie funkcji. Trzeba tutaj dodać, że żadna osoba która nie posiadała pozytywnej rekomendacji partyjnej, choćby spełniała wszystkie wymogi, bez niej nie miała najmniejszych szans na objęcie danego stanowiska.

W latach sześćdziesiątych kierownikiem Wydziału Administracyjnego KW PZPR w Rzeszowie był Wojciech Krząstek. Intensywnie rozwijano wówczas politykę nagonki na Kościół, zatem rola organów bezpieczeństwa była tutaj szczególna. Powołanie tzw. Zespołu ds. Kleru wiązało się z zaangażowaniem w prace Wydziału Administracyjnego Tomasza Wiśniewskiego, Stanisława Golenia, Mikołaja Maszary (zastępcy komendanta MO w Rzeszowie), Mariana Kapalskiego oraz Henryka Żaka.

img-721092412-0003

Charakterystyka Wojciecha Krząstka sporządzona przez Władysława Kruczka I Sekretarza KW PZPR w Rzeszowie (Dokument ze zbiorów Archiwum Państwowego w Rzeszowie)

W latach siedemdziesiątych Wydziałem kierował Kazimierz Homik, pracownik etatowy KW PZPR w Rzeszowie. Również od początku lat siedemdziesiątych i przejęcia władzy przez ekipę Gierka w 1970 r., za najważniejsze i kluczowe stanowiska dla Wydziału Administracyjnego uważano oczywiście te, które były w aparacie „bezpieki”. Ogółem Wydział ten w dekadzie lat siedemdziesiątych miał wpływ na zatwierdzanie stanowisk bezpośrednio i pośrednio związanych z pionem administracji, przemysłu, w gospodarce komunalnej, energetyce, handlu, budownictwie, kulturze, służbie zdrowia, sądownictwie, prokuraturach oraz milicji. Organy bezpieczeństwa MO i objęcie ich nomenklaturą PZPR nadal były istotne dla aparatu partyjnego, ponieważ milicja jako aparat represji i „ramię zbrojne” zajmowała też dla ekipy Gierka bardzo istotne miejsce. W aparacie milicyjnym na terenie Rzeszowszczyzny istniały wówczas 53 stanowiska objęte nomenklaturą partyjną. Były to stanowiska komendantów powiatowych, zastępców komendantów ds. SB, a także naczelników wydziałów Komendy Wojewódzkiej MO w Rzeszowie.

W drugiej połowie lat siedemdziesiątych nomenklatura Wydziału Administracyjnego KW PZPR w Rzeszowie koncentrowała się na wymiarze sprawiedliwości i obejmowała stanowiska komendantów i naczelników MO, kierowników i komendantów komisariatów MO, stanowiska w prokuraturach, jak również pracowników sądów i komendantów Straży Pożarnej. Poza tym Wydział Administracyjny zatwierdzał również nominacje na stanowiska dyrektorów szpitali, prezesa PCK, Zrzeszenia Prawników Polskich i Rady Adwokackiej.

W zainteresowaniu Wydzia?u Administracyjnego KW PZPR w Rzeszowie pozostawa?a m.in. obsada personalna kierowniczych stanowisk w jednostkach MO (Kopia dokumentu ze zbiorów Archiwum Pa?stwowego w Rzeszowie)

59_1246_0_0_12900_076_1

59_1246_0_0_12900_077_1

W zainteresowaniu Wydziału Administracyjnego KW PZPR w Rzeszowie pozostawała m.in. obsada personalna kierowniczych stanowisk w jednostkach MO (Kopia dokumentu ze zbiorów Archiwum Państwowego w Rzeszowie)

Zadania Wydziału Administracyjnego KW PZPR w Rzeszowie tak w latach siedemdziesiątych jak i osiemdziesiątych obejmowały sporządzanie notatek i charakterystyk kardy zatrudnionej w aparacie milicyjno-esbeckim i w wymiarze sprawiedliwości. Sporządzano je w sposób ogólny, ale i szczegółowy, tzn. koncentrowano się na konkretnych osobach pełniących kluczowe funkcje. Zabiegi tego typu wykonywano z powodów ideologicznych, tj. dla partii ważne były osoby gwarantujące światopogląd i postawę polityczną zgodne z oczekiwanymi. Mało tego, takie charakterystyki sporządzano co jakiś czas, ponieważ skierowanie danego kandydata na stanowisko nie gwarantowało że będzie on utrzymywał swój światopogląd. Dlatego Wydział Administracyjny co jakiś czas prowadził rozmowy z osobami na kluczowych stanowiskach będących w jego gestii, aby zawsze panować nad sytuacją.

Kluczowe zadania Wydziału Administracyjnego miały zagwarantować wysoki poziom upartyjnienia w aparacie milicyjnym. Dlatego Wydział inspirował liczne szkolenia i dokształcanie pracowników tego aparatu. W myśl założeń, wysokie upartyjnienie miało zapewnić dobry poziom pracy. W latach sześćdziesiątych i siedemdziesiątych średni poziom upartyjnienia MO wynosił około 80%. Upartyjnienie MO wraz z SB wynosiło około 90%, przy czym samej SB prawie 99%. Jak widać, dla Wydziału Administracyjnego spośród aparatu bezpieczeństwa najważniejszą rolę pod kątem objęcia wpływami partyjnymi odgrywała Służba Bezpieczeństwa.

img-721092623-0001

Wniosek o odwołanie Eugeniusza Pietrasa ze stanowiska Instruktora Wydziału Administracyjnego KW PZPR w Rzeszowie (Kopia ze zbiorów Archiwum Państwowego w Rzeszowie)

Po 13 grudnia 1981 r. praca Wydziału Administracyjnego została zawieszona w związku z wprowadzeniem stanu wojennego. Później w praktyce nie działał on już w ciągłości, bo z uwagi na liczne problemy organizacyjne w wewnętrznej strukturze KW PZPR wiele jego zadań rozdzielano między inne komórki. Formalnie jednak Wydział istniał, choć jego praca jako tako nie była konkretnie ustalona przy pomocy zarządzeń i uchwał. W związku z likwidacją w lutym 1989 r. wszystkich wydziałów działających w rzeszowskim KW PZPR i powołaniu w ich miejsce komisji problemowych, cała dotychczasowa problematyka którą zajmował się Wydział Administracyjny została skoncentrowana w tzw. Komisji Problemowej do Spraw Przestrzegania Prawa i Porządku Publicznego. Jednak już w czerwcu 1989 r. na skutek upadku systemu PRL cały KW PZPR został rozwiązany.

Wydział Administracyjny rzeszowskiego KW PZPR był praktycznie jedną z najważniejszych komórek odpowiadających za sprawy kluczowe dla komunistów, czyli związane z bezpieczeństwem i porządkiem publicznym. Mam nadzieję, że niniejszy tekst pozwolił ogólnie zorientować się w jego działalności. Niestety „czyszczenie” dokumentacji wytworzonej przez MSW i SB w 1990 r. odbiło się również na pozbyciu się sporej części akt wytworzonych przez Wydziały Administracyjne (w tym rzeszowski). Jego dokumentacja zdeponowana w rzeszowskim Archiwum Państwowym (KW PZPR) stanowi najbardziej wybrakowany zespół porównując go z pozostałymi wydziałami. Zniszczoną dokumentację Wydziału Administracyjnego można oszacować na około 70%. Nie jest to dla badacza najnowszej historii takiego jak ja pocieszająca wiadomość, ale z drugiej strony zachowane akta pozwoliły na odtworzenie stylu i charakteru pracy omawianej komórki.

img-721092205-0001

Wyciąg z akt osobowych KW PZPR w Rzeszowie dot. Bolesława Żaka (Kopia ze zbiorów Archiwum Państwowego w Rzeszowie)

img-721092205-0002

Charakterrystyka Bolesława Żaka (Dokument ze zbiorów Archiwum Państwowego w Rzeszowie)

Kopia img-721092412-0001

Fragment akt osobowych KW PZPR w Rzeszowie dot. Wojciecha Krząstka (Dokument ze zbiorów Archiwum Państwowego w Rzeszowie)

img-721092412-0002

Wniosek o zwolnienie Wojciecha Krząstka ze stanowiska kierownika Wydziału Administracyjnego KW PZPR w Rzeszowie (Dokument ze zbiorów Archiwum Państwowego w Rzeszowie)

img-721092412-0004

Wyciąg z protokołu posiedzenia egzekutywy KW PZPR w Rzeszowie, na którym zatwierdzono kandydaturę Wojciecha Krząstka na stanowisko kierownika Wydziału Administracyjnego (Dokument ze zbiorów Archiwum Państwowego w Rzeszowie)

 


NIEZŁOMNI BOHATEROWIE WALK Z KOMUNIZMEM

$
0
0
Żołnierz "Zapory" por. Stanisław Rusek "Tęcza" wśród współczesnych partyzantów. Zdjęcie wykonane podczas koncertu "Naznaczeni Niezłomnością" 1 marca 2015 r. (fot. Archiwum)

Żołnierz „Zapory” por. Stanisław Rusek „Tęcza” wśród współczesnych partyzantów. Zdjęcie wykonane podczas koncertu „Naznaczeni Niezłomnością” 1 marca 2015 r. (fot. Archiwum)

Por. Stanisław Rusek "Tęcza" (leży w środku w furażerce i z wąsem) wśród "Zaporczyków". W głębi stoi mjr Hieronim Dekutowski "Zapora". Okolice Rzeszowa, lato 1946 roku (fot. Archiwum)

Por. Stanisław Rusek „Tęcza” (leży w środku w furażerce i z wąsem) wśród „Zaporczyków”. W głębi stoi mjr Hieronim Dekutowski „Zapora”. Okolice Rzeszowa, lato 1946 roku (fot. Archiwum)

WIDOWISKO I KONCERT PAMIĘCI ŻOŁNIERZY WYKLĘTYCH W RZESZOWIE w reżyserii Kasi Piwowar

„Hieronim Bednarski. Wyklęty z czerwonej wsi”. 6 marca o godz. 18.30 w kinie WDK premierowy pokaz filmu dokumentalnego w reżyserii Henryka Jureckiego

Nowy numer magazynu „Tajna Historia Rzeszowa”

Rzeszowski aktyw PZPR wciąż u władzy?

$
0
0

lid

Mirosław ROMAŃSKI – ur. 24 IV 1975 r. w Rzeszowie, ukończył studia historyczne na Uniwersytecie Rzeszowskim. W latach 2006-2007 historyk Instytutu Pamięci Narodowej Oddział w Rzeszowie, doktor nauk humanistycznych w zakresie historii najnowszej. Autor ponad trzydziestu artykułów naukowych i sześciu publikacji książkowych. Prowadzi zajęcia dydaktyczne z historii współczesnej i politologii. W swoich badaniach koncentruje się na zagadnieniach społeczno-politycznych po 1945 r. w wymiarze lokalnym, ogólnopolskim oraz międzynarodowym.

Z Mirosławem Romańskim o jego książce pt. „Funkcjonowanie nomenklatury partyjnej w województwie rzeszowskim w latach 1948/49-1990” rozmawia Marcin Maruszak

Marcin Maruszak: Jakie są Twoje początki zainteresowania historią najnowszą Rzeszowa i Podkarpacia?

Mirosław Romański: Jeśli chodzi o moje zainteresowania, skrystalizowały się one na przedostatnim roku studiów, kiedy już wiedziałem że historia najnowsza będzie tą dziedziną której się poświęcę. Oczywiście historia ogólnie interesowała mnie już od dziecka, zawsze miałem umysł humanistyczny. Maturę po ukończeniu szkoły średniej na własne życzenie (bo była taka opcja) zdałem z historii. Tematyka Rzeszowa, woj. rzeszowskiego i Podkarpacia była przedmiotem mego zainteresowania z oczywistych powodów, tak jak w przypadku wielu innych historyków badających dzieje swych regionów – mianowicie tutaj się urodziłem.

Plakat propagandowy KW PZPR w Rzeszowie (Zbiory Wojewódzkiej i Miejskiej Biblioteki Publicznej w Rzeszowie),,,

Plakat propagandowy KW PZPR w Rzeszowie (Zbiory Wojewódzkiej i Miejskiej Biblioteki Publicznej w Rzeszowie)

Jak długo pracowałeś nad książką i do jakich źródeł udało Ci się dotrzeć?

Pracowałem nad nią niemal równocześnie z kwerendą archiwalną do pracy doktorskiej. Ogółem zajęło mi to prawie 4 lata. Prawdziwą kopalnią wiedzy przy przygotowywaniu tej publikacji były oczywiście akta KW PZPR w Rzeszowie, dzięki którym udało się zrekonstruować styl działania organizacji partyjnej. Źródeł było sporo, a najważniejsze z nich to dokumentacja wytworzona przez kluczowe wydziały: Organizacyjny, Kard, Administracyjny, Sekretariat i Egzekutywę. Udało mi się dotrzeć też do akt zdeponowanych w rzeszowskim IPN, ale z uwagi na fakt że Instytucja ta w swoich zbiorach ma głównie akta aparatu represji, nie znalazłem tam dużo informacji.

Na jakie przeszkody natrafiłeś trakcie jej pisania i wydawania? 

Jeśli chodzi o wydanie, nie miałem żadnych przeszkód. Pomijam tutaj oczywiście sprawy finansowe, bo rzeczą oczywistą jest że znalezienie wydawcy-sponsora na tego typu książkę w Polsce jest w zasadzie niemożliwe. Zatem w tej kwestii uczyniłem to własnym sumptem. Jeśli chodzi o przeszkody w trakcie pisania, do największych należało ustalenie schematów organizacyjnych KW PZPR w poszczególnych okresach. Wielu historyków w swych książkach często podaje schemat organizacyjny – stan na dany rok, co jest zadaniem prostym. Jeśli natomiast mamy ustalić schematy na przestrzeni ponad 40 lat, rodzi się poważny problem. Nie ułatwiają tego braki w dokumentacji, co jest nagminne w przypadku zespołu KW PZPR w Rzeszowie.

XII Wojewódzka Konferencja Sprawozdawczo-Wyborcza w Rzeszowie. Przemawia Józef Tkaczow (Zbiory Archiwum Państwowego w Rzeszowie, zespół1246, sygn.15025).

XII Wojewódzka Konferencja Sprawozdawczo-Wyborcza w Rzeszowie. Przemawia Józef Tkaczow (Zbiory Archiwum Państwowego w Rzeszowie, zespół1246, sygn.15025).

Dlaczego temat funkcjonowania nomenklatury partyjnej jest ważny obecnie?

Istotny jest z dwóch powodów, które są ze sobą powiązane. Po pierwsze, nie było dotąd obiektywnej publikacji na ten temat, zresztą sam termin nomenklatura jeszcze do niedawna był drażliwy. Większość publikacji obecnie znajdujących się w bibliotekach i księgarniach pochodzi od autorów uprawiających zawód historyka za komuny. Toteż wiadomo jaka jest wartość naukowa tych publikacji, o ile w ogóle jest. Część co prawda wydano po 1990 r., ale ton chwały dla komunistów nadal w nich jest obecny, z czego prosty wniosek skąd również wywodzą się ich autorzy. Po drugie, o systemie nomenklatury nie możemy zapominać współcześnie, więc takimi i podobnymi publikacjami musimy wpływać na kształtowanie świadomości społecznej, prawdziwej a nie tej zakłamanej jak się dziś próbuje nadal niestety robić. Chowanie głowy w piasek i milczenie po 20 latach od zakończenia „systemu” jest swoistą patologią. Ja się dziwię, że młodzi naukowcy boją się tego tematu. Część z nich pewnie zawdzięcza swoją pracę na uczelni działaczom PZPR, zatem nawet jak myśli o komunie tak jak ja, celowo podejmować tematu nie będzie. Sprawa trudna niewątpliwie. Dla mnie nie ma miejsca na Uniwersytecie Rzeszowskim, chociaż starałem się tam o pracę co najmniej 10 razy. Ustawiane konkursy wygrywały osoby o dorobku dużo mniejszym ode mnie i powiązane z byłymi „towarzyszami”.

Jaki wpływ miała nomenklatura b. PZPR na system represji stosowanych przeciwko Polakom przed 1990 rokiem?

Moim zdaniem istotny i w zasadzie najważniejszy. Nie zapominajmy, że w Polsce po drugiej wojnie światowej w zasadzie od partii zależało wszystko. Jeśli nie było tak za PPR, bo była różnorodność polityczna pod względem partii i nie istniała nomenklatura, o tyle od 1949 r., kiedy ją ustanowiono, już tak było tzn. wszystko zależało od PZPR. Omawiana na Egzekutywach „polityka i kierunki w działaniach represyjnych” miały istotne odbicie w rezultatach procesów politycznych i formach represji. W KW PZPR z góry ustalano, co należy zrobić w danych sprawach karnych. Po to wzywano na posiedzenia ludzi zatrudnionych w sądach, na milicji, US/SB aby wraz z nimi wypracowywać wspólną politykę represyjną, a de facto aby przyjąć wytyczne partii. Tak było w latach 50-tych XX w. Potem stworzono już specjalizujący się w tych sprawach Wydział Administracyjny na szczeblach KC i KW PZPR. Istniały one co prawda od początku PZPR ale z przerwami wywołanymi częstymi reorganizacjami. dopiero od końca lat 50-tych formalnie Wydziały Administracyjne odpowiadały za kreowanie polityki represyjnej i sprawowanie nadzoru nad tzw. aparatem bezpieczeństwa publicznego.

Plenarne posiedzenie KW PZPR w Rzeszowie w dniu 14.05.1968 r. (Zbiory Archiwum Państwowego w Rzeszowie, zespół1246, sygn. 15614).

Plenarne posiedzenie KW PZPR w Rzeszowie w dniu 14.05.1968 r. (Zbiory Archiwum Państwowego w Rzeszowie, zespół 1246, sygn. 15614).

Co obecnie dzieje się z ludźmi nomenklatury partyjnej z Rzeszowa i jak potoczyły się ich losy po 1990 r.?

Osoby te można podzielić na kilka grup. Starsi wiekiem działacze są na emeryturach (całkiem niezłych), część oczywiście nie żyje. Osoby które w latach 80-tych miały po 30 lub więcej lat, dziś najczęściej pełnią różne funkcje w sektorze administracji publicznej lub zatrudnione są na państwowych stanowiskach w urzędach. Gros ich pełni może nie najważniejsze, ale ważne funkcje w sądach, Prokuraturze, w Urzędzie Wojewódzkim i w Urzędzie Miasta Rzeszowa. Niemała ich grupa pracuje w różnych firmach prywatnych, którym szefują byli esbecy z Rzeszowa. Dużo pracuje o zgrozo – w szkolnictwie każdego typu, od szkół podstawowych, poprzez gimnazja, licea, technika, po uczelnie wyższe publiczne i niepubliczne. Nie brzmi to optymistycznie, bo zazwyczaj są to osoby jak to się potocznie mówi „nie do ruszenia”. Tacy również w znaczniej mierze pracują na Policji i w Straży Pożarnej.

Czy ludzie nomenklatury partyjnej mają nadal wpływ na życie mieszkańców naszego miasta?

Naturalnie, że mają. Przecież sam prezydent miasta Tadeusz Ferenc jest byłym działaczem komunistycznym. Toteż jaka opcja rządzi – taka polityka. Pomnik Czynu Rewolucyjnego stoi nadal (i żeby było śmiesznie), na terenie należącym do księży. Jeśli już tak lewicy zależy aby stał, to przynajmniej do dobrego tonu należy ściągnięcie z niego widniejących z obu stron symboli ruchu robotniczego. W administracji tworzy się podobnie jak za komuny biurokrację. Mamy w tym momencie przesyt pracowników w urzędach Marszałkowskim i Wojewódzkim. W pięknym ogrodzie z fontannami obok alei pod kasztanami, gdzie znaczną inicjatywę ma Urząd Miasta Rzeszowa i prezydent, pobrzmiewają szlagiery komunistyczne, a ludzie się schodzą i słuchają. Podobnie ma się sprawa z organizowaniem wystaw, rocznic, kolejnych urodzin Gierka, uchwał o nadaniu ulicy imienia towarzysza Kruczka, spotkań w dniu 1 Maja i święta pracy jak to ostatnio mówił Miller – bez pracy. Co najmniej jak by chciał uzmysłowić obywatelom że kiedy rządzi SLD, ludzie znajdą pracę. Objęty mocno wpływami komunistycznymi rzeszowski IPN ma również pomysły które powierzchownie piętnują komunę, ale z drugiej strony ją popierają.

Plakat propagandowy KW PZPR w Rzeszowie (Zbiory Wojewódzkiej i Miejskiej Biblioteki Publicznej w Rzeszowie)

Plakat propagandowy KW PZPR w Rzeszowie (Zbiory Wojewódzkiej i Miejskiej Biblioteki Publicznej w Rzeszowie)

Do jakich nadużyć dochodziło w łonie nomenklatury KW PZPR w Rzeszowie, czy znane są przypadki postępowań sądowych w tych sprawach?

Na ogół wachlarz był szeroki. Głównie chodziło o pieniądze i zawłaszczanie ich. Postępowania były przeważnie tylko zasłoną dymną, za którą proceder nadal uprawiano. Zresztą niewiele z tych spraw doprowadzono do końca, a jeśli doprowadzano to kary były niewspółmierne do zarzucanych czynów. Najbardziej rażącą sprawą była afera w delegaturze NIK w Rzeszowie w 1983 r., której dyrektor w wielu sprawach postąpił nieodpowiedzialnie. W latach 80-tych do największych należały: afera w CPN w Rzeszowie, gdzie zagarnięto około 10 mln zł, afera w Kombinacie Budowlanym w Rzeszowie, gdzie skradziono 6 mln zł, a także afera w Spółdzielni Pracy „Modextra” w Rzeszowie, gdzie skradziono 6,1 mln zł. Były też zakończone wyrokami afery w Centrali Rybnej w Rzeszowie, Zakładach Przemysłu Terenowego w Rzeszowie, w zakładach ZPOW „Alima” w Rzeszowie, a także placówce Społecznego Funduszu Odbudowy Stolicy w Rzeszowie. Niestety charakterystyczne dla funkcjonowania nomenklatury komunistycznej „szukanie kozła ofiarnego” doprowadzało do ukarania osób które ponosiły najmniejszą winę, a główni aferzyści dostali tylko zatarte niedługo kary partyjne, które de facto nic nie znaczyły i nie wiązały się z jakimiś szczególnymi rygorami. Tak było w ostatniej sprawie którą wymieniłem, czyli w aferze SFOS mającej miejsce w Rzeszowie bodajże w połowie lat 60-tych. Procesy sądowe i ukaranie winnych również niewiele znaczyły, ponieważ po jakimś czasie ludzi ci powracali na te same stanowiska lub nawet lepsze.

Jak oceniasz szkody wywołane wieloletnimi rządami PZPR w Rzeszowie i na Podkarpaciu? 

Jeśli powiem, że w 1988 r. na zebraniu KC PZPR wszyscy jednomyślnie stwierdzili że Polska jest na skraju bankructwa, to chyba nie wymaga to dalszego rozwijania tematu. Szkody były dość spore, bo w ciągu 40 lat istnienia PZPR w woj. rzeszowskim, jej nomenklatura w wyniku przestępstw gospodarczych zagarnęła prawie pół miliarda zł. W skali Polski było to ponad 50 mld zł, zatem mamy prosty rachunek, wówczas było 49 województw. Oczywiście na terenie innych województw szkody były wyższe z racji większej liczebnie organizacji partyjnej. Najbardziej widocznym skutkiem nieodpowiedzialnych decyzji, zawłaszczania mienia i kradzieży środków pieniężnych, było zmarnotrawienie wielu urządzeń, maszyn, materiałów budowlanych i innych dóbr materialnych.

OLYMPUS DIGITAL CAMERA

Plakat propagandowy KW PZPR w Rzeszowie (Zbiory Wojewódzkiej i Miejskiej Biblioteki Publicznej w Rzeszowie)

Na czym polegał monopol władzy PZPR, jakie mechanizmy decydowały o głównym wpływie partii komunistycznej na rządzenie państwem?

Monopol polegał w istocie na uzurpowaniu sobie wyłącznego prawa do decydowania dosłownie we wszystkich sprawach wagi ogólnokrajowej, wojewódzkiej, powiatowej i lokalnej. Nawet w tych sprawach, w których oficjalnie mówiło się że są „poza zasięgiem partii”. Mechanizmem wyjściowym było stworzenie systemu nomenklatury, który gwarantować miał na wszystkich kierowniczych lub odpowiedzialnych materialnie stanowiskach ludzi PZPR. Do tego dochodziła jeszcze hierarchiczna struktura PZPR oparta na takich samych komórkach i wydziałach na poziomie centralnym, wojewódzkim i niższym. Te trzy czynniki zdecydowanie przesądziły o pełnym monopolu. Czyli: mamy swoich ludzi + mamy strukturę = decydujemy o wszystkim.

Czy działalność PZPR miała charakter zbrodniczy?

W przypadku afer o których mówiłem wyżej, raczej przestępczy. Jeśli przyjąć by tezę, że PZPR miała wpływ na działania UB/SB oraz ówczesnego sądownictwa, w przypadku wielu spraw można by pokusić się o takie stwierdzenie. W dobie nagonki na powojenne PSL, przecież z inspiracji PPR zamordowano w Polsce ponad 120 działaczy partii Mikołajczyka. Czy to nie zbrodnia? Nie zapominajmy również, że system ten w istocie opowiadał się zawsze za rządami „twardej ręki”, popierał Stalina i morderstwa, a w stanie wojennym stał się przyczyną śmierci co najmniej kilkudziesięciu osób. Zatem PZPR była organizacją przestępczą i zbrodniczą, łamiącą świadomie prawo obowiązujące wówczas w Polsce.

Czym partia komunistyczna zjednywała sobie poparcie znacznej części Polaków?

Na ogół kłamliwą propagandą i obietnicami. Partia jak ja to określam, wielokrotnie nabrała Polaków, bo potem nic z tego nie wynikało, tzn. było jeszcze gorzej. Zjednywanie poparcia w trudnych czasach, kiedy na półkach w sklepach mieliśmy tylko kurz, było prostsze niż dziś, ponieważ zachęty aby wstąpić do partii nakręcały się wokół korzyści materialnych i socjalno-bytowych. Obiecywano mieszkanie, telefon, samochód, lodówkę a także lepsze uposażenia w pracy, premie, dodatki itp. To przyciągnęło wiele osób żyjących bardzo skromnie. Dlatego wiele osób de facto wstąpiło do PZPR z czystego interesu. Część z nich zupełnie „straciła głowę” i po kilku awansach na stanowiska kierownicze, zaczęła kraść i mataczyć.

XII Wojewódzka Konferencja Sprawozdawczo-Wyborcza w Rzeszowie (Zbiory Archiwum Państwowego w Rzeszowie, zespół1246, sygn

XII Wojewódzka Konferencja Sprawozdawczo-Wyborcza KW PZPR w Rzeszowie (Zbiory Archiwum Państwowego w Rzeszowie, zespół 1246)

Jaka była rola donosu w wewnętrznej kontroli partyjnej?

Taka sama jak na UB lub SB. Funkcjonowało to bardzo podobnie. Ktoś zaufany kierownictwa regularnie donosił co się dzieje w jego środowisku. Za to mógł otrzymać wyższą premię lub dodatek w pracy. Rola donosu w łonie partii jednak zawsze była sprawdzana czy rzeczywiście zarzuty się potwierdzają. Dlatego często weryfikowano to specjalną komisją, która miała zbadać sprawę.

Jakie według Ciebie frakcje partyjne miały największe wpływy w KW PZPR w Rzeszowie?

Wśród I sekretarzy były różne opcje. Największe mimo wszystko w murach KW PZPR miały wpływy frakcje Żydów i puławian. Przykładowo, Władysław Kruczek kojarzony z tą druga frakcją, był najdłużej urzędującym I sekretarzem KW, bo 14 lat.

Którzy działacze KW PZPR mieli największy wpływ na uwłaszczenie się miejscowej nomenklatury i na czym ono polegało? 

Na pewno największy wpływ mieli I sekretarze poszczególnych wydziałów, jak również cały trzon kierowniczy tych wydziałów, czyli sekretarze, zastępcy i kierownicy. Część z nich po upadku PZPR za pieniądze pochodzące ze składek partyjnych oraz innych nieuczciwych źródeł, założyło prywatne inicjatywy dorabiając się fortuny. Niektórzy inwestowali w różne nieruchomości i dzięki temu mieli okazję posiadać dodatkowe źródła dochodów. Często działali oni razem w grupie tak jak niegdyś w KW, przejmując majątek publiczny. W zasadzie zjawisko to miało miejsce w ostatnich latach dekady lat 80-tych.

Dziękuję za rozmowę.

Ja również dziękuję.

reklama

Viewing all 42 articles
Browse latest View live